środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 3 "Nie wiesz, że mówienie o sobie w trzeciej osobie jest niesmaczne?"

Ten rozdział dedykuję moim kochanym i pozytywnie jebniętym Sis: Weronice Niemczuk, Natalii Stegnerskiej, Karolinie Bakun i Gosi Gieniusz. Kocham was ♥. SPAMU! WIĘCEJ SPAMU! xddd
_____________________________________________

Harry
Jej odpowiedź nieźle mną wstrząsnęła. Nie rozumiem dlaczego nie chce, żebyśmy się znowu spotkali. Zrobiłem coś nie tak?
- Ej, stary coś ty taki przybity?- zagadnął mnie Zayn.
- Nie ważne...- mruknąłem
- Jak to nie, laska nie zwraca uwagi na jego wdzięki, więc się biedaczyna załamał.- zaśmiał się Liam.
- Zamknij się.- warknąłem.
- W sumie to ja się cieszę, że już się z nimi nie spotkamy. Przynajmniej nie będę musiał oglądać tej Candy...- wtrącił Niall.
Popatrzyłem na niego jak na idiotę, który rzeczywiście jest.
- Dobra, starczy, bo się tu jeszcze pozabijacie.- uspokajał nas Lou.- Co powiecie na jakąś imprezkę, dzisiaj?
- Odpuść... Nie mam ochoty...
- Nasz Harreh nie ma ochoty na wyrywanie dup? Coś tu nie gra.- powiedział z szyderczym uśmiechem Li.
- Idźcie sami.- zlekceważyłem bezczelny docinek Liama- Jakby coś to jestem w pokoju.
Po tych słowach szybko udałem się do swojego pokoju, myśląc jak mogę się jeszcze spotkać z Amy.
Amy
Stanęłam przed szklanymi drzwiami, które były dla mnie przepustką do wiecznego szlabanu. Nie miałam odwagi przekroczyć ich progu.
- No i co tak stoisz jak jakiś kołek?- zapytała ze zniecierpliwieniem Cand.- Potrzebujesz specjalnego zaproszenia?
Spojrzałam na nią z wrogością, a ta nic sobie z tego nie robiąc, pewnym krokiem weszła do domu. Czasami mam ochotę ją po prostu zabić! Ona to sobie może wejść bez problemu do mojego domu, bo jej rodzice nie naskoczą i nie będą prawić 5-godzinnego kazania, że nie wspomnę o szlabanie. Niepewnie i z wielkim strachem weszłam do środka i skierowałam się do salonu.
- Czy możesz nam wytłumaczyć, gdzie byłyście?!- już od progu krzyknęła mama.
Spojrzałam na Candy, która posyłała mi wredne uśmiechy. Popatrzyłam na nią mrożącym wzrokiem i wróciłam do rozmowy z rodzicami.
- Yyy... No... Ja... Zabrałam Candy do klubu...
- Do jakiego?- zapytał tato.
- Ministry of Sound...- wyszeptałam.
- Przynajmniej jakiś dobry - prychnął- ale czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego nie wróciłyście na noc do domu?
- Bo... Trochę wypiłyśmy i moja koleżanka nas wzięła do siebie- skłamałam.
Candy parsknęła śmiechem, ale widząc mój zabójczy wzrok, umilkła.
- No dobrze...- westchnęła mama- ale to ma się nigdy nie powtórzyć, zrozumiano?
- Tak, mamo...
- A i jak jeszcze kiedyś nie będziesz miała w planach powrotu na noc do domu, to daj nam łaskawie znać przez telefon.- dorzucił ojciec.
- Ok...
- Możecie już iść.
Razem z Candy opuściłyśmy salon i udałyśmy się na górę.
- Koleżanka wzięła nas do siebie- prychnęła Cand.
- Wiesz, co mogłabyś się już zamknąć? Nie dość, że mi nawet nie pomogłaś, tylko stałaś tam i głupkowato się uśmiechałaś, to jeszcze na dodatek ze mnie szydzisz.
- A to moja wina, że zabrałaś mnie do tego klubu?!
- Tak! Chciałam ci zrobić przyjemność, a ty nawet nie podziękujesz!
- A za co ja mam ci niby dziękować?!
- Za to, że zrobiłam to dla ciebie! Myślisz, że mi się chciało tam iść?
Wściekła weszłam do pokoju, trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko.
Candy
Ta idiotka twierdzi, że zrobiła to dla mnie? Akurat... Jestem pewna, że sama chciała ruszyć tą swoją dupę, a ja byłam tylko przykrywką. I jeszcze miałam jej pomóc wykręcić się rodzicom? Ta i może frytki do tego, niech się cieszy, że nie wygadałam, u kogo w domu się znaleźliśmy. Czy się z tym wszystkim źle czuję? Nigdy w życiu. Czy zamierzam przepraszać? Oczywiście, że nie. No cóż, taka już jestem- zimna suka, wredna, nigdy nie przepraszam, nie żałuję i nie próbuję naprawić. Ludzie mają ze mną na pieńku. Mówię wprost to, o czym myślę, nie owijam w bawełnę.
Nie mam zamiaru tkwić w tym pokoju przez cały dzień tylko dlatego, że szanowna panna Amy się na mnie obraziła i nie mogę teraz nigdzie bez niej wyjść. Popatrzyłam na dość duże okno, które okazało się być moim wybawieniem. Szybko zbadałam odległość dzielącą je od ziemi i stwierdziłam, że dam radę wyskoczyć. Wychyliłam się i już po chwili znalazłam się na ziemi. Minusem tego jest fakt, że teraz trochę mnie boli noga, ale jak to mówią- czego się nie robi dla wolności? No, przynajmniej ja tak mówię. Szczęśliwa, że pierwsza część mojego planu się udała, ruszyłam do centrum. Po drodze mijałam zakochane parki, które były dosłownie przyssane do siebie, aż mnie mdłości brały. Miałam ochotę pójść na kawę, ale tuż przed kawiarnią przypomniałam sobie, że nie wzięłam kasy. Zajebiście, teraz przecież nie mogę się wrócić bo spieprzyłabym wszystko. Dobra, trudno, ważne że udało mi się wyrwać.
Nagle poczułam uderzenie w ramię i usłyszałam spadające siatki. Spojrzałam z wściekłością na dziewczynę, z którą się zderzyłam i już chciałam jej wygarnąć, ale była szybsza.
- Uważaj, jak chodzisz, ofermo.- wycedziła.
Przymrużyłam oczy i zwróciłam się do niej chłodnym tonem.
- Nie wiesz, że mówienie o sobie w trzeciej osobie jest niesmaczne?
Zmroziła mnie wzrokiem i kucnęła, aby podnieść siatki.
- To nie ja się pchałam na chama.- burknęła.
Coraz bardziej zaczęła mnie irytować ta laska.
- Olivia.- przedstawiła się z udawanym słodkim uśmieszkiem.
- A po chuja mi to?- odparowałam bezczelnie, po czym poszłam dalej przed siebie.
Obeszłam cały park i zatrzymałam się na chwilę, aby odpocząć.
- O ile mi dobrze wiadomo, to nie możesz sama wychodzić.- usłyszałam głos za swoimi plecami.


Nareszcie udało mi się go napisać, sporo nad nim siedziałam. Przepraszam, że taki krótki. Wynagrodzę wam to w następnym ;).

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA




2 komentarze:

Każdy komentarz coraz bardziej motywuje mnie do szybszego pisania- dla was to tylko chwila, napisanie paru literek, a dla mnie ogromna satysfakcja, uśmiech na twarzy i motywacja