czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 12 "Uderzyłabym cię w twarz, ale musiałabym wtedy amputować sobie rękę"

Harry
Auć... Mój tyłek! Cholera jasna! Musiałem spaść z tego pieprzonego dachu?!
-Wszystko w porządku?- zapytał Zayn.
-Tak, wprost genialnie! Co z tego, że boli mnie dupa, bo prawdopodobnie mam złamaną kość ogonową, czuję się świetnie!
-Mam rozumieć, że złamałeś sobie dupę?- wtrąciła z rozbawieniem Candy.
Zignorowałem jej kretyńską wypowiedź, a znając Nialla zdążył już zapchać sobie głowę obelgami na temat jaka to ona jest głupia itp...
-Ale jak ty to sobie zrobiłeś?- odezwał się Liam.
-A no wiesz, w sumie to nie było tak trudno, wystarczyło tylko spaść z dachu i problem rozwiązany...
-Styles, do jasnej cholery!- krzyknęła Amy.
Wszystkie spojrzenia momentalnie skierowały się w jej stronę.
-Czy mógłbyś łaskawie wyjaśnić co ty na tym dachu robiłeś?!
-Gówno, jeszcze tam chyba jest, chcesz zobaczyć?
Liam palnął sobie z otwartej ręki w czoło, a reszta odruchowo spojrzała w kierunku dachu.
-Twój cynizm jest w tej chwili zbędny...- wyjaśniła przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam, po prostu... Przepraszam.- westchnąłem, po czym próbowałem się podnieść z ziemi.
Niestety bezskutecznie, bo doznałem tak okropnego bólu, że musiałem zostać na miejscu.
-Auć...- stęknąłem.
-Harry, ty masz mózg, człowieku?!- wydarła się Amy.
-Tuż po moim urodzeniu matka sprzedała go na allegro, więc niestety nie.
-Nie masz prawa podnieść się nawet o milimetr. Zayn, dzwoń po karetkę.
-Nic mi nie jest, na prawdę...
-Zamknij się łaskawie!- krzyknęła dziewczyna.
-Widzisz, Styles, nie masz nic do powiedzenia.- zaśmiała się Candy.
-A ty za to masz dużo, aż nadto.- prychnął Niall.
-Czego ty chcesz?! Zawsze na mnie naskakujesz! Cokolwiek powiem już muszę słyszeć jakieś twoje głupie docinki!
-Nie zapo...
-Zamknij się chociaż raz! Nie wiem co ja ci takiego zrobiłam, że ciągle się czepiasz, ale mam już tego po dziurki w nosie! Może najlepiej by było jakbym w ogóle nie istniała, było by ci o wiele łatwiej w życiu.
-Ale...
-Nie przerywaj mi! Wiesz co? Zrobię ci przysługę i nie będę ci wchodzić w drogę, po prostu będę cię omijać szerokim łukiem. Wtedy oboje poczujemy się lepiej! Żegnam!- odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku domu.
Wow... Popatrzyłem na chłopaków. Ich miny wyrażały to samo, co moja- ogromne zdziwienie, a Niall wyglądał, jakby się miał za chwilę zesrać.
-Candy, poczekaj!- krzyknęła za nią Amy.- Widzisz, co narobiłeś?!- zwróciła się do Nialla.
-Ale ja tylko...
-Ale ty tylko? No kurwa co?! Typowy facet...- westchnęła, po czym poszła w ślady Candy.
-Ok, to było dziwne...- skomentował Liam.
Popatrzyliśmy na niego jak na kompletnego idiotę.
-Nie no co ty powiesz?- zapytał sarkastycznie Niall.
-Dobra, koniec! Bo się zaraz wszyscy poobrażamy. Karetka będzie za kilka minut.
-Zayn, mówiłem, że nie potrzebuję pomocy, nic mi nie jest.- powiedziałem.
-Być może, ale nie chcę się teraz narażać Amy.
Wspólnie pokiwaliśmy głowami. Co jak co, ale humorzasta dziewczyna przyda nam się teraz najmniej, a jak do tego dojdzie nam jeszcze mieszanka krzyków Amy i pięści Candy, to zrobi się na prawdę nieciekawie.
Usłyszeliśmy syrenę. Świetnie, karetka przyjechała... Ogromny samochód zaparkował przed posiadłością, a z niego wyskoczyło dwóch ratowników.
-Dlaczego on siedzi na ziemi?- zapytał jeden z nich.
-Bo nie stoi.- wzruszył ramionami Lou.
-Długa historia.- wyjaśnił Zayn.
-A możesz się przynajmniej podnieść?- odezwał się drugi.
-Oczywiście, przecież siedzę tu ze złamanym tyłkiem dla zabawy.- mruknąłem ironicznie.
-Przepraszam za niego, mieliśmy mały spór z dziewczynami.- bronił mnie Liam.
-Przecież ja nic nie mówię.- rzucił mężczyzna, podnosząc mnie.
Dobra, czuję się co najmniej dziwnie... Dwóch facetów niesie mnie na rękach, z czego jeden z nich "przez przypadek" dotknął mnie w krocze. Niemalże słyszę śmiech Lou i docinki Liama w stylu: "Widzisz Harry, nie możesz się odgonić od facetów." Porażka...
Po dwudziestominutowej jeździe na jakimś składanym łóżku, dotarliśmy do szpitala.
-Proszę powiedzieć, co dokładnie zaszło.- nakazał doktor podczas badania.
Mówiłem już, że czuję się dziwnie? W takim razie cofam to. Teraz jest sto razy gorzej! Nie dość, że wcześniej jeden z ratowników, oczywiście całkowicie przypadkowo gwałcił prywatność mojego kolegi, to teraz muszę leżeć z wypiętą gołą dupą przed lekarzem.
-No spadłem z dachu, nic więcej.- powiedziałem lekko podirytowany.
-Ok, ale po co ty tam wchodziłeś?
-A to już chyba nie sprawa lekarzy.
Westchnął. No cóż, ze mną nie ma łatwo.
-Myślę, że to nic poważnego, następnym razem uważaj na to, gdzie wchodzisz- spojrzał na mnie z politowaniem.-I nie przemęczaj się za bardzo. Przepiszę ci maść, której będziesz musiał używać przynajmniej raz dziennie przez tydzień.
-Czyli mam rozumieć, że muszę smarować sobie tyłek?
-Jak chcesz, ktoś może ci pomóc, ja w to nie wnikam.
Przekląłem go w myślach i szybko opuściłem gabinet. Przed nim czekali już chłopcy. Widząc mnie, Zayn natychmiast wstał.
-I co?- zapytał.
-Nic. Powiedział, że wszystko w porządku i przepisał mi jakąś chujową maść.
Louis oczywiście parsknął śmiechem.
-Możemy już wracać?- zapytał znudzony Niall.
-Dobra, jestem wykończony.- przytaknąłem.
Wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się w kierunku samochodu.
-Dziwnie się czuję...- powiedział Zayn, gdy wsiadaliśmy do auta.
-Ciocia z Ameryki przyjechała?- zapytał Lou.
-Co? Nie, Louis, zboczeńcu. Chodzi mi o dziewczyny.
-Im ciocia z Ameryki przyjechała?
-Możesz się na chwilę przymknąć?- upomniał go Liam.- O co chodzi, Zayn?
-No, bo dziewczyny się na nas poobrażały i jakoś głupio się czuję.
-No i?- wtrącił Niall.- To nie na ciebie się obraziły, więc nie musisz się martwić.
-Wiecie co wam powiem?- włączył się Lou.- Jak im damy marchewki, to nam wybaczą.
Zmartwiony zwróciłem się w jego kierunku.
-Louis, skarbie kiedy zdążyłeś opróżnić całą butelkę whisky?
-Ej!- krzyknął Zayn.- To jest dobry pomysł!
-Upijemy je, zwiążemy i pozostawimy na pastwę losu niewyżytym murzynom?- zapytał z nadzieją Niall.
-Ustalmy, że to będzie nasz plan B... Myślałem, aby urządzić imprezę u Amy.
-To ja chyba jestem za pomysłem Nialla.- odparł Liam.
-Ale to by dobrze wyszło.- przytaknąłem.- Dziewczyny by się ucieszyły.
-Tylko, że niby kogo mielibyśmy zaprosić?- zapytał Lou.- Przecież nie znamy żadnych ich znajomych.
-To zaprosimy naszych, a kto będzie chciał to niech wbija. Mogę się założyć, że tłumy będą się nawzajem zabijać, żeby tylko przyjść na imprezę One Direcion.
-Nie pomyślałeś o najważniejszej rzeczy. Rodzice Amy są w domu, więc nie możemy tam nic kombinować.
-Spokojnie, za pół godziny nie będzie ich w mieście, wyjeżdżają na tydzień.
-Dobra, to ja zajmę się zaproszeniami, Liam alkoholem, Niall jedzeniem, Zayn muzyką, a Lou zastanowi się, jak wypędzić dziewczyny z domu.-zadecydowałem.
-Dlaczego ja mam najgorsze i najmniej znaczące zadanie?- oburzył się Louis.
-Bo jesteś najgłupszy z nas.- odpowiedział Liam.
-Ale jak ja mam niby je wygonić z domu, przecież to nie wykonalne!
-Widzisz, skoro nawet nie potrafisz tego zrobić, to nie powinieneś się dziwić, że my wykonujemy resztę.
-Dobra, zrobię to.- burknął.
Candy
Dzisiaj wszystko mnie wkurwia! Najpierw ten idiota Niall się mnie uczepił i ciągle komentuje to, co mówię. Mam go już serdecznie dosyć! Jeszcze do tego Harry... O mój Boże! Po cholerę on wchodził na ten dach?!
-Candy, wszystko w porządku?- usłyszałam za plecami głos Amy.
Trochę dziwnie się do tego przyznać, ale cieszę się, że za mną poszła. Chyba powoli zaczynam ją lubić, ale oczywiście w życiu się do tego nie przyznam.
-Tak, jasne.- skłamałam.
-Tak jakby ci nie wierzę.- uśmiechnęła się, po czym usiadła obok mnie.
-Niby dlaczego miałabym się przejmować tym, że ten idiota się mnie czepia? Nie obchodzi mnie to! Nie obchodzi mnie on i nic co jest z nim związane! Mam go serdecznie dosyć! Ależ on ma tupet! Wiesz co? Będę go po prostu unikać i udawać, że go nie znam.
-Spuść trochę z tonu, rozumiem, że jesteś na niego zła...
-Że co proszę?- zapytałam z niedowierzaniem.- Ja nie jestem na niego zła, ja jestem wściekła!
-Dobra, jedno licho...- machnęła ręką.
Usłyszałyśmy trzask drzwiami. 'Oho... Nasi panowie od siedmiu boleści wrócili...'
-Tęskniłyście?- Liam rozwalił się na kanapie.
-Oczywiście, tak bardzo, że aż zachcę puścić pawia ze szczęścia.- odpowiedziałam z sarkazmem.
-Mamy dla was propozycję nie do odrzucenia...- zaczął z gigantycznym uśmiechem Louis.
-Co wy znowu kombinujecie?- zapytała Amy.
-My? Nic. Po prostu jesteśmy w posiadaniu 2 biletów do nowo otwartego spa i nie mamy pojęcia, co z nimi zrobić.
-Aha, czyli zamierzacie je wcisnąć nam?- prychnęłam.
-Myśleliśmy, że wam się to spodoba.
-To źle myśleliście. Wydawało się wam, że zdołacie nas przekupić?
-Candy, pójdziemy.- odezwała się Amy.
-Co?
-Wolisz siedzieć tu w ich towarzystwie, czy zrelaksować się w spa? Chyba obie znamy już odpowiedź.-powiedziała, po czym pociągnęła mnie za rękę.
Po wyjściu z domu i upewnieniu się, że chłopcy są wystarczająco daleko, aby nic nie słyszeć, powiedziałam:
-Ale ja nigdy nie byłam w spa.
Blondynka uśmiechnęła się.
-W takim razie będzie to twój pierwszy raz.- zabawnie poruszyła brwiami.
Westchnęłam z uśmiechem, po czym ruszyłam za dziewczyną.
Pobyt w spa przeciągnął się na jakieś 3 godziny. W tym czasie zarobiłam sobie 5 różnych maseczek, czego nie rozumiałam, bo wystarczyła by jedna, długi, odprężający masaż i wizytę w saunie, w której spociłam się jak świnia. Ale to chyba dobrze, nie?
-Wracajmy już, jestem wykończona.- sapnęłam.
Amy zatrzymała się i spojrzała na mnie jak na kompletną idiotkę. W sumie, nie dziwię jej się, przecież byłyśmy w spa, powinnam się czuć odprężona i zrelaksowana.
-Może lepiej będzie, jeśli tego nie skomentuję.- posłała mi wymuszony uśmiech.
-Przepraszam, po prostu to nie moje klimaty. Ciągle myślę, że te wymalowane pindzie zamienią mnie w plastikową barbie.
-Tak się dzieje u kosmetyczki.- zaśmiała się.- Nie przejmuj się, nie mam ci tego za złe, w końcu to był prezent od chłopaków.
-No i właśnie to mnie najbardziej martwi.
Dziewczyna wybuchła perlistym śmiechem. Po raz ostatni skasowałyśmy nasze bilety i ruszyłyśmy do wyjścia.
-Myślisz, że gdy wrócimy, twój dom to będzie już po prostu ruina?
-Jeżeli tak, to stało się to jeszcze zanim zdążyłyśmy dojść do spa.
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Resztę drogi do domu przebyłyśmy w milczeniu. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, dosłownie odebrało nam mowę. W domu Amy odbywała się właśnie wielka impreza. Nie wiem jak innym, ale mi się to podoba...
-O! Wreszcie dotarły nasze spóźnialskie!- krzyknął już nawalony w troki Louis, po czym objął nas ramionami i zaprowadził do salonu.
-Gdzie wyście się podziewały tyle czasu?- Zayn wcale nie był gorszy jeśli chodzi o alkohol, bo kiwał się na wszystkie strony i trochę czasu minęło, zanim zdążył do nas dojść.- Martwiliśmy się.
-Ta, akurat.- prychnęłam.
-Możecie mi łaskawie wytłumaczyć co się tu dzieje i dlaczego w moim domu odbywa się jakaś impreza, na której ponad połowa jest już nachlana, a reszta uprawia grupowy seks na moim łóżku?!- wydarła się Amy.
-Ej tylko nie mów, że ci się nie podoba.- powiedział z wyrzutem Liam. O dziwo, nie był jeszcze tak wstawiony jak reszta, a Harry i Niall chyba nawet jeszcze w ogóle nie pili.
-A niby co ma mi się tu podobać? Że urządziliście jakąś wielką, dziką imprezę, na której cały czas pojawiają się jacyś obcy ludzie?! Na dodatek, gdy rodzice dowiedzą się, że tu się coś takiego działo, będę miała szlaban na wieczność! I niby kto tu później posprząta?!
-Luzik, twoich starych nie ma w domu przez tydzień. Do tego czasu zdąży się posprzątać- machnął ręką pasiasty.
-Ty weź mnie nawet nie wkurzaj...- zagroziła.
-Oj wyluzuj, Amy.- Zayn objął ją ramieniem. -Zabaw się, chyba że nie potrafisz.
-Że co proszę?- zapytała z niedowierzaniem.- Uważasz, że nie umiem się zabawić? W takim razie się przekonajmy.- pociągnęła go w stronę barku z alkoholem.
-No to problem z głowy.- stwierdził z uśmiechem Liam.
-Ja bym nie była tego taka pewna.- odezwałam się.- Nie zapominajcie o mnie.
-Oczywiście, przecież o tobie nie da się zapomnieć!- krzyknął z sarkazmem Niall.- Zresztą i tak zaraz polecisz się nawalić i wyruchasz każdego napotkanego faceta, więc w czym problem?
-Uderzyłabym cię w twarz, ale musiałabym wtedy amputować sobie rękę.- powiedziałam przesłodzonym głosem.- Może tym razem to ja pobawię się w przyzwoitkę, wygonię każdego i tym samym zakończę wielką bibę z One Direction.
-Nie zrobisz tego.- podszedł bliżej.
-Założymy się?- zaproponowałam z szatańskim uśmiechem.
-Dobra. Jeśli ja wygram, to będziesz musiała pójść ze mną do łóżka jeszcze na tej imprezie.
-Ok, ale jeśli ja wygram, to będziesz musiał przez cały następny dzień robić to, co zechcę.
-Zgoda.- powiedział, po czym oboje rozeszliśmy się na inne strony.
Nie ma bata, żeby to on wygrał. Jeśli czegoś chcę, to zawsze to dostaję.
-Koniec imprezy!- wrzasnęłam na całe gardło, ale chyba jednak nikt się tym nie bardzo przejął. Popatrzyłam na Nialla, który gapił się na mnie z triumfalnym uśmiechem. 'Ten zakład jeszcze się nie skończył.'
Wlazłam na drewniany stół, zrzucając jednocześnie kilka kubków i talerzyków. Mówi się trudno...
-Ej!- po raz kolejny się wydarłam.
Momentalnie wszystkie twarze zostały zwrócone w moją stronę. 'To było banalne...'
-Chłopaki!- krzyknął nieznajomy facet.- Przynieście alkohol, jakaś laska będzie tańczyła na stole.
-Słucham?- zapytałam.- Nie mam zamiaru tańczyć, a w szczególności dla kogoś takiego jak ty.
Zeszłam ze stołu i pierwsze, co zrobiłam, to skierowałam się do barku z alkoholem. Teraz mam w dupie, czy wygram zakład, czy nie, muszę się koniecznie napis whisky. Na szczęście idioci przygotowali kilkanaście butelek Jacka Daniels'a. Wzięłam do ręki pierwszą i od razu wypiłam prawie cała jej zawartość.
-Nie wiedziałem, że dziewczyna umie tak pić.- jakiś koleś dosiadł się do mnie.
-W takim razie mało wiesz o dziewczynach.- pochyliłam się w jego stronę, po czym zleciałam ze stołka.
-Nic ci nie jest?- wystraszył się.
Na jego pytanie odpowiedziałam głośnym śmiechem. O tak, teraz już wiemy, że alkohol przejął nade mną kontrolę. Po chwili zostałam podniesiona do góry.
-Ja latam!- darłam się.
-Ja się nią zajmę.- usłyszałam męski głos, należący chyba do Nialla, ale nie jestem pewna.
-Teraz jest czas, abym dostał swoją nagrodę.- wyszeptał mi do ucha.
Tak, to na pewno on. W jednej chwili przypomniałam sobie o naszym zakładzie i zrobiło mi się słabo. Jak ja mogłam przegrać? Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w pokoju. Chłopak rzucił mnie na łóżku, po czym położył się na mnie i zaczął całować moja szyję.
-Niall.
-Hm?- zapytał, nie przerywając pocałunków.
-Złaź ze mnie.- powiedziałam, po czym zepchnęłam go z łóżka i sama z niego wstałam.
-Co ty do cholery wyprawiasz?!- krzyknął.
-Wychodzę.- odpowiedziałam beznamiętnie, otwierając drzwi.
-O nie, nie wychodzisz. Zapomniałaś, że mieliśmy umowę?
-Umowa była taka, że pójdę z tobą do łóżka, a przecież to właśnie zrobiłam. ale czekaj... Ty chyba liczyłeś na seks, co nie? No cóż, następnym razem wyrażaj się jaśniej.- posłałam mu buziaczka i z uśmiechem opuściłam pomieszczenie.
Amy
Świat wiruje... O ja pier... Ile ja już wypiłam? 5, czy 50? Kubków, czy butelek? Nieważne, piję dalej.
-Widzę, że jednak umiesz się zabawić.- usłyszałam głos Zayna.
-Jak śmiałeś w to wątpić?- bełkotałam.
-Nie wiem.- zaśmiał się po czym złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i zaczął całować po szyi.
-Przestań, to łaskocze.- śmiałam się.
Słysząc to, chłopak przeniósł swoje ręce na mój tyłek i łapczywie wpił się w moje usta.
-Zayn, mówię serio, przestań.- powiedziałam, gdy udało mi się go odepchnąć.
-Nie mów, że ci się nie podoba.
-Nie podoba.- próbowałam się od niego uwolnić, lecz bezskutecznie.
-Panu już dziękujemy.- powiedział Harry, odrywając ode mnie Zayna. Ten obrażony poszedł na górę z jakąś dziewczyną.
-Wszystko w porządku?- zapytał Lokaty.
-Tak.- odpowiedziałam.- Dziękuję.
-Zawsze do usług.- uśmiechnął się, po czym mnie przytulił.
Po chwili odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Zaczął się powoli przybliżać. 'Chwila, czy on chce mnie pocałować?'
-Harry, muszę iść, kurczaki się palą.- palnęłam, po czym wybiegłam na dwór.
'Serio? Kurczaki się palą? Nie mogłaś już wymyślić czegoś lepszego i przede wszystkim wiarygodniejszego?'
No cóż, taka już jestem, nie umiem kłamać. Stanęłam przy basenie i wpatrywałam się w taflę wody.
-Niezła impreza.- usłyszałam dziewczęcy głos tuż obok mnie.
-Tsa...- odpowiedziałam nawet na nią nie patrząc.
-Coś się stało?- zapytała.
-Nic, po prostu jestem już zmęczona.
-Rozumiem. A tak w ogóle, to jestem Olivia, a ty?
Dopiero teraz podniosłam głowę i spojrzałam na dziewczynę.
-Cholera.- odpowiedziałam.


Cześć wszystkim! Ogromnie Was przepraszam, że nie było mnie widać ani słychać w ostatnim czasie. Przez pierwszy tydzień maja miałam wymianę, więc w ogóle mnie nie było przy kompie. Później już jeden ze znanych wszystkim powodów: nauka, nauka, nauka...
Od razu informuję wszystkich, że w najbliższym czasie rozdział również się nie pojawi, bo w poniedziałek lecę do Londynu, później mam testy semestralne, koleją wymianę i wycieczkę do Zakopanego, więc będę "dostepna" dopiero 14 czerwca, chyba, że wcześniej pomiędzy testami a wymianą uda mi się coś napisać.
W związku z tym, że musieliście długo czekać na ten rozdział, jest on dłuższy niż pozostałe ;).

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA