czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 1 "Mai Tai razy dwa poproszę"

Amy
Po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Wiedziałam, że moi rodzice nie ruszą swoich zacnych tyłków, żeby sprawdzić kto dzwoni, więc sama to zrobiłam. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się dość nadzwyczajny widok- policjant w za ciasnym mundurze trzymający naburmuszoną dziewczynę wyglądającą mniej więcej na mój wiek. Miała długie brązowe włosy i piwne oczy. Ubrana była w lekko podarte jeansy i wyciągnięty sweter. Na jej nogach znajdowały się zniszczone conversy. Skrzywiłam się na sam widok, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Słucham?- zapytałam najmilej, jak tylko potrafiłam.
- Czy jest może pan Robert Smith?- odezwał się policjant.
- Tak, proszę wejść.
Gestem zaprosiłam gości do środka, zamknęłam drzwi, po czym udałam się do salonu.
- Tato, ktoś do ciebie.
Po chwili w pomieszczeniu znalazł się mundurowy, ciągnący za sobą dziewczynę.
- Witam panie Smith.
- O! Dzień dobry! Amy- tu zwrócił się do mnie- to jest właśnie ta sprawa, o której przed chwilą rozmawialiśmy.
Spojrzałam na niego ze strachem.
- Nie martw się, nie przyszedł po ciebie.- powiedziała złośliwie brunetka.
Rzuciłam w jej stronę wściekłe spojrzenie, na co ta wybuchła śmiechem.
- Jestem Candy.- przedstawiła się przesłodzonym tonem.
- Amy.- odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Dobrze, że już się poznałyście, bo Candy przez jakiś czas u nas zamieszka.
- Co?!- wykrzyknęłam.
- Amy, skarbie proszę cię nie krzycz.- powiedziała karcąco mama.
- Ale dlaczego ona niby ma tu mieszkać?!
- Bo tylko dzięki temu nie trafi do poprawczaka.- wyjaśnił ojciec.
- A mnie to tak obchodzi...
- Amy!- krzyknęli moi rodzice w tym samym czasie.
- Hahaha, spokojnie ja też jestem tak samo szczęśliwa jak ty na myśl o wprowadzeniu się do waszego cudownego domu.- powiedziała z sarkazmem Candy.
Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Gdzie będzie jej pokój?- zapytałam bez owijania w bawełnę.
- Zaprowadź ją do jakiegoś gościnnego.
Opuściłam salon jednocześnie dając znać mojej nowej "koleżance", żeby poszła za mną. Po chwili zatrzymałyśmy się przed ciemnymi, dębowymi drzwiami.
- Twój nowy pokój.- rzuciłam zbiegając po schodach.
Candy
Weszłam do miejsca od teraz zwanego "moim pokojem". Wystrój zrobił na mnie nie małe wrażenie, ale nie zamierzam tego okazywać. Ze złością rzuciłam bluzę na łóżko. Przez tą pojebaną gwiazdeczkę muszę tu mieszkać, bo inaczej zostaje mi tylko poprawczak. Nie dość, że nie będę mogła chodzić teraz na żadne imprezy, w ogóle nie będę mogła sama nigdzie wychodzić, to jeszcze na dodatek mieszkam z jakąś wymalowaną lalunią i jej bogatymi rodzicami. Nie no po prostu zajebiście!
- Puka się.- skarciłam nieprzyjemnie Amy, która bezczelnie wparowała do mojego pokoju.
- O ile mi dobrze wiadomo, to mój dom- odparowała z aroganckim uśmiechem.
- A o ile mi dobrze wiadomo, to mój pokój- wycedziłam.
- Tymczasowy.
- Czego chcesz?- momentalnie zmieniłam temat.
- Pomyślałam, że mogłybyśmy wybrać się gdzieś na miasto, chyba że wolisz tu siedzieć i gnić.
- A skąd pomysł, że chcę iść tam akurat z tobą?
- Idziesz ze mną, albo wcale.
- Dobra- warknęłam-daj mi 5 minut.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Pięć minut?! W takim czasie to ja nawet ciuchów nie zdążę przyszykować.
- Boże... Czy wystarczy paniusi pół godziny na przyszykowanie się?
- Żadnej paniusi... Ty też się jakoś ładnie ubierz- spojrzała z politowaniem na zestaw, który mam na sobie- bo zabieram cię w pewno miejsce.
Wyszła nie dając mi szans na żadne protesty. Z rezygnacją opadłam na łóżko. Postanowiłam od teraz być grzeczna, więc podeszłam do walizki w celu znalezienia odpowiednich ubrań na wyjście. Problem w tym, że nie wiem, gdzie mnie ta szajbuska zabiera, więc nie za bardzo mam pomysł na stój. Wiem jedynie tyle, że mam się odstawić, bo nie kazałaby mi się przebrać bez powodu. Chyba. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam założyć czarne rurki, beżowy sweter i czarną raymoneskę. Na nogi nałożyłam czarne vansy. Przejrzałam się w lustrze i z dumą mogłam powiedzieć, że wyglądam nieźle. Opuściłam pokój i udałam się do kuchni, żeby poczekać na Amy.
Amy
Wróciłam do mojego pokoju i od razu otworzyłam ogromną szafę. Nie miałam pojęcia, w co się ubrać.
Po kilku minutach żmudnych poszukiwań ubrałam miętową koronkową sukienkę, beżowe rajstopy, czarną skórzaną kurtkę i czarne baleriny. Końcowy efekt mnie zadowolił, więc przyszła pora na makijaż. Nałożyłam niewielką ilość pudru na policzki, musnęłam bezbarwnym błyszczykiem usta, a oczy pociągnęłam mascarą i eyelinerem.
Po wykonanych czynnościach uznałam, że wreszcie mogę wyjść do ludzi. Złapałam torebkę i popatrzyłam na zegarek- całość zajęła mi tylko 10 minut. Byłam z siebie ogromnie dumna. Zeszłam do kuchni, gdzie czekała już na mnie Candy. Dokładnie zmierzyłam ją wzrokiem i musiałam przyznać, że ubrała się świetnie.
- Idziemy?- zapytałam.
- Ta...- odpowiedziała niezbyt chętnie, co zignorowałam.
Wyszłyśmy z domu. Poczułam na skórze chłodne powietrze, przez co automatycznie cieplej otuliłam się kurtką. W milczeniu doszłyśmy do celu naszej "wędrówki"- klubu nocnego. Kątem oka spojrzałam na moją towarzyszkę, która z otwartą buzią wpatrywała się w szyld klubu. Uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc, że zdziwiłam ją przyjściem tu. Podeszłyśmy do ochroniarza, który widząc mnie automatycznie wpuścił nas do wnętrza budynku.
Candy
Byłam na maksa zszokowana. Nie miałam pojęcia, że Amy potrafi się zabawić i chodzić do klubów. Gdy zobaczyłam szyld jednego z najlepszych londyńskich klubów- Ministry of Sound, myślałam, że to jakiś sen. Żeby tego było mało Amy postanowiła mnie jeszcze bardziej zadziwić- tak po prostu podeszła sobie do ochroniarza, a ten gdy tylko ją zobaczył od razu ją wpuścił. Czyżby była tu stałym gościem?
Wnętrze zrobiło na mnie ogromne wrażenie- obijane skórą kanapy w lożach, aksamitne zasłony, ekskluzywny barek z przystojnym barmanem i centrum całego klubu- ogromny parkiet. Od razu udałyśmy się po alkohol.
- Czego piękne panie sobie życzą?- zapytał pociągający barman.
Spanikowana spojrzałam na Amy, która widząc moją minę wybuchła śmiechem.
- Mai Tai razy dwa poproszę.- powiedziała z uśmiechem.
Po chwili otrzymałyśmy nasze zamówienia. Od razu sięgnęłam po kolorową ciecz i poczułam upragniony smak w gardle. Procenty powoli zaczęły działać w moim organizmie, przez co byłam już lekko wstawiona. Amy wcale nie wyglądała lepiej. Nagle zachciało mi się tańczyć. Pociągnęłam moją towarzyszkę na parkiet i oddałyśmy się w wir tańca.



Jest pierwszy rozdział, podoba się? Jak myślicie, co będzie dalej? ;)

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA








poniedziałek, 23 grudnia 2013

Prolog

Amy
Co widzę za oknem? Ludzi spieszących się do pracy, dzieci dźwigające ciężkie tornistry. 
A ja? Staram się uciekać od typowego londyńskiego dnia. Od pośpiechu. Jedni biegną za uciekającym autobusem, inni zabierają sobie nawzajem taksówki. Ogólnie rzecz biorąc pracują. A ja? Patrzę w okno i obserwuję goniące się nawzajem krople deszczu. No bo co innego ma robić córka jednego z najlepszych prawników w Londynie i wysoko cenionej projektantki mody? Pracować w kopalni? Czasem nudzi mnie już ta monotonia, ale zawsze powtarzam sobie, że to dzięki niej mam wszystko, czego zapragnę- duży dom, piękny pokój, ogromną garderobę pełną cholernie drogich ciuchów. Ale jednej rzeczy mi brakuje- rodziców. Tak wiem, przecież mam rodziców, ale brakuje mi ich miłości, ich obecności. Albo siedzą w swoich gabinetach, albo w pracy. Nie mają dla mnie czasu. Oddałabym wszystko co mam- markowe buty, torebki, ciuchy, nawet naszą willę, żeby tylko mieć kochających rodziców.
- Amy, możesz zejść na chwilę do salonu?
Teraz będę się bawić w grzeczną i posłuszną córeczkę. Zawsze spełniam ich prośby, bo tylko tak mogę spędzić z nimi choć trochę czasu. Wygładziłam krótką spódniczkę i zeszłam do salonu.
- Chcieliście coś?
- Tak... Będziemy mieli gościa?
- Czy to ktoś ważny? Mam się jakoś specjalnie ubrać?
Mama spojrzała niepewnie na tatę, po czym kontynuowała dialog ze mną.
- To jest taki nietypowy gość...
Jej wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi.
Candy
Ludzie mówią, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Ha! I tu się mylą. U mnie najlepszym tymczasowym miejscem jest posterunek policji. Spędzam tu więcej czasu, niż u siebie w domu. Poważnie. Trafiam tu co jakieś 2 dni, a resztę czasu spędzam na imprezach. Znam już nawet imiona wszystkich policjantów, pracujących tu. Znam każdy kąt tego budynku. Trafiam tu głównie za pobicia, ćpanie, demolki, ale tym razem nie mam pojęcia, dlaczego się tu znalazłam.
- Po raz kolejny tłumaczę ci, że nie trafiłaś tu bez powodu.
- Ale co ja takiego zrobiłam?
- Groziłaś pobiciem i wyłudzałaś pieniądze pewnemu znanemu piosenkarzowi.
- Oj daj spokój Ben! Przecież nic mu nie zrobiłam...
- Zrobiłaś i to dużo. Masz szczęście, że ta sprawa nie trafiła do sądu.
- Ta i co jeszcze?! Powiedziałam parę słów jakiejś zadufanej w sobie gwiazdeczce i ty mi jeszcze mówisz, że mogłabym za to mieć rozprawę w sądzie. Co za popierdolone prawo!
- Słownictwo...
Założyłam nogi na stole i krzywo spojrzałam na policjanta.
- Jak zamierzacie mnie ukarać?
- No właśnie nie wiem, kuratorka jeszcze nie dzwoniła.
Prychnęłam. Z kieszeni Bena rozległ się bardzo dobrze znany mi dźwięk- dzwoni kuratorka. Policjant opuścił salę, uśmiechając się jak debil. Już dawno chciałam go zeswatać z tą pindzią, ale zawsze powtarzał, że ona mu się nie podoba i że łączą ich jedynie służbowe relacje. Ta, na pewno... A Święty Mikołaj istnieje... Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Przed moimi oczami ukazał się wysoki blondyn z brązowymi odrostami na czubku łepetyny. Grzywkę miał postawioną na żel. Ubrany był dosłownie jak gej.
- Czego?- warknęłam.
- Może trochę milej... Szukam Bena. A tak w ogóle to jestem Niall.
- A co mnie to obchodzi?
Chłopak podszedł bliżej z głupim uśmiechem na twarzy.
- No i co się tak szczerzysz?
- Czy ty wiesz w ogóle, kim jestem?
- Jakoś za bardzo mnie to nie interesuje, ale proszę oświeć mnie.
- Jestem Niall Horan, członek jednego z najpopularniejszych boysbandów- One Direction.
- Jaki skromniś...- prychnęłam- Czekaj... To ty jesteś tą zadufaną w sobie gwiazdeczką z pedalskiego zespoliku, przez którą teraz muszę tu siedzieć i gnić.
- Odszczekaj to!
- Ani mi się śni.
Prawie zabijaliśmy się wzrokiem. Już miałam się na niego rzucić, żeby mu porządnie dokopać, ale w sali pojawił się Ben. Spojrzałam na niego groźnie, a ten uśmiechnął się do mnie. Co mu odwala?
- Widzę, że zdążyliście się już poznać.- powiedział z rozbawieniem.
-Ta, zdążyłam zobaczyć, jaki z niego idiota.
- Powinnaś mi dziękować za to, że nie dałem tej sprawy do sądu.
- Och! Jakiś ty litościwy!- krzyknęłam z sarkazmem.
- Panie Horan, czy mógłby pan na chwilę opuścić salę, muszę porozmawiać z panną Brown.
- Oczywiście, lepiej mi zrobi, jak będę z dala od niej.
- Burak.- warknęłam.


Więc jest prolog. Podoba się?
Pamiętajcie:

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA