niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 11 "Haha pani ogrodnik"

Amy
Dobra, dobra poukładajmy sobie to wszystko. Spędziłam dość dziwny dzień z chłopakami podczas ich sesji. Ciągle się wygłupiali, a szczególnie Harry. Ten chłopak powinien zostać klaunem! Cały czas robił jakieś śmieszne pozy przed aparatem i gdy wydawało się już, że spoważniał, to w ostatniej chwili strzelił jakąś głupią minę. Nie mogłam opanować śmiechu! Tylko Zayn wydawał się jakiś smutny i nieobecny. No nic, będę musiała z nim pogadać.
Później, gdy siedzieliśmy już w limuzynie i w końcu jechaliśmy do domu, okazało się, że nie ma Candy i Nialla.
Wydawało się, że już nie może być dziwniej, jednak ta "urocza" para uwielbia nas zaskakiwać.
Gdy tylko postawiłam stopę na moim cudownym podjeździe, za którym tak tęskniłam, moje oczy niefortunnie uchwyciły pewną, niemożliwą scenę. Mianowicie nasza ukochana Candy ze swoim księciem od siedmiu boleści latali po całym trawniku, depcząc kwiatki i lejąc się nawzajem wodą z węża ogrodowego. Ciekawe co do powiedzenia w tej sprawie będzie miał nasz ogrodnik, który jestem pewna, że nie będzie się wściekał za zdeptane kwiatki i zrujnowane 4 godziny z jego życia. Ależ ja mam cudowne życie! Najwspanialszą Candy, która jest przy mnie 24 godziny na dobę, wspaniałe wcale nie pozbawione mózgu One Direction z Niallem w roli głównej i jeszcze policję, która zaszczyca mnie swoją obecnością przynajmniej raz dziennie. Oczywiście nie mogłabym pominąć najwspanialszego na świecie ogrodnika ,który będzie mnie teraz ganiał z łopatą i grabiami w ręce.
-Coś ty taka zamyślona?- zaczepił mnie Lou.
-Hmm? Ja? Nie... Po prostu się zastanawiam, jak wyjaśnić ogrodnikowi, że nie z mojej winy ogródek został zniszczony. W końcu przecież nie byłam doinformowana o tym, że dwójce dzikusów nagle zachce się kąpieli na świeżym powietrzu.
-Te dzikusy to jakaś wrzuta do mnie?- zapytała zaczepnie Candy, wyciskając wodę z ubrań.
-Do ciebie? Nie, skądże...- prychnęłam sarkastycznie.- Tylko ty lepiej zorganizuj już sobie trumnę i spisz testament, bo jak on tu wróci to będziesz musiała mieć na serio mocne argumenty, żeby nie pozbawił cię życia. Na twoim miejscu już szukałabym dobrego prawnika.
-E tam... To on powinien sobie znaleźć najbliższy szpital i bardzo chętnego dawcę krwi w razie jakby co...- uśmiechnęła się złowieszczo.
Palnęłam się z otwartej ręki w czoło. Spokojnie, przecież moje życie jest totalnie normalne, nie wiem czemu narzekam.
-Oj już bez przesady, przecież nic nie zniszczyliśmy.- wtrącił Niall.
-Niall, idioto, cały ogródek jest zmasakrowany.- odpowiedział ze śmiechem Harry.
-Właśnie, przez co lepiej się już szykujcie z Candy na spędzenie całego dnia z łopatą w ręku.
-No ty chyba sobie jaja robisz.- prychnęła Candy.- Jeżeli już, to ten głąb odwali całą robotę, ja nie zamierzam się za to brać.
-A niby na jakiej podstawie ja mam to wszystko robić?- zdenerwował się Niall.
-Bo przypominam ci, że to ty ganiałeś mnie po całym ogrodzie z wężem w ręku.
-Ty wcale nie byłaś lepsza.- odszczekał.- Skoro wyleciało ci to z pamięci, to chętnie ci przypomnę. To ty latałaś po całej posiadłości wrzeszcząc: "Gdzie jest jakiś inny pieprzony szlauf?!".
-To niczemu nie dowodzi.- powiedziała ze stoickim spokojem Candy.
-Tak, to niby czemu jestem teraz cały mokry?
-Bo jesteś idiotą?
-Jeszcze mi może powiedz, że sam się oblałem.
-A kto cię tam wie...
Spiorunował ją wzrokiem, na co ta w odpowiedzi posłała mu niewinny uśmiech.
-Nie obchodzi mnie, kto będzie marnował kilka godzin swojego życia na sadzenie kwiatków i robienie tego, co robi się w ogródku, ale ma być to zrobione, bo inaczej moje i wasze zdrowie ucierpi bardzo.
-Aż tak?- zaniepokoił się Niall.
-Oj nie przesadzaj, to jest wasz pracownik, nie ma prawa cokolwiek ci zrobić.- odpowiedziała lekceważąco Candy.
-Uwierz, on jest do wszystkiego zdolny.- zapewniałam.- Raz, wykopał olbrzymi dół w ziemi tylko po to, abym do niego wpadła, bo dzień wcześniej powiedziałam, że jego praca jest beznadziejna. A potem musiał cały dzień zakopywać tą dziurę, ale co tam, ważne przecież, że do niego wpadłam i skręciłam sobie kostkę.
-To czemu twoi rodzice go nie zwolnili?- zapytał Louis.
-Chcieli to zrobić, ale okazało się, że ma na nich haka. Mianowicie kiedyś przyłapał ich w łazience podczas pewnej pozycji, kiedy powinni być w salonie na bankiecie, więc nie ma teraz takiej siły, która mogłaby go pozbawić posady.
-Spoko, jak tylko pozna Harrego, to odechce mu się pracowania tutaj, gwarantuję ci to.- odparł ze śmiechem Liam.
-Dzięki, Liam!- krzyknął z oburzeniem Hazz.
-Ja osobiście uważam, że pan farbowany blond o wiele lepiej by go odstraszył.- dodała Candy.
-Możesz się w końcu ode mnie odpierdolić?!- wrzasnął, po czym obrażony poleciał do domu.
-No cóż, skoro nasza kochana księżniczka się zmyła, to nie pozostaje nam nikt inny, jak ty, Amy.
-Nie pozostaje nikt inny, jak ja do czego?- zapytałam podejrzliwie.
-Do ogarnięcia ogrodu, powodzenia.- rzuciła i już się odwróciła, ale złapałam ją za ramię.
-O nie! Wy nabałaganiliście, to wy posprzątacie!
-Zabawna jesteś dziecinko, a teraz leć po tą łopatę, bo do jutra się z tym nie wyrobisz.
-Mi co najwyżej wykopie dół, żebym do niego wpadła, wam może powykrzywiać mordy, więc radzę ci, przemyśl to sobie.- zostawiłam chłopaków i osłupiałą Candy, po czym weszłam do domu.
-Niall!- krzyknęłam, zamykając drzwi.
-Czego chcesz?- usłyszałam cichy głos, dobiegający z pokoju blondyna.
-Możemy pogadać?- lekko uchyliłam drzwi do jego pokoju.
-Ta...
Ostrożnie weszłam do pomieszczenia i usiadłam na łóżku obok leżącego chłopaka.
-W porządku?- zapytałam.
-Po prostu zajebiście!- prychnął ironicznie.
-Ale co się w ogóle stało?
-Co się stało? Już ci powiem, co się stało! Ta pieprzona suka Candy się stała!
-Ej, ej spokojnie, bez takich... Ale co ona ci konkretnie zrobiła?
-Co mi zrobiła? Wpieprzyła się z buciorami w moje życie i po kolei mi wszystko niszczy.
-Uuuuu...
-Co?- popatrzył na mnie jak na idiotkę.
-Ona ci się podoba.- stwierdziłam.
-Błagam nie rozśmieszaj mnie! Nie gustuję w dziwkach.
-Niall...- westchnęłam.
-Co?
-Miłość jest do dupy.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
-Dobrze się czujesz?- dotknął mojej głowy.
-Doskonale, niby czemu miałabym się źle czuć?- odparłam z oburzeniem.
-Bo gadasz od rzeczy. Że niby ja i Candy?
-Ja tego nie powiedziałam, ale ty tak.- wystawiłam język, po czym zaczęłam uciekać.
Niall oczywiście, jak przystało na prawdziwego mężczyznę (sarkazm) zaczął mnie gonić po całym domu. Darłam się, ile mogłam, ale jak zawsze nikt nic sobie z tego nie zrobił i nie miał najmniejszego zamiaru przyjść do domu na ratunek, oczywiście wyłączając bidulkę Candy, która teraz pewnie plewi grządki pod kierownictwem męskiego odpowiednika Natalii Siwiec dla ubogich (czyt. ogrodnika).
W końcu Nialler mnie złapał i rzucił na kanapę, przytłaczając mnie swoim ciężarem.
-Pomocy! Ratunku! On mnie gwałci!- darłam się na cały głos ze śmiechem.
-Teraz oduczysz się podważania autorytetu Nialla Horana.
-Kiedy ja niby podważyłam twój autorytet? Ty wiesz w ogóle co to znaczy?
-Nie, ale fajnie brzmi.- odpowiedział, po czym zaczął mnie łaskotać.
-Ej, kółko wzajemnej adoracji, idźcie się pieprzyć gdzie indziej, bo chcę w spokoju obejrzeć mecz.- powiedział Liam, wskakując na kanapę. Niestety niefortunnie, bo walnął głową w ścianę. Biedactwo.
-Hahahaha Liam... Hahaha.- nie mógł złapać tchu Niall.- Widziałaś, Amy? Liam leci na twoją ścianę.
Zaczęłam się niepohamowanie śmiać i nie zauważyłam kilku par oczu wpatrujących się w nas z niedowierzaniem.
-No co?- zwrócił się w ich kierunku Niall.- Liam próbuje zarywać.
Tym razem wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Drzwi otworzyły się i do salonu wbiegła zdyszana Candy w ogrodniczym stroju i z wielką konewką w ręku. Dostałam jeszcze większej głupawki z hukiem spadłam na podłogę.
-A tej co?- wskazała na mnie.- Nie no, po prostu nie wierzę, że naćpaliście się beze mnie! Jak tak można?! Jestem oburzona waszym zachowaniem!- wrzeszczała bez końca.
-Haha pani ogrodnik.- śmiał się Niall.
-Stul dziób, idioto! Przypominam ci, że łopata czeka już na ciebie z niecierpliwością.
-No ty chyba sobie jaja robisz...- spojrzał na nią z pode łba.
-Przykro mi, ale nie mam takiej umiejętności.- westchnęła.
Nagle usłyszeliśmy huk. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i kogoś mi brakowało... No pięknie...
-Harry.- powiedzieliśmy zgodnie.
Ciekawe, co ten bezmózg tym razem wymyślił.


Hej, strasznie i ogromnie Was przepraszam. Jestem taka zła na samą siebie za to, że tyle zwlekałam z tym rozdziałem, ale kompletnie nie miałam czasu. A to wyjazd do babci, a to jakieś sprawdziany i kartkówki, po prostu obłęd!
Jak widzieliście, cały rozdział jest z perspektywy Amy, ale o to mi chodziło :-D. Mogę Wam zdradzić, że początek następnego będzie opowiadał Harry.
Do następnego!

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA