środa, 11 listopada 2015

Rozdział 22 "Nikt nie ma ciężej niż ładna blondynka"

Candy
Powiedziałam to. Swoją historię. I to na dodatek Niallowi czyli temu, kogo nienawidzę najbardziej. Ale dlaczego? Co się stało? Zwykła chwila słabości, czy po prostu nagła desperacka chęć wyrzucenia tego z siebie?
Patrząc w tej chwili na Nialla byłam pewna, że moja opowieść wstrząsnęła nim, choćby po wyrazie jego twarzy. Ale kim by nie wstrząsnęła? Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Szybko ją starłam, ale to i tak nie uszło uwadze Nialla.
- Candy, ja... Nie wiem, co powiedzieć...
I dobrze. Dobrze, że nie zaczął mówić, że mu przykro, że mnie rozumie, nie chciałam jego współczucia! Cokolwiek by teraz powiedział, zabrzmiałoby to tak banalnie, że gdybym nie była taka roztrzęsiona, to uderzyłabym go w twarz. Na szczęście nic takiego nie powiedział. Milczał.
Podniosłam się do pozycji stojącej i szybko opuściłam łazienkę. Ochota na sikanie jakoś mi przeszła.
Niall chyba też ruszył się z miejsca, ale nie próbował mnie zatrzymać. Nie wiem tylko, czy to dobrze, czy źle.

~*~


Zrezygnowana wpakowałam do buzi ostatnią łyżkę lodów ciasteczkowych. Przysięgam, że lepszego wynalazku, niż te lody nie wymyśliła ludzkość. Wow, zachowuję się jak te załamane paniusie, którym jakiś chłoptaś złamał serce, przez co wszczynają bunt przeciwko przeróżnym dietom i ograniczeniom i obżerają się lodami nie patrząc na konsekwencje. Ostra jazda, mówię wam. Krótko mówiąc zamieniam się w osobę, którą jeszcze niedawno gardziłam. Muszę to przerwać.
Szybkim ruchem pozbyłam się dowodów mojej słabości- pustego opakowania po lodach i ogromniej łyżki. Tyle lat potrafiłam trzymać uczucia w sobie i zgrywać twardą, że teraz też to potrafię i jedna głupia rozmowa z jakimś idiotą tego nie zmieni. Co nie zmienia faktu, że miło jest wiedzieć, że kogoś jednak obchodzisz...
Okay... Stop! Ja wcale nie obchodzę Nialla, on zachował się tak tylko dlatego, że chciał ochronić tyłek.
Pomogą mi tylko dwie rzeczy - alkohol i narkotyki. Pierwszą mam dostępną tu, a drugą... No cóż... O drugą trzeba się będzie bardziej postarać. Ale w końcu od czego się ma przyjaciela - dilera, prawda? Sięgnęłam po swoją komórkę i wybrałam numer do Duke'a. Zanim jednak wcisnęłam zieloną słuchawkę, która miała nawiązać połączenie, usłyszałam dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Ktoś przyszedł. Ktoś, a raczej dwie osoby poznając po hałasie.
- Candy!- ktoś krzyknął moje imię.
Gdy się odwróciłam, zobaczyłam uśmiechniętą od ucha do ucha mamę Amy i idącego tuż za nią tatę Amy.
Jak ja ich dawno nie widziałam...
- Dzień dobry.- przywitałam się z uśmiechem.- Jak minęła podróż?
- Ah, była strasznie wyczerpująca.- westchnęła kobieta.- Jak nas tu dawno nie było. Strasznie się za wami wszystkimi stęskniliśmy, prawda Robercie?
- O tak. Szczególnie za naszą Amy. Znów opuściliśmy ją na święta.- dodał ze smutkiem.
- Oh, proszę się nie martwić, Amy się przyzwyczaiła.- powiedziałam nie zdając sobie sprawy z tego, jak to zabrzmiało. Dopiero widząc wyraz twarzy rodziców dziewczyny, zrozumiałam.- Ale miała nas, więc wszystko było w porządku. Zresztą nieważne, dobrze państwa widzieć z powrotem.
Nagle mama Amy zrobiła coś, czego bym się w życiu nie spodziewała- podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Ostatnim razem czułam się tak w dzień moich 13 urodzin, gdy przytuliła mnie mama. Do oczu napłynęły mi łzy, ale umiejętnie je powstrzymałam. Odwzajemniłam uścisk.
- Nawet nie wiesz, jaka ci jestem wdzięczna.- wyszeptała kobieta.- Gdyby nie ty, Amy znów siedziałaby sama i czuła się przez nas opuszczona. Na prawdę się zmieniłaś, Candy.
Po chwili odsunęłyśmy się od siebie.
- Dlaczego sądzi pani, że się zmieniłam?
- Bo to widać. Zresztą niedawno rozmawiałam z Amy przez telefon i opowiadała mi o tym, co się tutaj działo.
Słysząc jej wypowiedź, zachłysnęłam się powietrzem. Kobieta zaśmiała się.
- Nie martw się, Candy, nie opowiadała mi o wszystkim. Chyba nawet nie chciałabym wiedzieć.
Odwzajemniłam uśmiech.
- I w związku z tym, jesteś wolna, Candy. Rozmawialiśmy już z twoją kuratorką, musisz tylko podpisać kilka dokumentów i koniec z twoim aresztem domowym. Nie musisz już u nas mieszkać.- dodał tato Amy.
Dziwne. Słysząc tą wiadomość powinnam skakać ze szczęścia. W końcu uwolnię się od walniętych pedałów, wrócę do domu i znów będę mogła robić to, co zechcę. W takim razie czemu ta wiadomość jakoś specjalnie mnie nie cieszy?
Bo się przywiązałaś do tych popieprzonych ludzi, idiotko.
Wcale się do nikogo nie przywiązałam.
- Nareszcie! Kiedy będę mogła podpisać te świstki?
Rodzice Amy spojrzeli na mnie zdezorientowani.
Pewnie wdawało im się, że nie będę chciała się z nimi rozstawać i wracać do domu. Cóż, po części to prawda.
Nie, wcale nie.
- W poniedziałek możesz wszystko pozałatwiać.
Uśmiechnęłam się do ludzi stojących przede mną po czym udałam się w stronę mojego pokoju. Wspięłam się po ciemnych, potężnych schodach i ruszyłam wzdłuż jasnego korytarza, poobwieszanego zdjęciami. Nigdy się im jakoś specjalnie nie przyglądałam. Zawsze uważałam, że to zdjęcia jak zdjęcia a dokładne analizowanie ich byłoby stratą czasu. Teraz jednak zwróciły jednak moją uwagę. Większość z nich pochodziła z dzieciństwa Amy. Amy z wielkim uśmiechem je loda, Amy kąpie się w morzu, Amy wraz z rodzicami stoją przy Łuku Triumfalnym robiąc śmieszne miny i pozy.
Pomimo, że jej rodzice byli bogaci, zaabsorbowani pracą, miała cudowne dzieciństwo. Ja też takie miałam do czasu... Wypadku. No właśnie.
Prychnęłam w myślach. Nie będę ponownie rozgrzebywała tej sprawy. Przez lata trzymałam ją szczelnie zamkniętą w odizolowanym pudle w mojej głowie i tak ma pozostać. Niestety pewien wkurzający blondyn najwyraźniej lekko nadszarpnął kłódkę.
Postawiłam kolejny krok chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju, ale jedno zdjęcie sprowadziło mnie z powrotem w jego stronę. Była to fotografia rodziców Amy ze ślubu. Uśmiechnięta para młoda - kobieta trzymająca piękny biały bukiet, mężczyzna z uśmiechem pełnym uwielbienia przyglądający się jej. Nic nadzwyczajnego. Jednak nie są sami na zdjęciu. Za nimi stoi rozanielona drużba składająca się z faceta do złudzenia przypominającego Mercedes i... Kobiety... Kobiety, której nie mogłabym nie poznać. Była to moja matka.
Mercedes
- Nie jestem dziwką, Louis. - powiedziałam do szczerzącego się chłopaka.
Jego uśmiech momentalnie się powiększył, w dodatku zrobił się bardziej szyderczy.
- Oj kotku, przecież nie proszę cię, żebyś nią była.
Zignorowałam przydomek, jaki mi ofiarował, choć w normalnych okolicznościach zaczęłabym z wściekłością wrzeszczeć na bruneta. Żaden kotek.
- Nawet jeśli się zgodzę, to jaką mam pewność, że masz jakiekolwiek przydatne informacje o moim ojcu?
Zrobił krok w moją stronę i wyzywająco spojrzał mi w oczy.
- I w tym właśnie jest sęk, kotku. Ja nic nie stracę, ewentualnie zyskam, ty za to możesz stracić wszystko. - spojrzał na mnie wymownie, przez co momentalnie poczerwieniałam na twarzy.
- Czyli mam rozumieć, że nawet jeśli wskoczę ci do łóżka, nie mam stuprocentowej pewności, że czegokolwiek się dowiem?
- Dokładnie.
- To jest cholernie niesprawiedliwe.
- Nikt nie ma ciężej niż ładna blondynka. - po usłyszeniu tego oburzającego komentarza, z całej siły uderzyłam go w twarz.
- Jesteś obrzydliwy. - wycedziłam.
Wyminęłam go z zamiarem jak najszybszego oddalenia się od tymczasowego zagrożenia, jednak chłopak był szybszy: złapał mnie za ramię i z całej siły przyciągnął mnie do siebie tak, że zostałam uwięziona pomiędzy nim, a ścianą. Próbowałam się wydostać szarpiąc się z nim, ale niestety na próżno.
- Louis, do cholery! Puść mnie! Co ty wyprawiasz?
Tomlinson zaczął zachłannie całować moją szyję przyprawiając mnie o dreszcze. Ale przecież to idiota, nie mogę mieć przez niego dreszczy! Uciekajcie, wysłannicy szatana!
- Przecież i tak wiem, że pójdziesz na mój układ, więc po co to przeciągać w czasie? Niech każdy dostanie szybko to, co chce. - wymruczał.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę! - krzyknęłam - Louis, puszczaj!
- Mercedes?
Odetchnęłam z ulgą. Rodzice Amy uratowali mi tyłek. Dosłownie. Przez chwilową nieuwagę chłopaka, wywołaną słowami cioci, wyrwałam mu się z łatwością i odeszłam na bezpieczną odległość. Louis wyraźnie zirytowany, zacisnął mocno szczękę, przez co jego rysy wyostrzyły się, a on sam wydawał się groźniejszy. Patrząc na niego, nie mogłam pozbyć się myśli, czy przypadkiem nie wolałabym, aby nam nie przerwano... Och, stop!
Po chwili na korytarz wkroczyli niczego nieświadomi rodzice Amy. Widząc ich, na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, który wytrenowałam już dawno przy wszystkich "przyjaciołach" mojej matki. Ale przecież to moja rodzina, nie widziałam ich tak dawno, powinnam wykazać chociaż krztę entuzjazmu.
- Witaj ciociu, wujku. - powiedziałam możliwie najradośniejszym głosem.
- Och, Mercedes! Jak dobrze cię w końcu zobaczyć! - krzyknęła ciocia i porwała mnie w objęcia.
- No już wystarczy, bo mnie zaraz udusisz. - zachichotałam.
Na moje słowa kobieta czym prędzej puściła mnie.
- Louis, miło cię widzieć. - powiedziała z lekkim zaskoczeniem, jakby dopiero co zauważyła jego obecność.
- Nawzajem, pani Smith. - odpowiedział, po czym delikatnie skinął głową w kierunku wujka i szybkim krokiem udał się do swojego pokoju.
- A temu co? - zapytała po chwili mama Amy.
- Pewnie widząc cię, przypomniał sobie, że celem ich pobytu tutaj była garderoba, którą miałaś przygotować na ich zbliżającą się trasę, i teraz będzie się trzymał z daleka od ciebie. - zaśmiał się mężczyzna.
Jak ja bym chciała, aby to była prawda...
- Ugh kompletnie zapomniałam o tym wszystkim! A mam jeszcze tylko dwa miesiące. Robercie, choć przywitać się z Amy, bo muszę się brać za te stroje.
- Do zobaczenia. - mruknęłam i szybko zbiegłam po schodach. Muszę na chwilę wyjść, bo dłużej nie wytrzymam oddychania tym samym powietrzem, co Tomlinson.


~*~


Udałam się na najbliższy przystanek i wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, który jechał do centrum. Usadowiłam się obok przemiłej staruszki, z którą przegadałam prawie całą drogę. Stereotyp mówiący, że starsi ludzie są zrzędliwi i czepialscy, jest kompletnie wyssany z palca. Przynajmniej w przypadku tej pani. Jest to na prawdę urocza osoba, która trochę przypominała mi moją babcię. Może dlatego złapałyśmy wspólny język. W naszą rozmowę często wplatała dowcipy, bądź zabawne wypowiedzi. Zwięźle, szczerze i bez ogródek wyrażała swoje zdanie, a przy tym cierpliwie wysłuchiwała moich wyżaleń. Pewnie teraz myślicie, jaka idiotka opowiadałby dopiero co poznanej osobie o swoim życiu, ale ja na prawdę w tamtej chwili tego potrzebowałam.
Po 30 minutach rozstałyśmy się, bo ja wysiadałam już z autobusu, a kobieta jechała jeszcze przez 2 stacje.
Rozmowa z nią naprawdę mi pomogła. Po usłyszeniu mojej tragicznej historii, nie otrzymałam od niej słów typowych dla słodkiej optymistki "Wszystko się ułoży", wręcz przeciwnie. Kobieta nie szczędziła sobie mocnych słów, które peryfrazując można było określić jako "Weź się w garść", "Staw czoła swoim problemom", "Daj temu irytującemu osobnikowi (podkreślam, peryfrazując) nauczkę". Na prawdę wzięłam jej słowa do serca.
Postanowiłam pospacerować ulicami Oxford Street, wstąpić do kilku sklepów i utopić smutki w zakupach (cóż za ironia, bo przecież jeszcze niedawno przez te smutki chciałam wywalić wszystkie moje ciuchy). Normalni ludzie topią smutki w alkoholu, ale jak widać ja nie jestem normalna. Szczególnie po tym, co mi zrobił Louis (a raczej co zamierza zrobić).
Dobra, nie myśl już o tym, w końcu przyjechałaś tu, żeby się od tego wszystkiego na chwilę oderwać.
Najpierw zajrzę do Channel, później do Louisa Vuitton'a, a na końcu może zahaczę jeszcze o Marca Jacobsa. Tak, to świetny plan.
Myśląc z podekscytowaniem o nowej torebce od Channel, butach od Vuitton'a i sukience od Marca Jacobsa, tak odcięłam się od świata, że przez przypadek wpadłam na jakiegoś chłopaka.
- Tak cię przepraszam! - powiedział, panikując.
Zaśmiałam się, widząc jego zachowanie.
- Nic się nie stało, na prawdę. To ja się zamyśliłam. Przy okazji, jestem Mercedes. - podałam mu rękę.
Nieznajomy nieśmiało uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń.
- Michael, miło mi.
Amy
Życie dało mi porządnego kopa w dupę już tyle razy. Ciągle zabiera mi rodziców, którzy muszą nieustannie jeździć na jakieś wypady służbowe, podstawia mi pod nos ludzi, przez których robię okropne rzeczy, które później wychodzą na jaw, aż w końcu, kiedy myślę, że już gorzej być nie może, robi mi najgorsze świństwo na świecie. Stawia na mojej drodze cudownego chłopaka, z którym ułożenie sobie życia wydawałoby się idealne, pozwala mi myśleć, że jestem w nim na zabój zakochana, aby po chwili wpakować mnie do przytulnego domku na obrzeżach Londynu z kompletnym idiotą, którego już sama obecność działa na mnie porażająco, oczywiście Życie zdaje sobie z tego sprawę, dlatego rzuca mnie w jego ramiona i aranżuje zwalający z nóg pocałunek.
Ugh, jeszcze na dodatek później udaje, że wszystko naprawia: rodzice wracają do domu, Nathan jest za kratkami, a Olivia nie ma bladego pojęcia, co jej zrobiłam, a Zayn nie dowiaduje się o mojej małej "zdradzie".
Jednak z doświadczenia wiem, że za chwilę ten podły jegomość zwany Życiem, zaśmieje mi się w twarz i znowu wszystko się posypie: rodzice ponownie zostawią mnie na kilka miesięcy, poczucie winy będzie mnie prześladować nocami, aż w końcu sama przyznam się do tego, że to ja przyczyniłam się do jej okropnej krzywdy, a sama nie będę mogła zapomnieć o Harrym, który coraz częściej wywołuje u mnie skrajne uczucia. Niekiedy są tak intensywne, że dosłownie mogę je fizycznie poczuć.
A przecież jestem z Zaynem i to jego kocham! Tak, właśnie. Gdy Harry zapytał mnie, czy kocham Zayna, wahałam się, ale tylko dlatego, że obecność Lokatego mnie rozpraszała i nie mogłam racjonalnie myśleć.
Postanowiłam, że będę unikać Harrego najbardziej, jak się da. Tak, wiem, to cholernie dziecinne zachowanie, ale ja w obecnej sytuacji nie zamierzam stawiać czoła swoim problemom. Po pierwsze, muszę wymyślić, co zrobić, aby Zayn nie dowiedział się o sytuacji w domku, a po drugie, jeśli przez jakiś czas nie będę widywać Stylesa, to może uda mi się odpędzić od tego dziwnego uczucia atakującego mnie za każdym razem, kiedy go widzę, i w ten sposób znów będę pewna swoich uczuć do Zayna. Plan idealny.
Ale, jak wszyscy wiemy, nie ma planów idealnych, są tylko te, które są beznadziejne, albo te, które wydają się świetne, ale w rzeczywistości są jeszcze gorsze od tych pierwszych.


~*~

Tak więc, mój plan zaczął się pieprzyć już w momencie przekroczenia mojej Bezpieczniej Przystani, zwanej także sypialnią. Nie wiem, czemu, ale jestem dosłownie jak magnes przyciągający wszelkie kłopoty. 
Wyszłam z pokoju w pełni usatysfakcjonowana moim nowym planem, przy okazji uważając, aby przypadkiem nie wpaść na Harrego. Wiecie, przezorny zawsze ubezpieczony. Jednak nie mogłam przewidzieć tego, że moja ostrożność będzie tak duża, że na sam dźwięk jego imienia, zacznę wariować i chować się w kąt.
- Louis możesz mi powiedzieć, gdzie do cholery jest Harry?! Chcę zacząć robić przymiarkę, a jego nigdzie nie ma. - usłyszałam z domu krzyk mojej mamy.
Tak naprawdę, nie zakodowałam w umyśle jej pozostałych słów, oprócz jednego - HARRY. Przez to nie złapałam kontekstu i prawdziwego sensu tego zdania, źle go interpretując. Po usłyszeniu tego imienia, odwróciłam się gotowa uciec do pokoju. Jednak mój odwrót w istocie był zbyt gwałtowny, dlatego w konsekwencji, przywaliłam głową w ścianę i upadłam na podłogę. Pozostałe rzeczy potoczyły się szybko. 
- Amy, nic ci nie jest? - moich uszu dobiegł TEN głos.
Harry Cholerny Styles!
Próbowałam się podnieść, ale oczywiście w tym momencie mój plan odwrócił się przeciwko mnie i kolejny raz się uderzyłam, przez co jeszcze bardziej zwróciłam na siebie uwagę chłopaka. Już słyszę ten szyderczy śmiech w moich uszach. Dzięki ci, Życie, mój sprzymierzeńcu, na prawdę mogłam się obejść bez tego!
- Tak, wszystko w porządku, na prawdę. - nawet próbowałam obrócić to wszystko w żart i się zaśmiać, ale z moich ust wyszedł tylko kolejny jęk pomieszany z bolesnym śmiechem, powodując niepokojącą mieszankę.
Po chwili poczułam dłonie na swoich ramionach, które sprawnie pociągnęły mnie w górę i sekundę później stałam na nogach podtrzymywana przez nikogo innego, jak wszechobecnego, tylko nie tam, gdzie potrzeba, Harrego. Jego ręce szybko prześlizgnęły się na moją talię, przytrzymując mnie, żebym nie upadła, jednocześnie (co uważam, że było głównym celem Stylesa) przyciągając mnie bliżej siebie. Spuściłam wzrok w dół, starając się jednocześnie ignorować targające mną emocje wywołane bliskością chłopaka. Po jakimś czasie stwierdziłam jednak, że on może to źle odebrać i niepewnie uniosłam głowę do góry, patrząc w błyszczące, szmaragdowe oczy. Na ten widok oraz ze względu na jego bliskość i ręce na mojej talii, przeszły mnie dreszcze.
Na całe szczęście, otrząsnęłam się z transu i zanim zdążyłam zrobić coś, czego później bym żałowała, odsunęłam się od chłopaka. Niemal jęknęłam, czując nagle ogarniające mnie zimno i ledwo powstrzymałam się od ponownego wpadnięcia w ramiona Harrego.
- Zdaje mi się, że mama cię szukała. Chyba powinieneś do niej pójść. - powiedziałam w duchu gratulując sobie opanowania.
Na moje słowa uśmiechnął się iście Niallowskim (czytaj: szarmanckim, aroganckim)  uśmiechem i zrobił krok w moją stronę.
- A mi się zdaje, że mam tu ciekawsze rzeczy do roboty. - mrugnął do mnie, a mi momentalnie zrobiło się gorąco. Czy on na prawdę powiedział to, co usłyszałam?
- Na robienie tych CIEKAWSZYCH rzeczy pozwolenie ma tylko mój chłopak. - te idiotyczne słowa wypłynęły z moich ust, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Co ja najlepszego zrobiłam?
Moje obawy potwierdziła natychmiastowa zmiana na twarzy Harrego. Jego uśmiech zmienił się w grymas wściekłości, oczy straciły błysk i dosłownie widać było ciskające w nich pioruny, a ręce zacisnęły się w pięści.
- To w takim razie gdzie jest ten TWÓJ CHŁOPAK? - powiedział niskim, pełnym jadu i chłodu głosem, od którego przeszły mnie nieprzyjemne ciarki.
Odwrócił się na pięcie, podążył w kierunku schodów i szybko zbiegł nimi na dół. Oparłam się o ścianę zrezygnowana. Jak już mówiłam - moje Życie właśnie zaczęło ponownie się pieprzyć.



Szczerze, to jestem (pewnie podobnie jak Wy) zawiedziona długością i jakością tego rozdziału, szczególnie biorąc pod uwagę ilość czasu, w jakim był pisany. Prawda jest taka, że przez jakiś czas dopadła mnie tak dobrze znana wszystkim bloggerom blokada twórcza i za cholerę nie mogłam złożyć żadnego sensownego zdania. Tak więc przez kilka miesięcy rozdział był nietknięty. Dopiero ostatnio jakoś spięłam się w sobie i zaczęłam coś jako tako pisać.
Jednakże, pomimo moich zwątpień i obaw, mam nadzieję, że rozdział choć w małym stopniu się Wam spodobał. Oczywiście mam również nadzieję, że ktokolwiek jeszcze wchodzi na tego bloga i przeczyta ten rozdział. Do zobaczenia wkrótce (mam nadzieję)!

KOMENTARZE = WIELKA MOTYWACJA

środa, 16 września 2015

Wielki powrót jędzy!

A więc... Powróciłam. Czemu jędza? Chyba sami się domyślacie, w końcu rozdziału ani widu ani słychu od 5 miesięcy. Tak, tak zawaliłam, wiem...

Ale dla osób, które są cholernie wytrwałe i nadal liczą, że rozdział się pojawi, mam dobrą wiadomość. A mianowicie planuję nowy rozdział dodać w przeciągu tego tygodnia! Jeej!

Ale na serio, mam nadzieję, że ktoś jeszcze ze mną został.

Tak więc do zobaczenia niebawem.

                                               Wasza (nie)najukochańsza jędza.

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 21 cz.2 "Historia Candy"

   Ta 5-letnia dziewczynka z długimi brązowymi naturalnie pofalowanymi włosami, dużymi brązowymi oczami i wielkim uśmiechem na twarzy, ubrana we wdzięczną różową bluzeczkę i jeansową spódniczkę bawiąca się pod czujnym okiem mamy na placu zabaw... Uwierzyłbyś, że to Candy Brown? Tak, właśnie ta Candy Brown, kilkakrotnie złapana przez policję za bójki, ćpanie, ciągłe upijanie się i zakłócanie porządku publicznego. Ta Candy Brown, która w swoim życiu zaliczyła więcej facetów niż Bear Grylls szkół przetrwania. Wygląda przecież tak niewinnie i nieskazitelnie. Jak taka drobna i dobroduszna osóbka mogła zamienić się w taką sukę?

   Dziewczynka oderwała na chwilę wzrok od swojej idealnie wyrzeźbionej babki z piasku, z której była ogromnie dumna. Od pół godziny nieudolnie starała się zrobić niesamowitą babkę, którą będzie mogła pokazać mamie i wreszcie! Cały trud i wysiłek opłacił się, a Candy poczuła się jak master chef.
- Mamusiu! Mamusiu!- krzyczała rozentuzjazmowana.- Patrz, jaką piękną babkę zrobiłam!
Kobieta z czułym uśmiechem na twarzy podeszła do córki, po czym wzięła ją w ramiona i okręciła dookoła.
- Brawo skarbie! Jestem z ciebie taka dumna.- powiedziała, po czym pocałowała malutką w policzek.
- Chciałabym, żeby tatuś też ją zobaczył...- wyszeptała dziewczynka.
- No to w takim razie na co czekamy? Pójdziemy po niego i przyprowadzimy go tu, aby zobaczył twoją piękną babkę.
- Dobrze! Ale inne dzieci mogą ją zniszczyć i tatuś nie zobaczy jej już tak pięknej.- zasmuciła się.
- W takim razie musimy zrobić obronną fortecę.
- To może z patyków?- nieśmiało zaproponowała Candy.
- Świetny pomysł!
Matka z córką jak świetnie zgrani zawodnicy szybko pozbierały wystarczającą ilość patyków i zrobiły z nich imponującą fortecę.
- Jaka fajna!- krzyknęła uradowana dziewczynka.
- Teraz możemy spokojnie pójść po tatę.
Po godzinie z powrotem pojawiły się na placu zabaw, tym razem w towarzystwie z tatą Candy. Podobnie jak mama, był bardzo dumny z córki i w nagrodę za idealną babkę kupił jej piękną zabawkę.

   Rok później Candy znowu zrobiła babkę z piasku, jeszcze piękniejszą niż poprzednia. Mama zaczęła jeszcze bardziej wiwatować i chwalić ukochaną córeczkę, natomiast tato znów przyszedł ją zobaczyć, pochwalił Candy za świetną babkę, ale tym razem nie kupił jej już zabawki.

   W wieku 7 lat Candy znowu wybrała się z mamą na plac zabaw i ponownie ulepiła babkę. Była ona o wiele piękniejsza, niż dwie poprzednie. Gdy zawołała mamę, ta nie mogła wyjść z zachwytu i była jeszcze bardziej dumna z córki niż poprzednio. Candy znów zapragnęła pokazać tacie swoją babkę, więc ponownie przyprowadziły go na plac, jednak tym razem ojciec przyszedł tam ze skwaszoną miną zdenerwowany, że wyciągnęły go z domu z powodu takiej błahostki. Pochwalił córkę, lecz nie było w tym ani szczypty entuzjazmu czy szczerości.

   Gdy Candy miała 8 lat, ostatni raz ulepiła babkę z piasku. Była to najpiękniejsza babka, jaką kiedykolwiek zrobiła. Jej mama nie posiadała się ze szczęścia i nie przestawała chwalić dziewczynki. Gdy poszły po tatę, aby zobaczył najpiękniejszą babkę na świecie, ten stwierdził, że nie ma czasu na takie głupoty. Tego dnia Candy chodziła bardzo smutna pomimo, że mama starała się zrobić wszystko, aby ją rozweselić. Candy zazwyczaj kładła się spać o 20, ale tej nocy poszła znacznie później, ponieważ rodzice krzyczący na siebie nie dawali jej zasnąć. Była zła na siebie, że krzyczeli z powodu jej najpiękniejszej babki.

   10-letnia Candy jak zwykle po szkole wracała do domu. Uczyła się bardzo dobrze, rodzice zawsze byli z niej dumni i wynagradzali jej dobre wyniki i osiągnięcia. Ponadto w wolnym czasie zawsze pomagała mamie w gotowaniu i sprzątaniu, bo tato nigdy nie miał na to czasu.
Tego dnia miała do przekazania rodzicom świetną wiadomość- nauczycielka wybrała ją do reprezentacji klasy w międzyklasowym konkursie ortograficznym. Z tego powodu dosłownie biegła całą drogę powrotną.
- Mamo! Tato! Muszę wam coś ważnego powiedzieć...- nie dokończyła, bo zastała mamę płaczącą przy stole.
Natychmiast do niej pobiegła i mocno ją przytuliła.
- Dlaczego płaczesz mamo?
- To nic ważnego, kochanie. Co chciałaś mi powiedzieć?
- Chciałam to powiedzieć tobie i tacie? Jest w domu?
Gdy jej mama zaczęła bardziej płakać, Candy zrozumiała co się stało i płakała razem z nią. Płakały dopóki ich oczy nie spuchły, a one nie zrobiły się całe czerwone na twarzy.
- Tato... On... Wyjechał.
- I nie wróci, prawda? Przegapi moje urodziny?
- Och, nie przegapi, wróci kochanie, na pewno wróci. Musi wrócić.- ostatnie zdanie wypowiedziała już szeptem.

   Ojciec przegapił nie tylko 11 urodziny Candy, ale także 12 i 13. Choć tak właściwie te ostatnie miał dopiero przegapić, gdyż tego dnia dziewczynka kończyła oficjalnie 13 lat. 
Właśnie wraz z mamą wchodziły do samochodu, ponieważ kobieta miała ją zawieść do pizzerii, gdzie Candy razem z koleżankami zamierzały świętować jej urodziny. Wieczorem miała świętować z mamą.
Przez chwilę jechały w ciszy, lecz nagle Candy powiedziała coś, co zaprzątało jej głowę już od dawna:
- Tato znowu opuści moje urodziny, prawda? On już nie wróci.
- Skarbie, obiecuję ci, że wróci.
Candy zawsze zastanawiała się, dlaczego jej mama tak uparcie wierzyła w to, że ojciec wróci. Zostawił je, trzeba to przyjąć do wiadomości. Candy to zrobiła, jej mama nie.
- Dlaczego ty...
Nie dokończyła. Usłyszała tylko huk, poczuła przeszywający ból i wokół zapadła ciemność.
   
   Obudziła się w szpitalu. Jej mama nie miała takiego szczęścia. Lekarz wyjaśnił dziewczynie, że odeszła do aniołków, ale Candy nie była już małym dzieckiem i doskonale zdała sobie sprawę z tego, że jej mama umarła. 
Kilka dni po wyjściu ze szpitala, rodzina Candy urządziła piękny pogrzeb. Ojciec Candy nie przyszedł, chociaż jej mama zapewne cały czas wierzyła, że będzie inaczej.
Dziewczynę adoptował ukochany wujek, który jednak był tak roztrzepany, że to Candy musiała się nim zajmować, a nie on nią. Lecz pomimo to żyło jej się na prawdę dobrze. No, może pomijając każde noce, które spędzała na płakaniu.

   Rok później zgodnie z obietnicą mamy, ojciec pojawił się. Wrócił. Candy na nowo powróciła nadzieja i w jednej chwili poczuła tak wielką miłość do taty silniejszą od urazy za to, że je zostawił. Pragnęła rzucić mu się w ramiona i pozwolić, żeby ją mocno uściskał. Lecz, gdy zobaczyła go i podbiegła, on spojrzał na nią jak na intruza i szybkim krokiem wszedł do domu wujka. Przez kilka dni Candy nieustannie próbowała rozpocząć rozmowę z nim, przytulić go, lecz on umiejętnie ją zbywał jakby była tylko i wyłącznie irytującym insektem, którego trzeba natychmiast się pozbyć.
Tydzień później ojciec niespodziewanie zabrał ją na przejażdżkę. Nie mówił nic, ale Candy była szczęśliwa, że jadą gdzieś RAZEM. Jednak nie tego się spodziewała. Ojciec zabrał ją do kancelarii prawniczej, gdzie jak się okazało był testament, który spisała matka jeszcze długo przed wypadkiem. Swojemu mężowi, którego zawsze szczerze kochała, zapisała połowę majątku i swój samochód. Drugą połowę majątku wraz ze swoim domem zapisała swojej najukochańszej córce, Candy.
Jak się później okazało, ojciec przyjechał do Londynu z wyraźnego powodu. I bynajmniej nie była to chęć odbudowania relacji z córką, lecz chęć zdobycia pieniędzy, o czym Candy przekonała się, gdy od razu po wizycie u prawnika spakował wszystkie swoje rzeczy i bez słowa wyjechał, ponownie zostawiając Candy. Tym razem jednak nie było przy niej mamy, która mogła ją pocieszyć.

   Jednak to wydarzenie nie złamało Candy. Nie sprawiło, że stała się bezuczuciową suką. Nie sprawił to też fakt, że rówieśnicy śmiali się z niej i nikt nie chciał się z nią przyjaźnić. Nikt oprócz uroczego chłopca- Duke'a Devine, który w przyszłości miał stać się dilerem narkotyków.
Candy była bardzo miłą, otwartą i przyjacielską dziewczyną. Lecz pewnego dnia to się zmieniło.

   Wracając po szkole do domu, niefortunnie natknęła się na elitę klasy, którzy wręcz uwielbiali z niej szydzić. Candy była do tego przyzwyczajona, więc nie przejmowała się kolejnymi wrednymi docinkami z ich strony, lecz nagle pewna blondynka wypowiedziała słowa, które na zawsze zmieniły życie Candy:
- Żałuję, że ta suka, twoja matka nie zmarła zanim urodziła taką pokrakę jak ty.
To był pierwszy, lecz nie ostatni raz, kiedy Candy kogoś pobiła. Była tak wściekła na dziewczynę za nazwanie jej matki suką, za radość z jej śmierci, za życzenie jej wcześniejszej śmierci, że znienawidziła wszystkich ludzi. Nagle ojciec, który ją opuścił stał się jej wrogiem, a wszyscy, którzy jej dokuczali, choć wcześniej się tym nie przejmowała, surowo za to zapłacili. Od tej pory każdy się jej bał. Zaczęła pić, palić, ćpać, wszczynać bójki, aż w końcu pierwszy raz trafiła na posterunek. Ben jako jedyny policjant wykazał jej zrozumienie dlatego też polubiła go. Jednak nawet dla niego była bezczelną, chamską i pozbawioną emocji suką. Tylko Duke znał jej prawdziwe oblicze. Szybko został wciągnięty przez przyjaciółkę w wir nielegalnego życia i tym sposobem został dilerem. 

   Lecz nawet fakt, że Candy zachowywała się jak pozbawiona emocji suka, nie oznaczał, że tak na prawdę w środku nie cierpiała.



Dobra, wyrobiłam się z tym na prawdę szybko. Aż sama nie mogę uwierzyć. Spodziewaliście się takiej historii? Cóż, teraz wiemy dlaczego Candy stała się taką wredną suką. Mam nadzieję, że spodobała się Wam jej historia. I oczywiście liczę na szczere opinie w komentarzach.
Napisanie tej historii nie sprawiło mi aż tak wielkiej trudności i dodałam ją na prawdę szybko, ale nie spodziewajcie się tego samego przy następnym rozdziale, gdyż wracam już do szkoły i znowu masa obowiązków mi się skumuluje, jednakże postaram się go dodać jak najszybciej.
Nie ukrywam także, że jestem trochę zawiedziona liczbą komentarzy i wyświetleń pod poprzednim rozdziałem.

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 21 cz.1 "Szkoda, a tak chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o suhakach"

PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI POD ROZDZIAŁEM!

Candy
Harry i Amy wrócili do domu z jakimiś dziwnymi minami. To znaczy: Harry szczerzył się jak głupi, co ostatnimi czasy nie zdarzało mu się zbyt często, natomiast Amy wręcz przeciwnie- wyglądała na zamyśloną, kompletnie oderwaną od rzeczywistości i może nawet trochę... przestraszoną? Ja już nie wiem co się dzieje z tym światem. Najpierw Louis coś odpierdala, przez co Mercedes wygląda jakby ją co najmniej zgwałcił, później Niall zachowuje się jak jakiś niewyżyty psychopata, a teraz Harry zabiera Amy do sklepu nie wracając z żadną rzeczą. Zresztą sama od pewnego czasu dziwnie się zachowuję. Gdyby jeszcze rok temu ktoś mi powiedział, że z własnej woli pójdę do łóżka z Niallem, będzie mi się to podobało i na dodatek ten idiota będzie na mnie tak działał, chyba bym go wyśmiała. Natomiast teraz to się dzieje naprawdę. Przez te wszystkie wydarzenia kompletnie zapomniałam o tym, że tak naprawdę tu nie mieszkam, ale jestem pod opieką kuratorki i muszę i że teoretycznie powinnam odwiedzić tą sukę, aby dowiedzieć się ile czasu mam jeszcze spędzić w tym areszcie domowym. Niestety ta szmata nie będzie chciała ze mną rozmawiać, dopóki nie stawię się u niej z moim opiekunem. Dlaczego nie rodzicem? To bardzo długa i popieprzona historia, którą najchętniej bym wymazała z pamięci.
Wracając do mojego kochanego opiekuna, którym nawiasem mówiąc jest mój wujek- jest tak nieogarnięty, że pewnie nawet nie wie, że nie ma mnie w domu i że muszę mieszkać u prawnika, bo "tym razem przesadziłam". Gdyby poszedł ze mną do kuratorki, to pewnie tylko by pogorszył sprawę, zresztą nawet nie chciałam go w to mieszać. Jest jaki jest, ale to moja jedyna rodzina i w jakiś sposób mi na nim zależy i nie chcę, żeby mieszał się w to całe bagno.
- Candy, za kilka minut wracają rodzice, więc proszę cię ogarnij swoją jadaczkę i nie palnij niczego głupiego jak zawsze, dobrze?- powiedziała Amy, która weszła jak zwykle nieproszona do mojego pokoju.
- Muszę się nad tym poważnie zastanowić, biorąc pod uwagę, że w tym momencie mnie obraziłaś.
Westchnęła.
- No proszę cięęę...- rzuciła śpiewnie przeciągając ostatnią literę.
- A co będę z tego miała?
- Dach nad głową i spokojne życie bez obawy, że ktoś może cię go pozbawić.
Parsknęłam śmiechem.
- Zdajesz sobie sprawę, że w twoim wykonaniu nie brzmi to zbyt zastraszająco?
Zrobiła obrażoną minę i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Ale podoba mi się to, że taki mam na ciebie wpływ. Jeszcze rok ze mną i będziesz chodziła ubrana w skórę z kolczykami w każdym możliwym miejscu na ciele.- zażartowałam.
Dziewczyna starał się zachować kamienną twarz, ale trochę jej nie wyszło, gdyż po chwili zwijała się ze śmiechu.
- Po prostu siedź cicho.- powiedziała, gdy już trochę się uspokoiła, po czym szybko opuściła mój pokój.
Po kilku minutach błogiego spokoju moje drzwi ponownie się otworzyły.
- Amy ile razy mam ci powtarzać, że będę się zachowywać? I proszę cię też łaskawie żebyś nie wchodziła do mojego pokoju bez pukania!
- Puk puk.- usłyszałam męski głos.
Natychmiast się odwróciłam, czego oczywiście pożałowałam, gdyż przed moimi oczami pojawił się Horan. Spojrzałam na niego mrożącym krew w żyłach wzrokiem, na co ten tylko parsknął śmiechem.
- Czego tu chcesz?- zapytałam oschle.
- Mamusia nie nauczyła podstawowych zasad kultury?- odgryzł złośliwie.
Nie miał prawa... Nie miał tego pieprzonego prawa!
Wściekła podniosłam się do góry.
- A ciebie nauczyła? No jakoś mi się nie wydaje, skoro włazisz do mojego pokoju bez zaproszenia! I wiesz co? Naprawdę staram się kurwa! Staram się być milsza dla ciebie, dla Amy, dla chłopaków, dla wszystkich! Ale wiesz czemu mi nie wychodzi? Bo tacy ludzie jak ty sprawiają, że staję się jeszcze gorszą suką!
Skończyłam swój dramatyczny monolog ze łzami w oczach. Odwróciłam się, żeby blondyn ich nie zobaczył, żeby nie miał tej pierdolonej satysfakcji. Po chwili poczułam jego dłoń na moim nadgarstku i zanim zdążyłam ją strzepnąć, zostałam odwrócona. Mój wzrok wędrował wszędzie tylko nie na twarz Nialla.
- Candy. Spójrz na mnie,
Nie zareagowałam, tylko w zamian próbowałam się wyrwać z jego żelaznego ucisku, niestety bez skutku.
- Candy.- powiedział poważnym tonem, od którego przeszły mnie ciarki- Spójrz. Na. Mnie.
Niechętnie wykonałam jego polecenie. Gdy spojrzałam w jego oczy, doznałam szoku. Nie dostrzegłam w nich triumfu, czy złośliwości lecz skuchę i troskę tak szczerą, że gdyby nie trzymał mnie za rękę prawdopodobnie runęłabym jak długa na podłogę.
- Przepraszam, posunąłem się za daleko. Ja... nie wiedziałem. Myślałem, że starasz się tylko i wyłącznie być dla mnie chamska i nic innego cię nie obchodzi.
Jego słowa sprawiły, że pomimo moich prób do niedopuszczenia tego, z ust wydostał mi się szloch, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Byłam zła, że dałam się tak ponieść emocjom i to tylko z powodu głupiego Horana.
- Powinieneś wyjść.- powiedziałam zdesperowanym lecz pewnym głosem.
- Candy...
- Wyjdź!
Dlaczego on patrzył na mnie w ten sposób? Dlaczego wyglądał, jakby na prawdę troszczył się o to, że mnie zranił, chociaż doskonale wiedziałam, że ma to gdzieś i z chęcią zaśmiałby się mi w twarz? Dlaczego nie triumfował, śmiał się i docinał mi w każdy możliwy sposób? Przecież w każdej normalniej sytuacji by tak zrobił, zresztą ja też. W takim razie czemu to nie była normalna sytuacja?
Chłopak niepewnie puścił moją rękę i opuścił mój pokój. A ja miałam w tej chwili ochotę wyłącznie rzucić się na łóżko i płakać w poduszkę.
Ale jestem przecież bezuczuciową Candy Brown, która tego nie zrobi.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
Mercedes
Od wczoraj wyglądam i zachowuję się jak żywy trup. Dosłownie. Nawet się nie pomalowałam, co od 3 lat nigdy mi się nie zdarzało. Ubrałam zwykłą koszulę od Marca Jacobsa, która za nic nie pasowała do lawendowych rurek Louis Vuitton. Nie pofatygowałam się, aby nałożyć coś na nogi pomimo, że moje paznokcie u stóp od kilku dni błagają o zmycie tego odpryśniętego lakieru. Włosów nie uczesałam, tylko związałam je w niedbałego i wcześniej kompletnie niedopuszczalnego przeze mnie kucyka. Nagle moja ukochana torebka od Chanel wydała mi się stratą pieniędzy, a śliczne szpilki kupione tuż przed wyjazdem do Londynu miałam ochotę wyrzucić na śmietnik. A wszystko przez Tomlinsona, któremu najwyraźniej znudziła się rola dzieciaka i postanowił dla odmiany zostać chujem oczywiście niekorzystnie dla mnie. Jego propozycja wydawała mi się kompletnym poniżeniem mojej osoby, ale także niestety jedynym wyjściem. Jednak w tej chwili miałam jedynie ochotę na zawsze zakopać się w pościeli z kalorycznymi przekąskami w jednej ręce i alkoholem w drugiej.
Najciszej jak potrafiłam zeszłam po schodach z zamiarem udania się do kuchni. Może i byłam zdesperowana, ale nie straciłam na tyle godności, aby dać się komuś zobaczyć w takim stanie.
Gdy znalazłam się w kuchni, szybko chwyciłam paczkę czipsów, żelki Horana oraz colę. Poszłam do salonu, który na szczęście był pusty i z barku wyciągnęłam whisky. Z wszystkimi rzeczami szybko uciekłam do pokoju, a drzwi zamknęłam na klucz. Rzuciłam się na łóżko, włączyłam telewizor i upiłam łyk alkoholu. Po kolei przełączałam kanały byle tylko uwolnić się od tych zasranych romansideł, których w tej chwili miałam serdecznie dosyć na przemian jedząc garści popcornu, żelków i popijając to colą i whisky.
Spadłaś już na samo dno.
Zignorowałam głos rozsądku w mojej głowie i kontynuowałam popadanie w depresję. Nawet nie zorientowałam się, że telewizor nadawał właśnie MTV, na którym obecnie leciał teledysk One Direction. Jak na złość właśnie w tej chwili solówkę miał Louis.
- O nie, mój drogi. Nie zamierzam cię słuchać i oglądać podczas użalania się nad własnym losem w łóżku. Nie zepsujesz mi tego.
Szybko przełączyłam na następną stację, którą jak się okazało było Natural Geographic. Ten odcinek prezentował życie i rozmnażanie się suhaków. Nie był to wymarzony sposób na spędzanie wolnego czasu, ale w tej chwili suhaki były o wiele lepsze od Louisa.
Ostatnie, co pamiętam przed odpłynięciem to to, że suhaki są roślinożerne i żywią się kilkoma roślinami trującymi dla innych zwierząt.

~*~

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Za oknem było już ciemno z czego wywnioskowałam, że spałam sporo czasu. Obok mnie walała się pusta butelka po whisky i coli oraz papierki po czipsach i żelkach.
Raz w życiu trzeba.
Z wielkim bólem podniosłam się do pozycji siedzącej i ze zdziwieniem stwierdziłam, że telewizor jest wyłączony.
Szkoda, a tak chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o suhakach.
Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a mnie zaatakowało ostre światło oraz głośne dźwięki dochodzące z zewnątrz.
- Auć! Ciszej proszę!
- O, nareszcie się obudziłaś. Wyskakuj szybko z łóżka, przespałaś cały dzień!- powiedziała Amy.
- I jakoś nie przeszkadza mi przespać więcej.- powiedziałam niemrawo, po czym ponownie zakopałam się w pościeli i opadłam na poduszki.
Długo nie mogłam nacieszyć się spokojem i wygodą, gdyż po chwili moja kołdra została ze mnie brutalnie zerwana.
- Oszalałaś?!- krzyknęłam.
- Wyglądasz strasznie.- zaśmiała się.
- No dzięki.- burknęłam.
- No dobra, wstawaj trzeba cię trochę odnowić, bo jeszcze chwilę i coś ci się w tym buszu zalęgnie.- wskazała na moje włosy, które podczas snu musiały się uwolnić z gumki, gdyż w tej chwili rozpuszczone walały się po mojej całej twarzy. Nawet nie chciałam się zastanawiać, ile kołtunów zdążyło się tam zrobić.
- Moje włosy, moja sprawa.- mruknęłam.
Amy usiadła obok mnie na łóżku i delikatnie mnie objęła.
- To przez Louisa, prawda?
Zachłysnęłam się. Skąd wie? Przecież do cholery nie może wiedzieć! 
- Wiedziałam, że to jego wina. Tylko czemu od razu nie powiedziałaś? Zresztą nieważne, on tego pożałuje.
- Nie!- krzyknęłam trochę zbyt gwałtownie, co wywnioskowałam z miny kuzynki.- Nie możesz!
- Jezu, co on ci zrobił?
- Nic, po prostu... Zostaw to mi, ok? Proszę cię, nie rozmawiaj z nim o tym.
W moich oczach pojawili się niechciani goście, które spłynęły wraz z moimi wszystkimi obawami i problemami po policzkach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że na prawdę muszę to zrobić.
- Mercedes...
- Wiem co robię, zaufaj mi. Proszę.
Przez chwilę Amy miała minę, która pokazywała jej determinację, ale pod wpływem mojego błagalnego wzroku niechętnie pokiwała głową na znak zgody. Jej nowa mina wyrażała ogromną troskę o mnie.
Podczas kiedy ja wiedziałam już, co zrobię, gdyż podjęłam decyzję. Mam nadzieję, że właściwą.
Niall
Przez cały dzisiejszy dzień byłem nieobecny. Ciągle zastanawiałem się nad akcją w pokoju Candy. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Na dodatek jej reakcję spowodowałem ja. Dziwne, powinienem w tej chwili triumfować, że przeze mnie Candy miała załzawione oczy, a nawet uwolniła jedną łzę. Natomiast mi było cholernie przykro i smutno, że przeze mnie płakała. Była taka bezbronna. Ciągle czuję się za to wszystko winny. Szczególnie, że chyba trafiłem w jej jakiś słaby punkt, gdyż nigdy nie przejmowała się moimi docinkami, wręcz przeciwnie: sama mi dogryzała. Jeszcze na dodatek ona starała się być milsza, a ja zachowałem się jak ostatni kutas. Muszę z nią pogadać. Muszę się dowiedzieć, o co chodzi.
Tylko dlaczego ty się przejmujesz Candy? 
Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami. Już miałem zejść na dół, ale przeszkodziła mi Candy, która szybko mnie minęła nawet na mnie nie patrząc. To sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej. 
Niewiele myśląc, poszedłem za nią jak się okazało- do łazienki.
Cóż za ironia.
Nim dziewczyna zdążyła zamknąć drzwi, sprawnie wślizgnąłem się do środka. Candy spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Co ty tu do cholery robisz?
- Chcę z tobą porozmawiać.
- W toalecie?! Wybacz, ale chciałam z niej skorzystać.
W normalnych okolicznościach rzuciłbym złośliwym tekstem typu: "Nie krępuj się, zaczekam", ale w tej chwili nie miałem zamiaru.
Kurwa, Horan co się z tobą dzieje?
- Po pierwsze: chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem rano. Zachowałem się jak dupek. Ale jestem ciekawy, dlaczego zareagowałaś na to w ten sposób. Przecież zawsze w takiej sytuacji mi odpyskowujesz.
Moja wypowiedź sprawiła, że przez jej twarz przeleciał cień smutku i rozpaczy, ale po chwili ponownie przybrała kamienną twarz.
- Było mi od początku powiedzieć, że bardzo potrzebujesz do toalety. W takim razie zejdę na dół.
Chciała wyjść, ale zanim zdążyła to zrobić, chwyciłem klucz, zamknąłem nim drzwi i schowałem go w tylnej kieszeni spodni.
- Co ty odpierdalasz?! Teraz zamierzasz mnie zgwałcić w toalecie?! Cóż za ironia zważywszy, że przed chwilą mnie przepraszałeś.
- Chcę odpowiedzi na moje pytanie. I obiecuję ci, że nie wyjdziesz stąd, dopóki mi jej nie dasz.
Candy z wściekłości zacisnęła wargi, co było w jej wykonaniu wyjątkowo urocze. 
Nie, nie było.- skarciłem się w myślach.
Brunetka usiadła na brzegu ogromnej wanny i spuściła wzrok.
- Zgoda.- mruknęła.- Ale przygotuj się na długą, dramatyczną historię.



Byłam święcie przekonana, że nie dam rady napisać tego rozdziału dzisiaj, a jednak. No cóż, to tylko i wyłącznie zasługa pięknego, słonecznego dnia, pomarańczy i mojego niezawodnego Eda i cudownej Bey. Przeznaczyłam odrębny post na życzenia świąteczne, więc przesadą by chyba było pisanie ich znowu, tutaj. 
Jak widzicie, rozdział został podzielony na części, a dokładnie 2, gdyż pierwsza część (ta) jest zwykłym rozdziałem, natomiast część druga będzie przeznaczona na wspomnienia Candy, czyli historię, którą opowie Niallowi. Tak więc musicie liczyć się z tym, że nie będzie to długi post.
Co myślicie o tym rozdziale? Tak, tak wiem płacząca Candy- koniec świata, ale no cóż, kiedyś to musiało się stać, bo planowałam to już na prawdę długi czas. Mogę Wam wyznać, że Candy nie jest z kamienia i nie będzie to jedyna scena jej płaczu. A troskliwy Niall to już kompletnie inny wymiar, ale trzeba pogodzić się z tym, że nasi bohaterowie się zmieniają, zresztą przekonacie się o tym nie tylko na przykładzie tej dwójki. Dobra, już i tak za dużo wygadałam.
Do następnego!

A tak w ogóle, to która postać najbardziej spodobała się Wam w tym rozdziale?

I oczywiście zapraszam do zakładki Pytania do bohaterów, bo od jakiegoś czasu świeci pustkami.
KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA

Z okazji świąt...

 Życzę Wam wszystkim wszystkiego dobrego, smacznego jajka, mokrego (hyhy) śmigusa- dyngusa, rodzinnej atmosfery, pysznego jedzenia, bo pamiętajcie, że podczas świąt kalorie się nie liczą.
 A osobom niewierzącym (nikt nie będzie się czuł dyskryminowany) życzę dobrze wykorzystanego wolnego czasu i przygotowania się na drastyczny powrót do szkoły.
 Może mojego bloga czytają również osoby innej religii, które prawdopodobnie nie obchodzą w tym czasie żadnych świąt. Wam też życzę wszystkiego dobrego.
~Wasza (nie)najukochańsza Kasia.

To pierwszy raz, kiedy dodaję post z życzeniami, tak wiem, jestem okropna.

Ps. Rodział postaram się dodać w trakcie przerwy świątecznej.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 20 "Niby nie słyszałam żadnych niepokojących odgłosów, ale powinnam chyba o to zapytać- czy Louis zgwałcił cię w tej kuchni?"

Mercedes
Szczerze, to na prawdę nie miałam ochoty tłumaczyć brunetowi, co robiłam w jego pokoju, ale zważywszy na to, że przypierając mnie do lodówki miał o wiele większą przewagę, nie miałam wyjścia. Westchnęłam, po czym zebrałam się na odwagę i zaczęłam opowiadać.
- No więc... Nie wiem od czego zacząć...
- Może tak od początku?- rzucił niemiło, czym zaroił sobie mój ironiczny uśmiech.
- Jak zapewne wiesz, jestem kuzynką Amy. Moja mama pochodzi z Francji, ale mój ojciec jest Anglikiem, a dokładniej bratem jej mamy. Niestety, ojciec opuścił nas przed moim urodzeniem, a ja nigdy go nie poznałam. Niedawno, gdy odwiedziła mnie babcia, niespodziewanie zaczęła mi opowiadać o tacie. Bardzo zapragnęłam go poznać, gdyż z jej opowieści wynikało, że był wspaniałym człowiekiem. Zapytałam się jej, dlaczego w takim razie nas zostawił, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. Powiedziała mi za to, że mama Amy uwielbiała mojego tatę i cały czas za nim tęskni, gdyż byli na prawdę zgranym rodzeństwem. Podobno w swoim domu cały czas trzyma pamiątki po nim. Dowiedziałam się nawet, w którym pokoju i pewnie się już domyślasz, że chodziło o twój. Pomyślałam, że może, gdybym coś znalazła, to dowiedziałabym się czegoś o nim. Przepraszam, że tak po prostu wparowałam do twojego pokoju i zaczęłam w nim grzebać, ale nie pomyślałam. Nie chciałam wam o tym mówić, ponieważ nie lubię dzielić się takimi informacjami z innymi. Jeszcze raz przepraszam.
Chłopak wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, ale ani trochę nie poluźnił uścisku. Po chwili na jego twarzy zagościł cwany uśmiech.
O co chodzi?
- Bardzo chcesz odnaleźć tatę, prawda?- zapytał.
Niepewnie pokiwałam głową.
- Mogę ci w tym pomóc, ale w zamian ty zrobisz coś dla mnie.
- A skąd w ogóle pomysł, że potrzebuję twojej pomocy?
- No, bo wiesz, rzeczy, których potrzebujesz znajdują się prawdopodobnie w moim pokoju, do którego teoretycznie bez mojej zgody wstępu nie masz.
- Chuj.- fuknęłam.
- Nie musisz mnie komplementować, kochanie.- wymruczał, przysuwając swoją twarz jeszcze bliżej. Jego twarz znajdowała się dosłownie kilka centymetrów od mojej i czułam jego oddech na policzku. Louis intensywnie wpatrywał się w moje usta, a mnie zrobiło się gorąco i ledwo utrzymywałam się na nogach.
- Czego chcesz w zamian?- zapytałam słabym głosem, na co się zaśmiał i pochylił się w kierunku mojego ucha, po czym wyszeptał swoje żądanie. Gdy usłyszałam, czego chce ode mnie, zachłysnęłam się powietrzem.
- Nie ma mowy.
- Jak chcesz skarbie, ale pamiętaj, że z takim nastawieniem nigdy nie odnajdziesz tatusia.- zaśmiał się złośliwie, po czym pewnym krokiem opuścił kuchnię zostawiając mnie samą na pastwę moich kotłujących się myśli.
I co ja teraz zrobię?
Louis
Byłem pewien wygranej. Może to i trochę chujowe z mojej strony, ale jak chce pomocy, to niech lepiej przystanie na moje warunki. Kilka miesięcy temu w życiu bym nie pomyślał, że stanę się taki jak Niall, ale najwyraźniej słuszne jest stwierdzenie, że ludzie się zmieniają. Wcześniej byłem uroczym i dziecinnym chłoptasiem, to teraz przyszedł czas na to, aby być prawdziwym kutasem. Gdy wróciłem do salonu, wszystkie oczy momentalnie skierowały się w moją stronę posyłając mi zdziwione spojrzenia (no może oprócz Candy, która nawet nie zauważyła, że kiedykolwiek opuszczałem salon), prawdopodobnie dotyczące tego, co ja i Merci tyle czasu robiliśmy w kuchni. W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami, po czym zirytowany walnąłem się na fotel. No bo kurwa, ile można? Człowiek nie może mieć już nawet własnych tajemnic? Ja jakoś nie wypytywałem się Nialla, dlaczego cały dzień szczerzy się, jakby dostał jakiegoś skurczu twarzy, chociaż i tak podejrzewam powód.
- Coś mnie ominęło?- zapytałem wesołym głosem, na co Amy uśmiechnęła się do mnie słabo. Pewnie myśli, że stary Louis powrócił, no cóż życie czasami zawodzi.
- Tak właściwie to nie wiele.- odpowiedział Liam, który cały czas zacięcie pykał coś na telefonie.
Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Mercedes, która miała taką minę, jakby się właśnie dowiedziała, że zostało jej kilka dni życia. Uśmiechnąłem się, gdyż znałem prawdziwy powód jej dziwnej miny, szczególnie, że cały czas umiejętnie unikała mojego wzroku pomimo, że ja wnikliwie się w nią wpatrywałem.
- Wszystko w porządku?- zapytała z troską Amy, na co delikatnie przewróciłem oczami.
Merci chyba dopiero po chwili zorientowała się, że zadano jej pytane, gdyż ocknęła się jakby została wyrwana z jakiegoś snu i słabym głosem odparła:
- Jasne.
Smith podejrzliwie zmrużyła oczy, jakby nie dowierzając, a we mnie powoli zaczęło się gotować.
Kurwa, Amy nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo spieprzysz mi cały plan.
Po chwili jednak Mercedes przybrała normalny wyraz twarzy i z lekkim uśmiechem, który wiedziałem, że był udawany, zajęła miejsce obok Nialla. Już nie mogłem się doczekać, kiedy blondynka przystanie na moją propozycję. Wiedziałem, że to się stanie, gdyż z jej opowieści wynikało, że bardzo zależy jej na poznaniu ojca. A to, że sam na tym skorzystam to chyba nic złego, nie?
Candy
Film skończyliśmy oglądać po kilkudziesięciu minutach od pojawienia się Louisa i Mercedes. Cały czas czułam na sobie ten intensywny i irytujący wzroku Horana.
Cholera no, przeleciałeś mnie, czego jeszcze chcesz?
Szczerze, to nawet mnie zadziwiła, a nawet zaniepokoiła nagła zmiana nastroju Mercedes. Co stało się w kuchni? Widząc, że nikt nie zamierza wypytywać dziewczyny o przyczynę jej dziwnego zachowania, a przynajmniej nie przy Louisie, postanowiłam sama to zrobić. No bo co mnie kurwa obchodzi to, że nie powinnam pytać o to w obecności Louisa, jakoś nie za bardzo się go boję, czy coś. Chociaż nie przeczę, że jego nagła zmiana zachowania mnie zdziwiła.
- Niby nie słyszałam żadnych niepokojących odgłosów, ale powinnam chyba o to zapytać- czy Louis zgwałcił cię w tej kuchni?
Momentalnie wszyscy odwrócili głowy w moim kierunku, Niall się zaśmiał (kutas), a Louis zrobił taką minę, jakby miał mi zaraz przywalić.
Uważaj, bo się przestraszę.
Natomiast Mercedes nie odzywała się w ogóle, przez co powoli zaczynałam myśleć, że na prawdę to zrobił.
- Cholera, Louis coś ty jej zrobił?!- krzyknęła Amy.
Chłopak spojrzał na nią z miną niewiniątka.
- Nic jej nie zrobiłem. Nawet nie rozmawialiśmy, prawda Merci?- skierował się w stronę dziewczyny czekając na potwierdzenie jego słów. Kiedy jednak tak się nie stało, Amy (która była już na serio wkurzona) powolnym krokiem z zabójczą miną podeszła do chłopaka.
Wiedz Louisie, że jeśli przeżyjesz, to będę cię podziwiała do końca życia.
- Na serio? Bo mi się wydawało, że słyszałam urywki rozmowy.- wycedziła.
Niespodziewanie Mercedes zaczęła się cicho śmiać. Spojrzeliśmy na nią zdezorientowani, a na twarzy Louisa widać było satysfakcję.
- Louis mi nic nie zrobił, on ma rację- nawet nie rozmawialiśmy. A to, co mogłaś usłyszeć, Amy to zapewne moja rozmowa telefoniczna z przyjaciółką. Nic mi się nie stało, po prostu to, co mi powiedziała trochę mnie zbiło z tropu i tyle. Na prawdę, nie macie się o co martwić, Louis tylko pił sok.
Amy lekko się zmieszała i ze skruchą spojrzała na Louisa.
- Przepraszam cię, niepotrzebnie cię oskarżałam. Przepraszam.
Brunet uśmiechnął się szeroko, ale ja miałam dziwne przeczucie, że to nie z powodu faktu, że Amy go przeprosiła.
- Nic się nie stało. Uh... Ale jestem głody, chętnie bym coś zjadł.
- W sumie masz rację, też robię się głodna.- przyznała Amy- Zaraz powinna przyjść Megan, nasza kucharka, to wtedy przygotuje nam coś pysznego.
- Super, to pozwólcie, że ja teraz na chwilę się oddalę i wezmę prysznic.- powiedział Niall, spoglądając na mnie znacząco, na co tylko prychnęłam z pogardą.
- Tak, to dobry pomysł.- przyznali chłopcy i już po chwili w salonie zostałam tylko ja i Amy, gdyż Mercedes też szybko się zmyła.
Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że Louis coś kręci, a Mercedes nas okłamała. Co gorsza myślę, że chociaż częściowo przez Louisa. Patrząc na Amy, wiedziałam, że czuje to samo.
Czyli jednak jej przeprosiny nie były szczere.- uśmiechnęłam się w myślach.
- Ty też nie uwierzyłaś w tą bajeczkę, którą sprzedali nam Lou i Merci?- zapytała Amy czekając na moje potwierdzenie.
- Nie jestem jeszcze taka naiwna.- przyznałam.
- Zamierzamy coś z tym zrobić?
To dziwne. Jestem pewna, że jeszcze kilka dni temu w ogóle nie przejęłabym się tą całą sytuacją, a teraz na prawdę chcę pomóc Mercedes. Może i jestem suką, ale jednak gdzieś tam głęboko mam uczucia i na prawdę szkoda mi tej dziewczyny, szczególnie, że podejrzewam, że Louis bawi się nią tak jak mną w tej chwili Niall, czemu tak nawiasem mówiąc mam zamiar położyć kres.
- Jeszcze się pytasz.- uśmiechnęłam się szeroko, na co uzyskałam taką samą odpowiedź dziewczyny.

~*~

Po około godzinie, zgodnie z zapowiedzią Amy, w domu pojawiła się kucharka. Była to pulchna kobieta z krótkimi brązowymi włosami, dużymi oczami i szerokim, ciepłym uśmiechem. Był to zdecydowanie typ osób, od których zazwyczaj trzymałam się z daleka, albo miałam na ich widok odruch wymiotny- miłych, z uśmiechem na pół twarzy, uroczych, pomocnych bla, bla, bla... Jednak ta kobieta nie odpychała mnie, wręcz przeciwnie- bardzo miło było mi w jej towarzystwie. Była jak taka druga mama.
- Candy, złotko, czy mogłabyś podać mi ten ugotowany ryż?- poprosiła Megan.
Normalnie, gdyby ktoś powiedział do mnie złotko, misiu, kochanie, skarbie, itp chyba zdzieliłabym go w łeb. Jednak, gdy powiedziała to Megan, na moje usta momentalnie wkradł się uśmiech. Podałam kobiecie pożądaną rzecz, po czym wróciłam do krojenia potężnego szczupaka. Megan postanowiła, że dzisiaj przyrządzi nam sushi, co było dla mnie zupełnie nowe, gdyż w życiu nie miałam tej potrawy w ustach.
Ale dlaczego ja, Candy Brown pomagam kucharce w przygotowaniu obiadu? Już tłumaczę. Otóż, gdy kobieta przekroczyła próg tego domu i ujrzała naszą ósemkę, zaczęła zachowywać się jak typowa mama, co bardzo nas zdziwiło. Mówiła do nas swobodnie, bez żadnych granic i oporów dosłownie tak, jakbyśmy byli jej dziećmi. Po kilku minutach postanowiła, że dziewczyny pomogą jej w przyrządzaniu jedzenia, a chłopcy nakryją do stołu i przygotują go do podania obiadu. Nawet nie zdążyłam zaprotestować, a już znalazłam się w kuchni z nożem i deską do krojenia w ręku. Megan nawet nie dała mi dojść do słowa i nie chciała mnie słuchać, czym od razu sobie u mnie zapunktowała. Nie zrozumcie mnie źle, o wiele bardziej wolę ludzi stanowczych i nieznoszących sprzeciwu, gdyż sama taka jestem. A fakt, że komuś udało się wymusić na mnie posłuszeństwo był dla mnie zupełnie nowy.
Gdy wyszłam na chwilę z kuchni, aby przynieść z piwnicy wino i przeszłam przez salon, dosłownie mnie zamurowało. Chłopcy posłusznie rozkładali zastawę na stole i nawet mnie nie zauważyli. Myślałam, że padnę, bo wyglądali tak, jakby przestraszyli się tej stanowczości Megan.
Razem z dziewczynami i Megan odwaliłyśmy kawał dobrej roboty- sushi wyglądało na prawdę apetycznie. Gdy zaniosłyśmy wszystko do salonu, stół był już gotowy, a chłopcy stali przy nim w jednym rządku. Megan pochwaliła ich za świetnie wykonane zadanie, na co oczywiście momentalnie się rozpromienili. Usiedliśmy do stołu, ale Megan zamiast dołączyć do nas, udała się do przedpokoju, aby się ubrać.
- Nie zje pani z nami?- zapytał Zayn.
Kobieta zaśmiała się.
- Nie, kochanie muszę już iść. Ale mam nadzieję, że będzie wam smakowało. A i żeby było jasne, chłopcy mają posprzątać po jedzeniu, bo jak nie, to przyjdę tu w najbliższym czasie i dowiem się wszystkiego od dziewczyn, zrozumiano?
Chłopcy zgodnie pokiwali głowami jak te śmieszne pieski w samochodzie.
- Do widzenia!- krzyknęliśmy wspólnie.
Gdy kobieta opuściła dom, zabraliśmy się za jedzenie.
- Nie mówiłaś, że ta kucharka jest taka fajna.- zaśmiał się Niall i dopiero wtedy zorientowałam się, że siedział obok mnie.
Szlag by to trafił.
- Bo to pierwszy raz, kiedy tu jest. Wcześniej mieliśmy inną, ale po pewnym incydencie rodzice pozbawili ją posady.
- Jestem pewien, że ta nie da się tak szybko wyrzucić.- zażartował Liam, przez co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Przez chwilę jedliśmy w zupełniej ciszy, która najwyraźniej nikomu nie przeszkadzała, ale nagle poczułam na swoim udzie dłoń, a dokładnie obskurną łapę blondyna, która zaczęła jeździć po udzie w kierunku moich majtek i lekko je musnęła, przez co wstrzymałam oddech.
Spojrzałam wściekłym wzrokiem na Nialla, który zareagował na to głośnym śmiechem, czym zwrócił na siebie uwagę pozostałych, którzy patrzyli w tej chwili na niego jak na kompletnego idiotę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Chcesz wojny, Horan? No to będziesz ją miał.
Amy
Po skończonym obiedzie, chłopcy zgodnie z poleceniem Megan, zaczęli sprzątać, podczas kiedy ja, Candy i Merci udałyśmy się do swoich pokoi. Ciągle rozmyślałam o tej sprawie z Louisem. Na prawdę nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś taki jak Louis mógł zrobić coś naszej Mercedes, ale widząc jej minę i dziwne zachowanie, nie miałam wątpliwości, że chłopak maczał w tym place. Razem z Candy na pewno dowiemy się, o co chodzi. Nadal nie mogę uwierzyć, kiedy chłopcy się tak zmienili. Chociaż w sumie to samo można powiedzieć o mnie. Niby nie byłam cnotką, czy kimś w tym rodzaju, ale na pewno nie upijałam się do nieprzytomności na każdej imprezie, całowałam z najlepszym przyjacielem, czy radziłam, aby poszedł do łóżka z moją naćpaną przyjaciółką. Na pewno używałam też mniej wulgaryzmów, które są teraz wpisane do mojego codziennego słownika.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
W moim pokoju pojawił się Zayn.
- Cześć.- uśmiechnął się zniewalająco mój... chłopak? Chyba mogę go tak nazywać, prawda?
Odpowiedziałam uśmiechem, po czym zachęciłam go gestem ręki, aby wszedł dalej. Chłopak zamknął za sobą drzwi i szybko znalazł się obok mnie. Chwycił moją twarz w dłonie i lekko mnie pocałował. Powoli zaczęliśmy pogłębiać pocałunek. Ręce Zayna jeździły po mojej talii, powodując na moim ciele przyjemne dreszcze.
Nagle bez pukania do mojego pokoju wparował Harry. Momentalnie odkleiliśmy się od siebie. Spojrzałam na bruneta i dostrzegłam w jego oczach złość. Przejechałam wzrokiem po nim całym. Miał na sobie ciemną koszulę i rurki, a jego włosy były w nieładzie, co tylko dodawało mu atrakcyjności.
Kurwa, co ty pierdolisz?
- Coś się stało?- zapytałam lekko zdziwiona jego czynnością.
- Zayn, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych?- zlekceważył moje pytanie- To ważne.
Mulat przez chwilę wahał się, ale ścisnęłam go za rękę, dając mu do zrozumienia, że wszystko w porządku i może iść. Niechętnie przystał na to i z lekkim ociąganiem opuścił mój pokój.
- Coś się stało?- ponowiłam pytanie.
- Ubieraj kurtkę i wychodzimy.- rzucił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Chwila, co?
- Nie usłyszałaś? Mam powtórzyć?
- Usłyszałam dobrze, ale jakim prawem ty mi w ogóle rozkazujesz? Co się z tobą dzieje?!
Westchnął wyraźnie zirytowany.
- Albo pójdziesz ze mną z własnej woli, albo zaciągnę cię siłą. Wybieraj.
Chciałam poinformować go, że tak właściwie to nawet, jeśli pójdę z nim o własnych nogach i tak nie będzie to z moje własnej woli, lecz z przymusu, ale widząc jego wzrok i dziwne, obcesowe zachowanie, wolałam nie ryzykować i pójść z nim.
- Dobra.- westchnęłam, po czym podniosłam się z łóżka i poszłam za chłopakiem.
- Jedziemy z Amy na zakupy!- krzyknął, gdy dotarliśmy do salonu. Nie dał im nawet czasu na odpowiedź, gdyż szybko popchnął mnie w kierunku przedpokoju znajdującego się poza zasięgiem wzroku reszty. Ubraliśmy się w kurtki i nałożyliśmy wyjściowe buty, po czym w ciszy opuściliśmy dom, a Harry skierował się w kierunku samochodu. Niepewnie podążyłam za nim.
- Gdzie jedziemy?- zapytałam, gdy otworzył przede mną drzwi.
Nie zaszczycając mnie żadną odpowiedzią, po prostu wepchnął mnie do środka.
Co się z nim do cholery dzieje?! Gdzie się podział ten uroczy, miły i zabawny Harry?
Sam okrążył samochód i usiadł za kierownicą.
- Zapnij pasy.- powiedział.
Odpalił samochód i gwałtownie wystartował.
- Czy mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, gdzie mnie wywozisz?
Po raz kolejny nie doczekałam się odpowiedzi. Prychnęłam, po czym wbiłam wzrok w krajobraz za oknem.
Po 30 minutach samochód zatrzymał się przed małym, drewnianym domkiem na obrzeżach Londynu. Nim się spostrzegłam, Harry wysiadł z auta i otworzył z mojej strony drzwi.
- Wysiądź.
Zrobiłam to, co kazał, jednak gdy wysiadłam z samochodu nie ruszyłam się z miejsca, co zirytowało Harrego.
- Nie ruszę się stąd, dopóki nie wyjaśnisz mi, co tutaj robimy.
Westchnął.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć.
- Ale po co wywiozłeś mnie aż tutaj? I tak w ogóle to co to za miejsce?
- Mogłabyś choć przez chwilę się przymknąć i pójść wreszcie ze mną? Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
Niechętnie ruszyłam za nim i po chwili znaleźliśmy się we wnętrzu domku. Był ładnie urządzony, jak typowy domek letniskowy, ale nie był zaniedbany. Ostrożnie usiadłam na małej kanapie, a Harry oparł się o ścianę naprzeciwko mnie. Przez chwilę nic nie mówiliśmy, tylko wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Muszę przyznać, że wyglądał na prawdę pociągająco.
Okeeey... Stop!
- To twój domek?
Chłopak chyba pierwszy raz w tym dniu uśmiechnął się, a przynajmniej szczerze.
- Powiedzmy.
- Po co mnie tu zaciągnąłeś?
- Bo chciałem porozmawiać.
- To już mówiłeś. Ale jak chciałeś porozmawiać, to równie dobrze mogliśmy porozmawiać w domu.
Spojrzał na mnie jak na dziecko specjalnej troski i lekko odepchnął się od ściany.
- Chciałem porozmawiać na osobności tak, żeby nikt nam nie przeszkodził.
- To w takim razie o czym chciałeś porozmawiać?
- O tobie i Zaynie.
Zamurowało mnie.
- Słucham?
- Chcesz z nim być?
- Harry, co ty...
- Odpowiedz.
- Chcę.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Kochasz go?
Oczywiście, że... Kurwa. Zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Harry, dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Po prostu odpowiedz: tak, czy nie.
Zawahałam się. Szczerze, to nie miałam pojęcia, czy go kocham. Był świetnym chłopakiem, ale czy na tyle, abym go pokochała? Podniosłam się z krzesła i stanęłam na drugim końcu pomieszczenia. Moje wahanie prawdopodobnie zauważył Harry, gdyż na jego twarzy pojawił się pełen satysfakcji uśmiech i w zastraszającym tempie zmaterializował się tuż przede mną tak, że praktycznie przylegał swoim ciałem do mojego. Wstrzymałam oddech zdziwiona tą bliskością. Chłopak nie czekając dłużej, przycisnął mnie mocno do ściany, po czym namiętnie pocałował. Bałam się, że nie utrzymam się na własnych nogach, ale dzięki temu, że Harry trzymał mnie mocno, nie upadłam. Nie wiedząc czemu, oddałam pocałunek z taką samą żarliwością, wplątując palce w jego gęste włosy, na co mruknął gardłowo. Paliło mnie całe ciało, w mojej głowie właśnie ktoś odpalał fajerwerki, a w moim brzuchu zalęgło się stado motyli. Harry coraz mocniej napierał na moje wargi. Lekko przygryzł moją dolną wargę, przez co mógł swobodnie wepchnąć swój język do mojej buzi. Nie rozumiałam uczucia, które towarzyszyło mi przy tym pocałunku. Czułam, jakbym w końcu dosięgła tego, co zawsze było dla mnie za wysoko. Nawet przy pocałunkach z Zaynem nie czułam... Chwila, stop! Zayn!
Momentalnie oderwałam się od Harrego, ciężko dysząc. Miałam potworne wyrzuty sumienia.
- Dlaczego to zrobiłeś?- wyszeptałam - Jestem z Zaynem, my... Nie możemy.
- Wcale nie jesteś z Zaynem. Byłaś, jesteś i będziesz moja i nic, ani nikt tego nie zmieni.



Na serio nie wiem, co jest ze mną nie tak haha. Nie dość, że tak szybko dodałam rozdział, to na dodatek wyszedł mi w miarę długi. Jak Wam się spodobał? Która postać albo który wątek najbardziej się Wam spodobał?
Chciałabym Wam podziękować za szczere komentarze, które przeczytałam pod poprzednim rozdziałem. Na prawdę zrobiło mi się cieplej na sercu. Liczę na więcej takich.

KOMENTARZE= WIELKA MOTYWACJA

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 19 "Mam nadzieję, że ze spodniami poradzisz sobie już sama"

Candy
Obudziłam się z ręką na twarzy. Dosłownie. Najlepszy był fakt, że to wcale nie moja ręka. Była dosyć ciężka i spora, więc z ulgą stwierdziłam, że należała do jakiegoś faceta.
Umięśnionego faceta - mruknęłam z aprobatą w myślach, widząc nieźle uformowane bicepsy, kiedy zdjęłam jego rękę z twarzy. Westchnęłam, kiedy do moich nozdrzy dotarł intrygujący zapach perfum, których najprawdopodobniej używał. Nie wiem czemu, ale wydawały mi się dziwnie znajome. Lekko przymknęłam oczy, gdy przypomniałam sobie nocny seks z chłopakiem. Już od dawna nie był on tak dobry. Po chwili, gdy dokładniej przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniej nocy, momentalnie otworzyłam oczy i gwałtownie wystrzeliłam w górę do pozycji siedzącej, uprzednio mocniej zaciskając kołdrę na swoich piersiach. W zwolnionym tempie przekrzywiałam głowę w lewo z obawą, kogo za chwilę tam zobaczę. Moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy ujrzałam smacznie śpiącego Horana. Pierwszy raz w życiu miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Chciałam wstać, aby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego pokoju, ale powstrzymał mnie fakt, że byłam całkiem naga. Mogłabym owinąć wokół siebie kołdrę i w ten sposób bezpiecznie wydostać się z łóżka, ale w tej chwili na prawdę nie miałam ochoty oglądać pozbawionego ubrań Nialla. Szybko omiotłam wzrokiem pokój i z przerażeniem stwierdziłam, że moje ubrania leżą porozrzucane po bardzo odległych kątach na samym końcu pokoju.
Co za matoł tak rzuca ubrania?
Szybko oceniłam moje szanse na ciche i niezauważalne zdobycie ubrań, po czym delikatnie zsunęłam z siebie kołdrę, przez co momentalnie dostałam gęsiej skórki, i w szybkim tempie pobiegłam pozbierać walające się po podłodze ubrania.
Przecież nie mógłby akurat teraz się obudzić.
Drżącymi rękami naciągnęłam na siebie majtki, jednocześnie co chwila spoglądając na śpiącego blondyna, który w każdej chwili mógł otworzyć oczy.
Sięgnęłam ręką po koronkowy stanik, kiedy zorientowałam się, że nie ma go tam, gdzie powinien być. Niespokojnie skanowałam wzrokiem sypialnię, starając się odnaleźć zgubę. Po chwili ujrzałam go, wiszącego na zagłówku łóżka. Palnęłam się z otwartej ręki w czoło. Ostrożnie przesunęłam się w kierunku ogromnego łóżka i wyciągnęłam rękę, aby chwycić stanik, ale mój łokieć przez przypadek trącił twarz blondyna, w skutek czego jego oczy otworzyły się natychmiast. Znieruchomiałam. Jego wzrok ze zdziwieniem zatrzymał się na mojej twarzy, jednak po chwili zjechał w dół i spoczął na piersiach, które szybko zakryłam ręką. Oczy Nialla momentalnie pociemniały, co zbiło mnie z tropu, ale i lekko przeraziło. Pierwszy raz czułam coś takiego. Nie czekając ani chwili dłużej chwyciłam swój stanik i uciekłam z nim na drugi koniec pokoju, cały czas czując na sobie onieśmielający w tej chwili wzrok Nialla. Odwróciłam się, cały czas dzierżąc w dłoni rzecz, która powinna znajdować się teraz na moim biuście i niepewnym wzrokiem spojrzałam na blondyna, który stał już na nogach- ku mojemu wielkiemu zdziwieniu w bokserkach.
Pieprzyć cię Horan i twoją cholerną przezorność.
Chłopak cały czas intensywnie wpatrywał się w moje piersi, które nieudolnie próbowałam osłonić, jednak po chwili przejechał pożądliwym wzrokiem po moim całym ciele, przyprawiając mnie o lekkie mrowienie i dyskomfort. Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech, gdy zdał sobie sprawę jak dużo mojego nagiego ciała może zobaczyć. Jeszcze mocniej ścisnęłam ubrania, które znajdowały się w mojej lewej ręce. Stałam przed nim w samych majtkach.
Chłopak pewnym, lecz spokojnym krokiem ruszył w moją stronę, przez co mimowolnie cofnęłam się w tył. Gdy dotknęłam plecami zimnej ściany i ujrzałam jeszcze szerszy uśmiech Nialla, zdałam sobie sprawę, że o to właśnie mu chodziło. Doskonale wiedział, że nie mam gdzie uciec, a fakt, że byłam przyciśnięta do ściany dodawał więcej erotyzmu już i tak przepełnionej nim atmosferze.
Nie wiadomo z jakiej przyczyny, ale gdy Niall zmaterializował się tuż przy mnie, moje serce zaczęło galopować niczym dziki koń na niekończącej się łące. Kusząco oblizał usta, a mnie zrobiło się gorąco.
- Muszę przyznać, że coraz bardziej mnie zadziwiasz, Brown.- odezwał się znacznie niższym i głębszym głosem, niż do tej pory, co sprawiło, że moje ciało momentalnie doświadczyło dreszczy.- Zawsze byłaś taka wygadana, pyskata i zdecydowanie mniej wstydliwa. Co się stało? Czyżbym cię onieśmielał?
Nawet kurwa nie wiesz, jak bardzo.
Nie wiedziałam, w jakim stopniu mogę w tej chwili zaufać swojemu głosowi, ale nie zamierzałam dawać blondynowi większej satysfakcji z powodu mojego milczenia, więc zaryzykowałam i postanowiłam mu odpowiedzieć.
- Nie onieśmielasz mnie.
Niall uśmiechnął się złośliwie, kiedy odnotował, że nie rzuciłam nawet najmniejszego ciętego komentarza, a mój głos brzmiał zdecydowanie mniej pewnie, niż zazwyczaj.
Chłopak ostentacyjnie przysunął się jeszcze bliżej, przez co moja ręka osłaniająca piersi niemalże opierała się na jego umięśnionym torsie.
- Zawsze wydawało mi się, że to ty masz kontrolę nad facetem, ale widzę, że dopiero wszystkiego się o tobie uczę.
- Ponieważ zawsze mam kontrolę.- byłam wdzięczna za to, że tym razem mój głos brzmiał trochę pewniej i bardziej zdecydowanie, niż poprzednim razem.
- Tak?- zapytał retorycznie.- Bo wydaje mi się, że trochę inaczej wygląda dziewczyna, która ma kontrolę, choć może się mylę, w końcu podobno to ty masz większe doświadczenie w takich sprawach.
Miałam taką wielką ochotę, aby mu jakoś dogryźć i porządnie odpyskować, aby raz na zawsze zetrzeć ten jego irytujący uśmieszek z twarzy, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego pojedynczego dźwięku, a tym bardziej jakiegoś sensownego zdania. Głos po prostu ugrzązł mi w gardle, co zdarzyło się pierwszy raz, bo jak słusznie stwierdził Niall- zawsze miałam coś do powiedzenia.
Niespodziewanie ręka Nialla powędrowała w stronę mojej zaciśniętej na ubraniach i staniku dłoni i silnym ruchem sprawiła, że wszystkie ciuchy upadły na podłogę, a jedynie czarny stanik znajdował się teraz w jego dłoni. Uważnie przyglądał się swojej nowej zdobyczy, jednak po chwili jego wzrok z powrotem spoczął na moich piersiach. Z ogromnym uśmiechem na ustach wziął w palce mój nadgarstek i zanim w ogóle zorientowałam się, co planuje, odsunął moją całą rękę od biustu sprawiając, że moje piersi pozostały bez tarczy zdane jedynie na świdrujący wzrok Horana.
Podniosłam rękę, aby z powrotem osłonić piersi, ale chłopak uniemożliwił mi to, sprawnie chwytając mój nadgarstek i odciągając go od klatki piersiowej.
- Czego ty chcesz, Horan?- warknęłam cicho.
Lekko nachylił się w moją stronę i niezwykle pociągającym głosem powiedział:
- Zauważyłem, że masz pewne trudności z ubraniem się, więc pozwól, że ci pomogę.
Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, zostałam odwrócona tak, że stałam teraz bokiem do ściany, o którą się przed chwilą opierałam i tyłem do blondyna.
Po chwili na moich przedramionach znalazły się cienkie ramiączka od stanika, które zgrabnym ruchem nałożył Niall, Ponownie złapał je i podciągnął do góry tak, że spoczywały one teraz na moich ramionach, a miseczki praktycznie okrywały piersi. Powstrzymałam jęknięcie, gdy Niall "przypadkowo" ścisnął jedną pierś, chcąc oczywiście nałożyć odpowiednio miseczki. Wzdrygnęłam się, gdy przejechał palcami wzdłuż linii piersi, na co Horan zareagował śmiechem.
- Nie musisz się powstrzymywać, Candy.- wychrypiał mi do ucha.- Z chęcią posłucham twoich jęków.
- Pierdol się.- wycedziłam, na co ponownie zareagował śmiechem.
- Chyba wolałbym ciebie, ale w sumie i tak to już zrobiłem.
Irytacja spowodowana jego sposobem mówienia, dotykania mnie, tym, że nie mogłam nic z tym zrobić oraz faktem, że doskonale wiedział, jak na mnie w tej chwili działa, sprawiła, że miałam ochotę powiesić mu jaja na dachu.
Niall w końcu dobrał się do tego cholernego zapięcia od stanika i umieścił go na moich plecach, zatrzaskując go i sprawiając, że moje piersi były już bezpiecznie umiejscowione tam, gdzie trzeba.
Blondyn odsunął się krok w tył, tym samym umożliwiając mi odwrócenie się w jego kierunku i schylił się po pozostałe ubrania, które wcześniej wypuściłam.
Zadrżałam, gdy położył swoją rękę na moim biodrze, jednocześnie z powrotem przyciągając mnie do siebie. Na jego ustach znów pojawił się ten zadziorny uśmiech sygnalizujący, że doskonale wie, jak jego dotyk działa na moje ciało.
Delikatnie rozłożył koszulkę, po czym szybko wsunął ją na mnie, oczywiście po drodze lekko muskając moją skórę palcami. Tym sposobem byłam już prawie cała ubrana, zostały mi już tylko spodnie i buty.
- Muszę przyznać, że masz na prawdę niezłe ciało, Brown. Było na co popatrzeć.
Jego obcesowe zachowanie sprawiło, że moja ręka natychmiast powędrowała do jego policzka w zamiarze sprzedania mu siarczystego "liścia". Zanim jednak zdążyłam go uderzyć, w ostatniej chwili złapał moją rękę przyglądając mi się badawczo z lekkim uśmiechem.
- Jesteś cholernie trudna, Brown. Wciąż próbuję cię rozgryźć i kiedy prawie mi się to udaje, ty znowu mnie zadziwiasz.- przeniósł swoje usta na mój policzek i przejechał nim w kierunku ucha, zostawiając po sobie mokre ślady. Jego gest sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Kiedy dotarł do swojego celu, delikatnie przygryzł płatek mojego ucha, sprawiając, że zachłysnęłam się powietrzem.
- Mam nadzieję, że ze spodniami poradzisz sobie już sama. Gdyby jednak to się nie wydarzyło, pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji, wystarczy tylko poprosić.- wyszeptał, po czym pewnym krokiem opuścił pokój, zostawiając mnie całkowicie bezbronną, w osłupieniu, na pastwę wszystkich doznań, które uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, gdy tylko pomyślałam, do czego jeszcze zdolne są jego zwinne palce.
Skrycie wierzyłam, że wkrótce się o tym przekonam.
Mercedes
Nie dość, że strasznie bolała mnie głowa po wczorajszej imprezie, to na dodatek zostałam zmuszona do pomocy w sprzątaniu. I gdzie tu sprawiedliwość? Okazało się, że firma sprzątająca nie była w stanie dotrzeć tu dzisiaj, co było nam bardzo nie na rękę zważywszy, że jutro z samego rana wracają rodzice Amy. Musieliśmy więc być zdani na własne umiejętności, za czym szły długie godziny sprzątania.
Każdemu został przydzielony jakieś miejsce do sprzątania. Na całe szczęście, wyższe piętra domu nie były wczoraj do dyspozycji gości, dzięki czemu mieliśmy do wysprzątania tylko parter. Z racji tego, że był on jednak ogromny, roboty zapowiadało się na prawdę dużo.
Postanowiliśmy, że będziemy podzieleni na grupki dwuosobowe i każda z grup miała do posprzątania po 2 pokoje. Jako, iż byłam perfekcjonistką i wszystko musiałam mieć dokładnie zaplanowane, zręcznie podzieliłam wszystkie pomieszczenia tak, aby każdy miał po tyle samo do sprzątania. Amy szybko porozdzielała pary: Candy z Niallem- łazienka i sypialnia (chyba nawet ta sama, w której wczoraj na imprezie uprawiali seks), ja i Louis- kuchnia oraz kolejna sypialnia, ona i Zayn- druga łazienka i pokój rozrywki, a Harry i Liam otrzymali wielki salon.
- Um... Chyba wolałabym wziąć się za kuchnie, więc Merci albo Lou wypad z farbowaną blondi.- powiedziała Candy i ruszyła w kierunku kuchni ignorując wszystkich innych.
Co ją ugryzło?
Amy westchnęła.
- Dobra, w takim razie, Louis idź do Candy, a Mercedes będziesz z Niallem.
- Ale...- chciał sprzeciwić się Louis.
- Żadnych ale! Idź do niej, przecież cię nie ugryzie.
Chłopak opuścił głowę i poszedł do kuchni mamrocząc pod nosem: "Nie byłbym tego taki pewny."
Szczerze, to podobał mi się ten układ. Nie uśmiechało mi się pracować wspólnie z Louisem, podczas gdy on ciągle wypytywałby mnie o różne rzeczy, które nie leżą w jego zasranym interesie. Nie byłoby mi już tak łatwo mu uciec, jak wtedy na wigilii.
Wszyscy porozchodzili się do pokoi, które mieli przydzielone. Wraz z Niallem początkowo udaliśmy się do łazienki, w której wbrew pozorom nie było dużo sprzątania.
- Co jest między tobą, a Candy?- zapytałam, tym samym przerywając długą ciszę, jaka między nami powstała.
Gdy nie doczekałam się żadnej odpowiedzi, odwróciłam się w stronę chłopaka, który szczerzył się do mnie ukazując idealnie białe zęby.
Ugh...
- Przespałem się z nią.- powiedział z uśmiechem.
- Tak, to już wiem. Ale czemu teraz ona zachowuje się, jakby jej jedynym celem życiowym było unikanie ciebie?
- A na to pytanie musi ci już odpowiedzieć ona. Mnie osobiście bardzo podobało się nie tylko w nocy, ale także rano.- puścił mi porozumiewawczo oko, po czym wrócił do mycia podłogi.
Super, jakbym ja rzeczywiście wiedziała o co ci chodzi.
Westchnęłam, po czym poszłam w jego ślady.

~*~

W ciągu 30 minut łazienka była cała wyczyszczona. Byłam bardzo zadowolona z efektu, aczkolwiek jako nienaganna perfekcjonistka musiałam jeszcze wszystko dokładnie sprawdzać, przez co Niall musiał praktycznie siłą wyciągać mnie z łazienki.
Zdarza się.
- Nie wiedziałem, że jesteś taką perfekcjonistką.- mruknął, kiedy w końcu opuściliśmy łazienkę.
- No cóż, to chyba jedyna cecha charakteru, jaką odziedziczyłam po mamie. Różnica pomiędzy moim perfekcjonizmem, a jej jest taka, że ja nie jestem pedantką i niespecjalnie przeszkadzałoby mi siedzenie w bałaganie, chyba że wzięłabym się do sprzątania, to wtedy wszystko już musiałoby być wypucowane na błysk. Dlatego właśnie zazwyczaj nie sprzątam.
Na moje słowa blondyn parsknął śmiechem. 
Weszliśmy do sypialni, czyli do ostatniego pomieszczenia, które było nam przydzielone. Na twarzy blondyna momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z przyczyny jego myśli i cicho prychnęłam. Faceci. 
- Więęęc... Jak ci się podobało?- zapytałam.
- Hm?
No nie, chyba nie muszę tego mówić na głos?
- No wiesz... No... Na imprezie...
- A, tak na imprezie było super.
W moich myślach właśnie strzeliłam sobie w czoło.
- Boże, chodzi mi o ciebie i Candy...
Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, podczas kiedy ja zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe.
- Zamierzasz mi odpowiedzieć?
- A co cię tak to interesuje?- o nie, teraz to się zaczął ze mnie nabijać.
- No jeju, ciekawość to cecha ludzka, ale jak nie chcesz powiedzieć, to nie.
- Było... Interesująco.- zaśmiał się, po czym wrócił do pracy.
A jego co tak śmieszy? Mam coś na twarzy, czy jak?

~*~

Po godzinie sprzątania, wreszcie mogliśmy odetchnąć. Ponieważ domyślaliśmy się, że reszta nie skończyła jeszcze pracy, postanowiliśmy pozostać w sypialni. Niall rozłożył się na łóżku, podczas gdy ja zajęłam duży, skórzany fotel.
- Dlaczego ciągle unikasz Louisa?- niespodziewanie zapytał blondyn.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że z jego ust wypłynie takie pytanie. Nigdy nie brałam jego pytań na poważnie, gdyż zazwyczaj większość z nich była retoryczna, albo nie miała najmniejszego sensu.
- Wcale go nie unikam.
- To jest beznadziejny sposób na wymiganie się od odpowiedzi.
- A co cię to tak interesuje?- zapytałam, naśladując go.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, ale dalej nie ciągnął już tematu, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
- Niall! Mercedes! Skończyliście już?- usłyszałam krzyk Amy.
- Tak!- odkrzyknął chłopak, po czym pociągnął mnie za sobą. Po chwili byliśmy już w salonie, podobnie jak reszta.
- Bardzo wam dziękuję za to, że pomogliście mi w uprzątnięciu tego bałaganu. Rodzice by mnie chyba zabili, jakby dowiedzieli się, co tu było urządzane.- uśmiechnęła się Amy.
Zayn podszedł do brunetki i delikatnie objął ją od tyłu w pasie, po czym pocałował w policzek.
O jakie to słodkie... Chyba się zaraz porzygam.
Patrząc po minie Candy, byłam przekonana, że myśli tak samo. W głowie przybijałam z nią mentalną piątkę. Kątem oka zauważyłam, jak Harry z wściekłością zaciska pięści. Zmarszczyłam brwi, co prawdopodobnie zauważył, bo posłał mi zdenerwowane i chłodne spojrzenie.
Nie wiedziałam, że Harry jest taki ugh... agresywny. Zresztą co mu do tego, że Zayn przytula Amy? Przecież... O cholera!
Dopiero w tym momencie doszłam do wniosku, że Amy się podoba Harremu!
Nie wiem dlaczego, ale nagle zaczęłam się szczerzyć jak głupia, na szczęście jednak nikt tego nie widział.
- Może obejrzymy jakiś film?- zaproponował Liam.
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami. Usadowiliśmy się wygodnie na kanapie, a Amy podeszła do komody, w której znajdowało się całe mnóstwo różnorakich filmów.
- Dobra, to co oglądamy?- zapytała wskazując na pokaźną kolekcję.
Każdy przekrzykiwał się nawzajem: Komedia! Horror! Fantazy! Toy Story! Chwila... Co?!
- Weźmy komedię i niech już te krzyki się skończą, bo mi głowa eksploduje!- powiedziała Candy.
- Serio? A ja byłem przekonany, że będziesz za obejrzeniem horroru. Co się stało?- zapytał Niall ze złośliwym uśmiechem.
- Po prostu wolę komedię i tyle. Nie doszukuj się w tym jakiegoś drugiego znaczenia, Horan.- wycedziła.
Po kilkunastu minutach kłótni, wspólnie wybraliśmy komedię "Kac Vegas". Uznałam to za optymalne rozwiązanie, gdyż już kilka razy oglądałam ten film i za każdym razem śmiałam się do łez. Amy wsunęła płytę do odtwarzacza i już po chwili usłyszeliśmy pierwsze dźwięki filmu. Postanowiłam, że szybko skoczę do kuchni po coś do picia.
- Idę na chwilę do kuchni, potrzebuje ktoś czegoś?
Kiedy każdy zaprzeczył, ze spokojem ruszyłam do kuchni. Otworzyłam szafkę, w której znajdowały się szklanki i wspięłam się na palce, aby chwycić jedną z nich, lecz jak zwykle mój zbyt niski wzrost mi to uniemożliwił. Westchnęłam zirytowana. Nagle nad moją głową pojawiła się umięśniona ręka, która zgrabnie chwyciła szklankę. Nie musiałam nawet odwracać się, aby wiedzieć, kto za mną stoi, Odłożył szklankę na blat i gdy już miałam ją chwycić, zostałam brutalnie odwrócona i przyciśnięta do lodówki. Patrzyłam teraz w niebieskie tęczówki Tomlinsona, który niebezpiecznie przybliżył nasze ciała do siebie. Wstrzymałam oddech, gdy nachylił się nade mną i nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Wtedy na wigilii mi uciekłaś, ale teraz ci już na to nie pozwolę. Trzymam cię mocno.- wychrypiał- Jaka jest twoja tajemnica, Mercedes?
Głośno przełknęłam ślinę.
- Dobrze, powiem ci o wszystkim, ale proszę cię, puść mnie.- wyszeptałam, na co zaśmiał się z pogardą.
- O nie, skarbie życzę sobie, abyś opowiedziała mi to w takiej pozycji, jakiej jesteśmy.
Zamrugałam kilka razy zdezorientowana jego zachowaniem. Zawsze uważałam, że to po prostu głupi i niedojrzały dzieciak. Lekko przygryzłam dolną wargę, ale widząc jego wzrok natychmiast ją wypuściłam i zaczęłam opowiadać.
Amy
Trochę zaniepokoiła mnie długa nieobecność Louisa i Mercedes. Gdy chłopak wstał, aby pójść za nią do kuchni, lekko się zdziwiłam, ale widząc jego wyraz twarzy, zrezygnowałam z interwencji, gdyż coś podpowiadało mi, żebym się nie wtrącała.
Louis ostatnio dziwnie się zachowuje, podobnie zresztą jak pozostałe One Direction. Nie są już tymi wesołymi i rozgadanymi chłopakami, którymi byli na początku. Liam zamknął się w sobie, Harry cały czas ma wkurzoną minę i zaciśnięte pięści, Louis sieje postrach, a Niall cały czas gapi się na Candy ze złośliwym uśmiechem i bada każdy jej ruch. Zachowują się jak totalne przeciwieństwo słodkich i uroczych członków boysband'u.
Na domiar złego ciągle czuję wyrzuty sumienia spowodowane faktem, że to przeze mnie Niall zaciągnął Candy do łóżka. Gdyby nie to, że zaproponowałam mu, żeby ją wykorzystał, być może nie byłoby tej całej sytuacji, a Candy nie pieprzyłaby się z nim podświadomie. Ugh... Chyba będę musiała z nią pogadać, najlepiej od razu.
- Candy?- szepnęłam jej do ucha.
Odwróciła się w moją stronę i popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
- Czy mogłybyśmy pogadać na osobności? Teraz.
Dziewczyna kiwnęła głową. Poderwałyśmy się z kanapy i ruszyłyśmy w kierunku sypialni.
- Gdzie idziecie?- zatrzymał mnie głos Zayna.
- Muszę coś ważnego pokazać Candy, zaraz wracamy.
Gdy dotarłyśmy do pokoju, zamknęłam drzwi uprzednio upewniając się, czy aby na pewno nikt nas nie podsłuchuje.
- Więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać?
Zaczęłam nerwowo bawić się palcami, ale gdy zobaczyłam zniecierpliwiony wzrok brunetki, natychmiast przestałam.
- Chodzi o to, że... Na imprezie byłaś na niezłym haju i nie kontaktowałaś ze światem. Nie pomyślałam i zaproponowałam Niallowi, żeby wykorzystał sytuację i przeleciał cię teraz, gdy totalnie odleciałaś, ponieważ już wcześniej gadał mi, że chce się z tobą pieprzyć. I prawdopodobnie gdyby nie ja, nie poszłabyś z nim do łóżka nawet o tym nie wiedząc... Bardzo cię za to przepraszam, zachowałam się jak jakaś idiotka, a nie przyjaciółka. Bardzo mi teraz głupio. Rozumiem, że się na mnie wściekniesz i...
- Okey, stop.- zatrzymała mnie- Po pierwsze: domyśliłam się, że ktoś podpowiedział mu, żeby wykorzystał sytuację, przecież wiem, że Niall nie jest na tyle mądry, żeby coś tak błyskotliwego wymyślić, a po drugie...
- Hm?
- ... no ja nie byłam tak do końca na haju, jak się wam wydawało. I... poszłam z Horanem do łóżka całkowicie świadoma.
- Co?!- wybuchnęłam.
Po chwili Candy zaczęła mi opowiadać o tym, że seks z Niallem był jednym z najlepszych, jakie do tej pory przeżyła i opowiedziała mi o tej akcji rano w sypialni.
- I... On tak po prostu nałożył na ciebie stanik?- wydukałam, gdy skończyła swoją opowieść.
Pokiwała twierdząco głową.
Po tym, co przed chwilą usłyszałam, na prawdę zaczęłam martwić się o mój stan psychiczny.
- Szczerze, to muszę ci powiedzieć, że jesteś w dupie.- stwierdziłam.
- Na serio jest aż tak źle?
Po chwili zastanowienia dobitnie odparłam:
- Tak.



Czy to koniec świata? xd Chyba jeszcze nigdy nie dodałam rozdziału w tak krótkim czasie. Na dodatek wyszedł mi chyba najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam. Te ferie na mnie dobrze wpływają.
Szczerze, to powiem Wam, że rozdział wyszedł mi całkiem nieźle.
Mam do Was ważną sprawę: jest to rozdział, który wyjątkowo przypadł mi do gustu, tak więc proszę Was, abyście pod tym rozdziałem napisały taki szczery, prosto od serca komentarz opisujący ten rozdział. Żeby to nie było tylko: "Super, fajne, cudowne, itp..." Zależy mi na Waszych komentarzach i proszę, żeby było ich trochę więcej, niż zazwyczaj. Mogę o chociaż tyle Was prosić?

KOMENTARZE= WIELKA MOTYWACJA