sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 6 "Zobaczyła nas pani z gołębiami na rękach i przywaliła mu parasolką w głowę"

Amy
Candy mnie trochę opierdzieliła za mój 2-godzinny spacer, ale doskonale wiedziałam, że nie to ją tak bardzo wkurzyło. Siedziała ze skwaszoną miną, przeklinając pod nosem.
- Niall?- wreszcie zapytałam.
- Co?- warknęła.
- Nie warcz, nie jesteś przecież psem.
- A od kiedy ty się zrobiłaś taka pyskata?- spojrzała na mnie wymownie.
- Odkąd pierwszy raz zobaczyłam ten twój krzywy ryj.
- Coś ty powiedziała?- zaczęła się do mnie przybliżać.
Odruchowo cofnęłam się o krok, ale zaraz przypomniałam sobie o swojej obietnicy. Zatrzymałam się i dumnie podniosłam głowę.
- To, co usłyszałaś.
- Ty mi tutaj nie podskakuj laluniu, pamiętaj że to nie ty biłaś się z dziesiątkami chłopaków i zazwyczaj wygrywałaś.
Jej słowa sprawiły, że straciłam całą pewność siebie. Miała rację, nie umiem się bić, nie potrafiłabym się przed nią obronić. Sięgnęłam po ostatnią rzecz, która mogła mnie uratować.
- Jeżeli mi cokolwiek zrobisz, to policja się dowie i trafisz do poprawczaka.
- A twój ojciec będzie miał kłopoty.- odparowała z wrednym uśmiechem.
- Ty się lepiej o mojego ojca nie martw.- odburknęłam.
Dziewczyna tylko spojrzała na mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem, po czym powróciła do swojej poprzedniej czynności- przeklinania pod nosem blondyna. Nie mając zamiaru w ten sposób spędzić całego dnia, wstałam i udałam się w stronę drzwi wyjściowych.
- A ty gdzie znowu leziesz?- zapytała.
- Nie twój interes.
Włóczyłam się zmarznięta długaśnymi ulicami Londynu. Jednego byłam pewna- nie wrócę do domu zbyt szybko. Mówiąc w skrócie zabłądziłam. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem i jak stąd wrócić do mojego co prawda niezbyt przytulnego, ale jednak domu. Wiem, mieszkam w tym mieście od urodzenia, a wciąż potrafię się tu zgubić. Spokojnie mogę to porównać do garderoby mojej "przyjaciółki" Lotty, u której mam zaszczyt być dość często, aż za często. Można powiedzieć, że nasi rodzice się przyjaźnią, a przynajmniej mają dużo korzyści z tej przyjaźni. Tak więc, wracając do tematu, podczas jednej z naszych przemiłych pogawędek zachciało mi się iść do toalety. Byłyśmy w jej ogromnym pokoju, który łączył się z garderobą. Zapytałam ją, w jaki sposób mogę dotrzeć to łazienki. Powiedziała, żebym przeszła przez garderobę, a później już sama znajdę. Zrobiłam to, co mi powiedziała, ale okazało się, że najtrudniejszą przeszkodą, jaka mnie wtedy spotkała, była jej olbrzymia garderoba. Na serio, zgubiłam się w garderobie. I żeby tego było mało, Lott jakoś nie za bardzo przejęła się moim nagłym zniknięciem i nie raczyła ruszyć dupy, żeby mnie poszukać. Siedziałam otoczona błyszczącymi sukienkami i różowymi bluzkami przez 3 godziny, zanim moi rodzice nie spostrzegli się, że zaginęłam.
Sama nie wiem czemu, ale na samo to wspomnienie zaczęłam się śmiać. Ludzie myślą, że takie osoby jak ja mają nudne życie. Dostają kasę od rodziców, lecą do najdroższych sklepów i wykupują jego cały asortyment. W moim przypadku jest to jedno, wielkie kłamstwo. W wieku 5 lat, gdy razem z rodzicami pojechaliśmy nad morze, zgubiłam się na plaży. Znalazł mnie zboczony rybak, który próbował mnie zgwałcić. Byłam mała, więc nie rozumiałam, co mi robi i myślałam, że się ze mną bawi. Na całe szczęście zobaczyła nas pani z gołębiami na rękach i przywaliła mu parasolką w głowę. Po całym zajściu, udałyśmy się na posterunek policji, aby zgłosić zaginięcie moich rodziców, ale policjant stwierdził, że takie rzeczy można zgłaszać dopiero 12 godzin po zajściu. W końcu odnalazłam moich rodziców na stoisku z pamiątkami. Byłam na maksa szczęśliwa, ale po chwili się na nich obraziłam za to, że nie chcieli mi kupić szklanego delfinka.
Tsa... Piękne wspomnienia. No, ale trzeba powrócić do rzeczywistości i znaleźć drogę powrotną do domu. Porozglądałam się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Nie miałam zamiaru prosić ludzi o pomoc, o nie, to nie w moim stylu. Nagle mój wzrok zatrzymał się na kobiecie, wsiadającej do taksówki. Walnęłam się z otwartej ręki w czoło. Taksówka! Czego ja wcześniej o tym nie pomyślałam? Szybko złapałam jadący, żółty samochód, podałam kierowcy adres i po chwili znalazłam się pod drzwiami mojego domu.
Candy
Nie dość, że przez tego farbowanego pedała jestem wściekła, to jeszcze na dodatek ta mała, rozwydrzona lalunia zaczęła mi pyskować. Co to to nie! Niech sobie za dużo nie pozwala, bo w końcu moja cierpliwość się skończy i na serio jej coś zrobię.Nie będzie mnie już obchodziło to, że wyląduję w sądzie, a potem w poprawczaku.
- Wychodzimy na kolację, wrócimy późno!- usłyszałam z dołu krzyki rodziców Amy.
Klasnęłam w dłonie. Lepszego prezentu nie mogli mi ofiarować. Nie czekając ani chwili dłużej, zadzwoniłam do mojego kolegi Duke'a. Odebrał już po pierwszym sygnale.
- Cóż to za miła niespodzianka!- rzucił na powitanie.
- Przymknij się, Duke, mam sprawę.
- Czegóż to twoja dusza pragnie?
- Ty to robisz specjalnie, czy po prostu już naćpałeś się beze mnie?- opowiedziałam pytaniem.
- Przyjmijmy, że to pierwsze. Rozumiem, że potrzebujesz towaru?
- Tym razem nie. Raczej towarzystwa.
- Czy mam się czuć zaszczycony?- niemal widziałam ten jego idealny uśmiech.
- Znasz odpowiedź. To jak, w parku za pół godziny?
- W każdym miejscu, o każdej porze...
- ...super detektyw ci dopomoże.- dopowiedziałam ledwo powstrzymując śmiech.
- Wiesz, że nie lubię się wpraszać <sarkazm>, ale może poszlibyśmy potem do ciebie, bo jakoś niespecjalnie przekonuje mnie opcja zamarznięcia na dworze.- powiedziałam.
- Spoko, jak chcesz to możesz nawet zostać na noc.
- Kuszące, ale niestety nie skorzystam.
- Co znowu przeskrobałaś?
- Powiedzmy, że jeżeli ktoś odkryję, że opuściłam dom, to będziesz mnie mógł odwiedzać w poprawczaku.
- Dobra, to później cię odwiozę. Dozo.
- Bye!- rozłączyłam się.
Byłam pewna, że się zgodzi. Co jak co, ale na Duke'a zawsze można liczyć. Postanowiłam wyjątkowo się trochę "odstawić". Wcisnęłam na swoją grubą dupę czarne, skórzane rurki, koszulkę na ramiączkach z dużym dekoltem i logo jacka daniel's'a. Na ramiona narzuciłam czarną, skórzaną kurtkę, a na głowę wsadziłam full cap'a wysadzanego ćwiekami. Końcowy efekt mnie zadowoli, więc uznałam, że mogę wyjść do ludzi. Tym razem spokojnie wyszłam drzwiami i nie musiałam się fatygować z ucieczką przez okno. Po około 20 minutach siedziałam już w parku i czekałam na przyjaciela. Nagle ktoś zasłonił mi dłońmi oczy.
- Zgadnij kto to.- usłyszałam znajomy głos.
- Hmm... Niech pomyślę... Święty Mikołaj?
- A od kiedy Święty Mikołaj jest dilerem narkotyków?
- Diler? To już wiem w takim razie o jaki prezent go poproszę.
- Tylko, że go nie dostaniesz, bo jesteś zbyt niegrzeczna.- powiedział.
Odwróciłam się do niego i dałam mu całusa w polik. W odpowiedzi uśmiechnął się zwycięsko.
- Idziemy, *signora?- wystawił ramię, jak prawdziwy dżentelmen.
- Oczywiście, *voi.
Idąc do samochodu, udawaliśmy, że jesteśmy eleganckim małżeństwem z Włoch.
*Come è stata la tua giornata, tesoro?- zapytał mnie Duke.
*Eccellente, bambino.- odpowiedziałam, dusząc się ze śmiechu.
W samochodzie chłopak włączył nasz ulubiony kawałek- Iron Madein Fear Of The Dark i zaczęliśmy się drzeć na cały regulator. Na dodatek otworzyłam wszystkie okna i ludzie, których mijaliśmy słyszeli wrzaski pomieszane z cudownymi dźwiękami tej oto muzyki.
W końcu zaparkowaliśmy pod mieszkaniem Duke'a. Cudem przeżyliśmy, ale i tak było zajebiście.
- Zapraszam panią do środka.- otworzył drzwi i gestem zaprosił mnie do wnętrza domu.
Bez słowa weszłam, rzuciłam kurtkę w kąt i rzuciłam się na kanapę.
- Dawno tu nie byłam.- westchnęłam, przeciągając się.
- Aż zbyt dawno.- rozsiadł się koło mnie.
Popatrzyłam na niego. Niby zwykły przyjaciel, ale w tej chwili ja chciałam czegoś więcej. Nie czułam do niego niczego więcej, prócz przyjaźni, ale w tym momencie poczułam się zbyt samotna. Przybliżyłam się do niego, oparłam głowę na jego szyi i delikatnie przygryzałam mu płatki uszu.
- Co ty robisz?- zapytał zdziwiony.
- Czuję się samotna, potrzebuję towarzystwa- odpowiedziałam z uwodzicielskim uśmiechem.
Mój przyjaciel zrozumiał aluzję, bo po chwili przycisnął mnie do ściany i zaczął bardzo namiętnie całować.
- To jak, zostaniesz jednak na noc?- zapytał w przerwie pomiędzy pocałunkami.
- Chętnie.- zaśmiałam się.


Więc nareszcie napisałam ten 6 rozdział! Jestem z tego powodu na prawdę szczęśliwa xd. Jak się wam podoba? Przypominam o zakładce PYTANIA DO BOHATERÓW, w której możecie zapytać dowolnego bohatera o cokolwiek chcecie ;).

Tłumaczenie (przez tłumacz google xd):
*Come è stata la tua giornata, tesoro?- Jak się dziś czujesz, kochanie?
*Eccellente, bambino.- Doskonale, kochanie.
*signora- pani
 *voi- pan

Nowy bohater:
Duke Devine. 19 lat.
"Nie bój się poczuć adrenaliny. Wiem co mówię, jestem dilerem narkotyków".










       5KOMENTARZY= NASTĘPNY ROZDZIAŁ



sobota, 18 stycznia 2014

Imagin o Niallu (konkursowy)

Hej, postanowiłam wstawić tu imagin, który dałam na konkurs. Chciałabym znać waszą opinię, bo nie jestem pewna, czy mi wyszedł i czy jest sens włączać go do konkursu, bo jakby co zawsze mogę się wycofać. Więc proszę was o wyrażenie szczerej opinii  komentarzach.
***

*13 lat wstecz...
Moje uszy jak co wieczór pieściła cudowna kołysanka mamy.
-... nie bój się zamknąć ślicznych oczu twych, niech sen cię znuży, bo ja zawsze będę obok ciebie i odpędzę koszmar zły.- tymi słowami zawsze kończyła moją ulubioną kołysankę.
-Mamusiu, a obiecujesz, że zawsze będziesz koło mnie?
-Obiecuję, skarbie. A teraz idź już spać, bo jest późno. Dobranoc!
-Dobranoc.- odpowiedziałam senna.
*Teraźniejszość
Jako pięciolatka, nigdy nie potrafiłam odróżnić prawdy od kłamstwa, dlatego też wtedy uwierzyłam w obietnicę mojej mamy.
Teraz wiem, że było to jedno, wielkie kłamstwo. Mama opuściła mnie już w wieku 10 lat, na dodatek w moje urodziny, zostawiając mnie na łaski ojca, który jakoś niespecjalnie przejął się jej śmiercią. Codziennie wracał do domu pijany i bił mnie za każdym razem, kiedy tylko odezwałam się choć słowem. Na dodatek nie miałam żadnych przyjaciół, więc nie miałam się komu wyżalić i nie miałam w nikim oparcia. Pomimo tego wszystkiego, nie robiłam tych rzeczy, które robi większość załamanych nastolatek- picie, palenie, ćpanie i cięcie się. Zawsze zamykałam się w swoim pokoju, włączałam muzykę i jedząc lody czekoladowe, przelewałam swoje myśli na kartki mojego tajnego notesu.
Zamknęłam pamiętnik, tym samym odcinając się od przykrych wspomnień. Kilka łez chciało wydostać się na „powierzchnię”, ale im nie pozwoliłam. Pogodziłam się już ze śmiercią mamy i nie zamierzałam płakać. Była to oznaka słabości, której za wszelką cenę nie chciałam ujawniać.
Postanowiłam, że przestanę być taki odludkiem i opuszczę moją izolatkę. Ojca na szczęście nie było w domu, więc bez przeszkód mogłam wyjść na dwór. Moim celem był pobliski park, do którego jako mała dziewczynka zawsze chodziłam z mamą. Usiadłam na dużej ławce, wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam pisać. Opisywałam moje życie, moje obserwacje na temat innych ludzi i ich nastrojów. Chciałam zobaczyć, czy ktoś kiedykolwiek miał gorzej ode mnie. Opisywałam właśnie uśmiechniętą staruszkę, siedzącą naprzeciwko mnie, gdy nagle ktoś wytrącił mi z ręki notes. Nim zdążyłam się po niego schylić, sprawca tego wypadku czytał już moje zapiski.
-Oddaj to!- krzyknęłam.
Nie reagował. Wstałam i próbowałam odebrać mu pamiętnik, lecz bezskutecznie.
-Nie masz prawa tego czytać, to są moje sekrety!
Dopiero teraz raczył na mnie spojrzeć. Słońce delikatnie oświetlało jego idealne rysy twarzy i cudowne, niebieskie oczy... Och, stop!
-Coś mówiłaś?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Nie, wiesz tak sobie po prostu krzyczałam sama do siebie.
-Aha, to ok, cześć.
'Czy on jest na serio taki głupi?'
-Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?- zapytałam.
-A ty jesteś taka naiwna, czy tylko udajesz?- próbował naśladować mój sposób mówienia.
-Ja tak nie mówię.- skwitowałam.
-Ale ja tak. Na serio myślałaś, że jestem aż tak wścibski, żeby czytać twoje prywatne bazgroły?
-Tak...- mruknęłam speszona.
-Nieważne, jestem Niall.- przedstawił się, jednocześnie oddając mi pamiętnik.
-[T.I]- niepewnie odpowiedziałam.
Odwróciłam się i już chciałam odchodzić, ale poczułam na swoim ramieniu rękę blondyna, która uniemożliwiła mi wykonanie tej czynności.
-To jak [T.I], pójdziesz ze mną na kawę w ramach rekompensaty za szkody mentalne?- zaśmiał się, jednocześnie ukazując idealnie białe zęby.
-Nie jestem w nastroju.- mruknęłam.
-No nie daj się prosić.- popatrzył na mnie wzrokiem, ok którego od razu miękły mi kolana.
-No dobrze.
*3 lata później...
„Drogi pamiętniku...
Dzisiaj zrozumiałam jedną rzecz. Szczęście nie jest mi pisane. Odkąd poznałam Nialla, myślałam, że nie ma bardziej natrętnej i jednocześnie słodkiej osoby od niego. Od zaprosin na kawę, jak on to ujął „w ramach rekompensaty za szkody mentalne”, aż do tego niefortunnego wypadku, byłam najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Przeżyliśmy razem wspaniałe chwile. Byliśmy nierozłączni. W pewnym momencie zaczęłam coś do niego czuć, ale wiedziałam, że on tego nie odwzajemnia. Dla niego byłam wyłącznie najlepszą przyjaciółką. Aż do tego koszmarnego dnia... Pamiętam to, jakby wydarzyło się wczoraj, w rzeczywistości minął już rok. Tak, rok od śmierci Horana.
Jechaliśmy samochodem. Był deszczowy dzień, ale to najwyraźniej nie przeszkadzało to mojemu towarzyszowi w porwaniu mnie na wycieczkę. Jezdnia była śliska i nie jeździły nią praktycznie żadne samochody. Prosiłam go, abyśmy zawrócili, ale on mnie nie słuchał. Mówiłam, że możemy pojechać na tą wycieczkę kiedy indziej, ale on uparcie twierdził, że musi mi coś pokazać. Przestałam się odzywać i wbiłam wzrok w szybę samochodu. Mój przyjaciel próbował mnie jakoś rozbawić i co jakiś czas mnie łaskotał. W pewnym momencie stracił panowanie nad kierownicą. Poczułam mocne uderzenie i wielki ból. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam były słowa Horana:
-Kocham cię.
Parę dni później obudziłam się w szpitalu. Okazało się, że jako jedyna przeżyłam ten wypadek. Najpierw w to nie uwierzyłam, twierdziłam, że to jakiś żart i uparcie wmawiałam sobie, że za chwilę ujrzę uśmiechniętą twarz Nialla, ale tak się nie stało. Zaczęłam nienawidzić świata i samej siebie. Codziennie płakałam i okaleczałam się.”
Zamknęłam pamiętnik i tym razem pozwoliłam łzom swobodnie spływać po policzkach. Pomimo tego, że straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu, czułam się szczęśliwa. Dlaczego? Bo były tuż obok mnie.


piątek, 17 stycznia 2014

Ogromniasta prośba!

Mam dla was wielką prośbę- wejdźcie jeszcze raz do zakładki "Zwiastun", ponieważ znalazł się tam nowy, inny zamiast poprzedniego. Tamten jakoś nie przypadł mi do gustu, więc postanowiłam go zmienić.
Jakbyście mogli, to zostawcie krótki komentarz, żebym wiedziała, że się wam podoba. Na serio sporo się nad nim napracowałam ;).


czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 5 "Chyba raczej na upierdliwym i wrednym"

Amy
Jak od trzech lat nikt mnie niczym aż tak strasznie nie zaskoczył, tak tera byłam w wielkim szoku, słysząc odpowiedź Candy. Spodziewałam się raczej gadki w stylu: "A co mnie to obchodzi?", "Trzeba było mnie lepiej pilnować", ale nie tego, co od niej usłyszałam. To co w takim razie musiał jej powiedzieć Liam, że tak się zachowała? Niepewnie spojrzałam na chłopaka.
- Liam?
- Tak?
- Coś ty powiedział Candy?
Chłopak parsknął śmiechem.
- Nic szczególnego, a dlaczego pytasz?
- Bo nagle ni stąd ni z owąt moja "przyjaciółka"- tu specjalnie zakreśliłam w powietrzu cudzysłów-  postanowiła zostać moim rycerzem na białym koniu.
- Chyba raczej na upierdliwym i wrednym.- prychnął.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Co?- zmarszczyłam brwi.
- Dobrze wiesz, że z naszą ukochaną Candy żaden normalny zwierzak nie wytrzyma nawet minuty. Potrzebny jej jakiś z podobnym charakterem.
Po słowach Liama wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, ale zaraz się uspokoiłam, widząc, że stałam się centrum zainteresowania przechodniów.
- A co dokładnie jej powiedziałeś, że nagle zrobiła się dla mnie taka dobra?
- Zrobiła to raczej dlatego, żeby przede mną uciec.- zaśmiał się.
- Dobra, zaczynam się ciebie bać...
- Na razie nie masz potrzeby.- powiedział z uśmiechem.
- A dlaczego chciała przed tobą uciec?
- Bo jej powiedziałem, że mi się podoba i zacząłem się do niej przystawiać- powiedział bez cienia wstydu.
- Candy raczej nie należy do tych osób, które przerażają takie wyzwania.- założyłam ręce na klatkę piersiową.- musisz ją na serio odpychać.
- Albo za bardzo przyciągać- odpowiedział z pewnym siebie uśmiechem, po czym szybkim krokiem opuścił park, krzycząc bezuczuciowe "Pa".
Westchnęłam. Wiedziałam, że ten chłopak tak szybko nie odpuści i że puki jej nie zdobędzie, to nie przestanie. Martwi mnie to, że on może mieć nieco inne plany co do Cand, ale chwila... stop! Ja się o nią nie mogę martwić, nie po tym, jak mnie traktuję. Moim zadaniem jest tylko dopilnowanie, aby nie wymknęła się z domu i aby nie zrobiła nic głupiego. Super... Żadnej z nich nie wykonałam... Nie dość, że pozwoliłam na to, aby wymknęła się z domu, to jeszcze na dodatek sama zaciągnęłam ją do klubu na imprezę. Tylko nadal nie rozumiem, dlaczego tak bardzo przejmuję się tym, że podoba się Liamowi. No przecież nie z zazdrości. Chociaż w sumie wolałabym to, niż fakt, że na serio się o nią martwię. Czasem sama siebie nie rozumiem... Ludzie tak bardzo mnie ranią, a ja mimo to mogłabym nawet za nimi wskoczyć w ogień. Co jak co, ale troski o bliźnich miałam wpajane od najmłodszych lat przez moich rodziców. Taka jakby mała ironia losu... Mówili mi, że trzeba się troszczyć o innych, a sami nie poświęcają mi w ogóle czasu. Jestem zdana tylko na siebie. Mimo, iż szanuję zdanie moich rodziców w wypadku Candy zamierzam zrobić wyjątek i mieć ją głęboko w dupie. Od teraz ta pyskata jędza nie będzie już zawracała mojej głowy swoimi problemami. Mój mózg jest wyłączony na hasło: CANDY. Are you ready? So let's go! Moje gorączkowe przemyślenia przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.
"Przywlecz wreszcie swoją grubą dupę pod twój dom, bo nie mam zamiaru sterczeć pod drzwiami w nieskończoność"
Skrzywiłam się, patrząc na treść SMS'a. Nadawca się nie podpisał, ale doskonale wiedziałam, kto wysłał mi taką "miłą" wiadomość. Nie za bardzo przejęłam się niezbyt przyjemnymi słowami, jakimi raczyła mnie obdarzyć, ale pomimo to szybko usunęłam wiadomość. 'Chcesz wojny? To będziesz ją miała'.
Postanowiłam od tej pory zachowywać się w stosunku do niej tak samo jak ona: być wredną, bezuczuciową suką i ciągle robić jej na złość. A ten SMS miał być tego początkiem. Nim przywlekłam swoją jak to ona ujęła "grubą dupę", zahaczyłam jeszcze o centrum handlowe, opuszczając go z kolejną parą spodni i wpadłam na chwilę do Starbucks'a, zamawiając carmel macchiato. Popatrzyłam na elektroniczny zegarek w moim telefonie- zajęło mi to wszystko raptem 2 godziny. Przygotowałam się na to, że będę obiektem złości Candy, ale przecież nie czekała na mnie w nieskończoność.
Candy
Gdzie jest ta pojebana idiotka? Jak tylko wróci, to tak się jej dostanie, że nawet własna matka jej nie pozna. Czekam już na nią ponad godzinę! Raczej nie wydaje mi się, żeby droga powrotna z parku, do którego idzie się raptem 15 minut, sprawiła jej aż takie trudności. Może straciła orientację w terenie? Albo po drodze potrącił ją samochód? Uśmiechnęłam się na samą myśl, sama nie wiem, czemu. Może po prostu dlatego, że moje całe życie spieprzyła jedna osoba i teraz ja chcę spieprzyć je wszystkim innym. Albo dlatego, że doświadczyłam samych najgorszych rzeczy, których ta lalunia nie widziała nawet w najgorszych koszmarach. Już miałam wykręcić jej numer i porządnie jej nawrzucać, ale zamierzaną czynność przerwał mi telefon od nieznanego numeru. Z wielką niechęcią, aczkolwiek z lekką ciekawością, odebrałam połączenie.
- Halo?- zapytałam beznamiętnym tonem.
- Czy dodzwoniłem się do Candy Brown?- usłyszałam męski głos po drugiej stronie.
- Zależy kto pyta.- mruknęłam.
- Z tej strony Niall.
Mieliście tak kiedyś, że choćby jedno słowo wylewały na was falę uczuć? Ja mam tak właśnie teraz, rzecz jasna są to negatywne uczucia. Gdy tylko usłyszałam to obrzydliwe imię, dosłownie zagotowało się we mnie i miałam ochotę kogoś zabić- najlepszym egzemplarzem byłby do tego gejowski blondyn.
- Czego?- warknęłam.
- Może trochę miej... Mam do ciebie sprawę.
- A co mnie obchodzi jakaś twoja sprawa? Zresztą skąd masz mój numer?
- Mam swoje źródła informacji.- mogłabym się założyć o to, że w tej chwili na jego krzywy ryj wpełznął głupawy uśmieszek.
- Gadaj.- wysyczałam.
- Nie muszę ci się z niczego spowiadać.- powiedział pewnym siebie tonem.
- Świetnie, to ja nie muszę wysłuchiwać tej twojej sprawy.
Ten chłopak powoli zaczynał mnie doprowadzać do szału. Co ja gadam, on mnie do takiego stanu doprowadził już wtedy, gdy go pierwszy raz zobaczyłam.
- Słuchaj, nie robisz tego dla mnie tylko dla Harrego.
- Mam w dupie czy dla ciebie, czy dla Harrego.- prychnęłam- Nikomu nie pomagam, koniec.
- Chcesz powiedzieć, że traktujesz mnie na równi z nim?- jego głos nagle zrobił się dziwnie radosny.
- Nic takiego nie powiedziałam.- sprostowałam.- po prostu niezależnie komu miałabym pomóc, nie zrobię tego.
- Tylko winny się tłumaczy.- tymi czterema absurdalnymi słowami
zakończył naszą rozmowę.
Co za idiota! Jaki tupet! Co on sobie myśli? Że niby traktuję go na równi z... kimś kogo właściwie nie kojarzę, pewni to ten z tych Direction. Ten pojebany blondynek jest w moich oczach na samiutkim dnie, nikt już nie stoi niżej od niego. I jeszcze ma czelność prosić mnie o pomoc?! Nie ważne, że w imieniu tego Harrego, miał w ogóle czelność do mnie zadzwonić, a tym bardziej zdobyć mój numer telefonu. Po chuja mu on? Ten idiota, jakby czytał w moich myślach, bo po chwili dostałam SMS'a od niego. Nie miałam zamiaru go czytać, chciałam go o razu usunąć, ale ciekawość wzięła górę.
"A twój numer jest mi potrzebny do jednej konkretnej rzeczy- będę cię drażnił telefonami i wiadomościami ;). Całuski, twój Niall :*"
Zacisnęłam pięści i z całej siły rozwaliłam telefon o chodnik. Cholera! Teraz przez niego nie mam już komórki. Ten pedałek mi jeszcze za to zapłaci, nawet wiem, jak.
Niall
(perspektywa tego bohatera będzie krótka, bo nie miałam na nią za bardzo pomysłu, a chciałam ująć w niej jedną rzecz ;))
Byłem usatysfakcjonowany rozmową z Candy, chociaż nie skończyła się tak, jak było zaplanowane.
- I co?- zapytał mnie Hazz.
- Czy tobie wydaje się, że rozmowa z nią przyniosłaby oczekiwany skutek? Ona by nam przecież w życiu nie pomogła.- prychnąłem.
- To o czym wy w takim razie do cholery rozmawialiście?!
- Nie nazwałbym tego rozmową, raczej wymianą obraźliwych słów, które z pewnością powinny być za cenzurowane.
Chłopak zaśmiał się sarkastycznie.
- To co my teraz zrobimy? Z tego, co mi przed chwilą nagadałeś, wynika, że Candy na pewno nam nie pomoże.- stwierdził, podkreślając dwa ostatnie słowa.
- Spokojnie, przecież wiesz, że nam się uda...


Tak mi się coś wydaję, że za często dodaję wam te rozdziały xdd. Jak się rozdział podobał? Dziękuję za dotychczasowe łączne 30 komentarzy (nie licząc tych moich :*).

5 KOMENTARZY= NASTĘPNY ROZDZIAŁ

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 4 "Wiesz co to sarkazm?"

Amy
Byłam na maksa wkurzona na tą całą Candy. Ma niezły tupet, ale nie mam zamiaru dać sobą pomiatać. Mam ochotę iść do niej i jej wszystko wygarnąć, żeby się raz na zawsze popamiętała, ale niestety nie jestem taka chamska i śmiała jak ona. Jednak nawet to nie powstrzymało mnie przed wtargnięciem do jej pokoju.
- Masz zamiar tu tak siedzieć i nawet mnie nie przeprosisz?! Myślisz, że jak będziesz udawała taką twardą i wredną, to będziesz fajna?! Jak tak, to źle myślisz, ty...
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie ma jej tu. Desperacko szukałam jej po wszystkich zakątkach domu, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
- ..ty podła zdziro!- powiedziałam trochę za głośno.
- Amy?- usłyszałam głos mamy.
Cholera! Zapomniałam, że jestem w salonie. Odwróciłam się w jej stronę z miną niewiniątka.
- Tak?
- Czy możesz mi powtórzyć słowa, które przed chwilą wypłynęły z twoich ust?
- Ale jakie słowa?- udawałam głupią.
- Amy, dobrze wiesz, o czym mówię- powiedziała surowo.
- Chyba ci się coś przesłyszało, ja powiedziałam... Yyy... Ty ścierko.
- A mogę wiedzieć, do kogo tak powiedziałaś?- chyba nie za bardzo mi uwierzyła.
- Yyy... No do nikogo, tak po prostu mi się wymsknęło.- posłałam jej jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów.
- Aha, rozumiem... A złotko, gdzie jest Candy?
Zamarłam. A co jeśli mama podejrzewa, że Candy uciekła? Będę miała poważne kłopoty, w końcu to ja miałam jej pilnować.
- Siedzi w pokoju, a co?
- Nic, nic tak po prostu się pytałam. Bo wiesz, jakby nam uciekła, to twój ojciec miałby duże kłopoty. Dobrze, że mamy ciebie, bo jesteś bardzo odpowiedzialna i mam pewność, że ją upilnujesz. Co my byśmy bez ciebie zrobili...
Łzy napłynęły mi do oczu. Mama pierwszy raz mnie pochwaliła, powiedziała, że jestem odpowiedzialna i potrafię przypilnować tą dzikuskę, a to nie prawda. Ja jej wcale nie przypilnowałam. Czułam się, jakby ktoś porządnie przywalił mi w twarz. Przełknęłam ślinę i starałam się ukryć mokre oczy.
- Dziękuję.- wyszeptałam.- a teraz przepraszam, ale muszę wyjść.- po tych słowach szybko opuściłam dom.
Miałam zamiar poszukać uciekinierki. Tu już nawet nie chodziło o mnie, nie mogłam pozwolić, aby tato miał kłopoty. Gdzie ona mogła pójść? Mając kompletną pustkę w głowie, skierowałam się w stronę centrum. Miałam nadzieję, że znajdę tam Candy, bo innego wyjścia nie było. Ze zdenerwowaniem pędziłam przez ulice, przy okazji wpadając co chwilę na ludzi. Niestety nie zauważyłam pędzącego w tym samym tempie co ja, chłopaka.
- Przepraszam.- powiedział.
- Przepraszasz? Przecież nie masz za co, to ja na ciebie wpadłam.
- No tak... W każdym razie, sorry.
Dziwny jest ten chłopak... Czy on się mnie boi?
- Boisz się mnie?- nie wiem skąd nagle u mnie ten przypływ pewności siebie.
- N-nie.- wydukał.
- Michael, chodź tu szybko, albo ci zajebię.- usłyszałam głos jakiejś dziewczyny.
- Ja muszę lecieć, Olivia mnie zabije, cześć!
Nim zdążyłam się odezwać, chłopak poleciał w stronę jakiejś na maksa wkurzonej dziewczyny i dosłownie padł przed nią na kolana, błagając o litość. Ta dość niecodzienna scena sprawiła, że przez chwilę zapomniałam powodu mojej "wędrówki", ale po chwili mój wzrok przykuły pewne dwie osoby. Przyjrzałam się im lepiej i zobaczyłam, że to Candy! Ale chwilunia... Z kim ona rozmawia? Czyżby to... Czy ja dobrze widzę?
Candy
(- O ile mi dobrze wiadomo, to nie możesz sama wychodzić.- usłyszałam głos za swoimi plecami.)
Dokładnie zbadałam nieznajomy głos. Należał do mężczyzny, więc to na pewno nie Amy. Powoli, ale pewnie odwróciłam się w stronę... Jednego z tych One Gejrekszyn!
- Przepraszam bardzo, ale kim jesteś?- zlekceważyłam jego wcześniejszą wypowiedź.
- A, no tak przepraszam bardzo, jestem Liam, trafiłaś po imprezie do mojego domu.- odparł z szarmanckim uśmiechem.
- To wiem, chodziło mi tylko o twoje imię, bo jakoś niestety nie miałam okazji go wtedy poznać.-  powiedziałam z udawanym smutkiem.
- No widzisz, to teraz masz taki zaszczyt.
Serio? Czego ten idiota nie zrozumiał?
- Wiesz co to sarkazm?- zapytałam oschle.
- Oczywiście, ale w tym przypadku nie był on potrzebny.
- Widzę, że mamy tu zbyt dużą pewność siebie, trzeba by to było zmienić.
- Dziewczyny lecą na takich chłopaków jak ja, więc powinnaś się cieszyć.
Założyłam ręce na klatce piersiowej i spojrzałam na niego z rozdrażnieniem.
- A to niby czemu?
- Bo masz takie szczęście, że mi się spodobałaś.
- Po pierwsze: nie zaczyna się zdania od "bo", po drugie: ja jakoś specjalnie nie odczuwam szczęścia tym faktem.
- Czyżby?- zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
Po raz pierwszy w życiu poczułam się nieswojo. Prawda, był przystojny i dobrze zbudowany, ale za pewny siebie jak na mnie. Cofnęłam się o krok, tym samym zwiększając odległość pomiędzy nami.
- Skąd wiedziałeś, że nie mogę nigdzie sama wychodzić?- zmieniłam temat.
- Tak na serio to nie wiedziałem, strzelałem, a ty utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że miałem rację.
Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem, na co ten wybuchł głośnym śmiechem.
- Żartowałem. Chciałem się dowiedzieć czegoś o tobie, więc można powiedzieć, że zrobiłem małe "przesłuchanie" policjantom, z którymi miałaś do czynienia.
- Słucham?! Chcesz mi powiedzieć że nie dość, że mnie śledziłeś, to jeszcze na dodatek policjanci ot tak sobie bezkarnie przekazują ci informacje o mnie?!
- No tak...- nie dokończył, bo naszą sprzeczkę przerwała wnerwiona Amy.
- Gdzie ty do cholery byłaś?! Wiesz ile cię szukałam? Znowu będę miała przez ciebie kłopoty!
- Tak wiem, wyjaśnię im to.- powiedziałam to, zanim zdążyłam to do końca przemyśleć. Teraz jeszcze pomyśli, że się zrobiłam miła. No, ale trudno, ważne, że udało mi się wyrwać Liamowi. Szybkim krokiem obeszłam chłopaka i zostawiłam zdezorientowaną Amy na środku parku.



W związku z tym, że pod poprzednim rozdziałem były tylko 2 komentarze ;ccc, postanowiłam, że jeżeli pod tym postem będzie co najmniej 5 komentarzy, to wstawię nowy rozdział.

5 KOMENTARZY= NOWY ROZDZIAŁ 

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 3 "Nie wiesz, że mówienie o sobie w trzeciej osobie jest niesmaczne?"

Ten rozdział dedykuję moim kochanym i pozytywnie jebniętym Sis: Weronice Niemczuk, Natalii Stegnerskiej, Karolinie Bakun i Gosi Gieniusz. Kocham was ♥. SPAMU! WIĘCEJ SPAMU! xddd
_____________________________________________

Harry
Jej odpowiedź nieźle mną wstrząsnęła. Nie rozumiem dlaczego nie chce, żebyśmy się znowu spotkali. Zrobiłem coś nie tak?
- Ej, stary coś ty taki przybity?- zagadnął mnie Zayn.
- Nie ważne...- mruknąłem
- Jak to nie, laska nie zwraca uwagi na jego wdzięki, więc się biedaczyna załamał.- zaśmiał się Liam.
- Zamknij się.- warknąłem.
- W sumie to ja się cieszę, że już się z nimi nie spotkamy. Przynajmniej nie będę musiał oglądać tej Candy...- wtrącił Niall.
Popatrzyłem na niego jak na idiotę, który rzeczywiście jest.
- Dobra, starczy, bo się tu jeszcze pozabijacie.- uspokajał nas Lou.- Co powiecie na jakąś imprezkę, dzisiaj?
- Odpuść... Nie mam ochoty...
- Nasz Harreh nie ma ochoty na wyrywanie dup? Coś tu nie gra.- powiedział z szyderczym uśmiechem Li.
- Idźcie sami.- zlekceważyłem bezczelny docinek Liama- Jakby coś to jestem w pokoju.
Po tych słowach szybko udałem się do swojego pokoju, myśląc jak mogę się jeszcze spotkać z Amy.
Amy
Stanęłam przed szklanymi drzwiami, które były dla mnie przepustką do wiecznego szlabanu. Nie miałam odwagi przekroczyć ich progu.
- No i co tak stoisz jak jakiś kołek?- zapytała ze zniecierpliwieniem Cand.- Potrzebujesz specjalnego zaproszenia?
Spojrzałam na nią z wrogością, a ta nic sobie z tego nie robiąc, pewnym krokiem weszła do domu. Czasami mam ochotę ją po prostu zabić! Ona to sobie może wejść bez problemu do mojego domu, bo jej rodzice nie naskoczą i nie będą prawić 5-godzinnego kazania, że nie wspomnę o szlabanie. Niepewnie i z wielkim strachem weszłam do środka i skierowałam się do salonu.
- Czy możesz nam wytłumaczyć, gdzie byłyście?!- już od progu krzyknęła mama.
Spojrzałam na Candy, która posyłała mi wredne uśmiechy. Popatrzyłam na nią mrożącym wzrokiem i wróciłam do rozmowy z rodzicami.
- Yyy... No... Ja... Zabrałam Candy do klubu...
- Do jakiego?- zapytał tato.
- Ministry of Sound...- wyszeptałam.
- Przynajmniej jakiś dobry - prychnął- ale czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego nie wróciłyście na noc do domu?
- Bo... Trochę wypiłyśmy i moja koleżanka nas wzięła do siebie- skłamałam.
Candy parsknęła śmiechem, ale widząc mój zabójczy wzrok, umilkła.
- No dobrze...- westchnęła mama- ale to ma się nigdy nie powtórzyć, zrozumiano?
- Tak, mamo...
- A i jak jeszcze kiedyś nie będziesz miała w planach powrotu na noc do domu, to daj nam łaskawie znać przez telefon.- dorzucił ojciec.
- Ok...
- Możecie już iść.
Razem z Candy opuściłyśmy salon i udałyśmy się na górę.
- Koleżanka wzięła nas do siebie- prychnęła Cand.
- Wiesz, co mogłabyś się już zamknąć? Nie dość, że mi nawet nie pomogłaś, tylko stałaś tam i głupkowato się uśmiechałaś, to jeszcze na dodatek ze mnie szydzisz.
- A to moja wina, że zabrałaś mnie do tego klubu?!
- Tak! Chciałam ci zrobić przyjemność, a ty nawet nie podziękujesz!
- A za co ja mam ci niby dziękować?!
- Za to, że zrobiłam to dla ciebie! Myślisz, że mi się chciało tam iść?
Wściekła weszłam do pokoju, trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko.
Candy
Ta idiotka twierdzi, że zrobiła to dla mnie? Akurat... Jestem pewna, że sama chciała ruszyć tą swoją dupę, a ja byłam tylko przykrywką. I jeszcze miałam jej pomóc wykręcić się rodzicom? Ta i może frytki do tego, niech się cieszy, że nie wygadałam, u kogo w domu się znaleźliśmy. Czy się z tym wszystkim źle czuję? Nigdy w życiu. Czy zamierzam przepraszać? Oczywiście, że nie. No cóż, taka już jestem- zimna suka, wredna, nigdy nie przepraszam, nie żałuję i nie próbuję naprawić. Ludzie mają ze mną na pieńku. Mówię wprost to, o czym myślę, nie owijam w bawełnę.
Nie mam zamiaru tkwić w tym pokoju przez cały dzień tylko dlatego, że szanowna panna Amy się na mnie obraziła i nie mogę teraz nigdzie bez niej wyjść. Popatrzyłam na dość duże okno, które okazało się być moim wybawieniem. Szybko zbadałam odległość dzielącą je od ziemi i stwierdziłam, że dam radę wyskoczyć. Wychyliłam się i już po chwili znalazłam się na ziemi. Minusem tego jest fakt, że teraz trochę mnie boli noga, ale jak to mówią- czego się nie robi dla wolności? No, przynajmniej ja tak mówię. Szczęśliwa, że pierwsza część mojego planu się udała, ruszyłam do centrum. Po drodze mijałam zakochane parki, które były dosłownie przyssane do siebie, aż mnie mdłości brały. Miałam ochotę pójść na kawę, ale tuż przed kawiarnią przypomniałam sobie, że nie wzięłam kasy. Zajebiście, teraz przecież nie mogę się wrócić bo spieprzyłabym wszystko. Dobra, trudno, ważne że udało mi się wyrwać.
Nagle poczułam uderzenie w ramię i usłyszałam spadające siatki. Spojrzałam z wściekłością na dziewczynę, z którą się zderzyłam i już chciałam jej wygarnąć, ale była szybsza.
- Uważaj, jak chodzisz, ofermo.- wycedziła.
Przymrużyłam oczy i zwróciłam się do niej chłodnym tonem.
- Nie wiesz, że mówienie o sobie w trzeciej osobie jest niesmaczne?
Zmroziła mnie wzrokiem i kucnęła, aby podnieść siatki.
- To nie ja się pchałam na chama.- burknęła.
Coraz bardziej zaczęła mnie irytować ta laska.
- Olivia.- przedstawiła się z udawanym słodkim uśmieszkiem.
- A po chuja mi to?- odparowałam bezczelnie, po czym poszłam dalej przed siebie.
Obeszłam cały park i zatrzymałam się na chwilę, aby odpocząć.
- O ile mi dobrze wiadomo, to nie możesz sama wychodzić.- usłyszałam głos za swoimi plecami.


Nareszcie udało mi się go napisać, sporo nad nim siedziałam. Przepraszam, że taki krótki. Wynagrodzę wam to w następnym ;).

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA




sobota, 4 stycznia 2014

Liebster Award

Bardzo chciałabym podziękować Karolinie I za nominację. Na prawdę dużo to dla mnie znaczy.

Zostałam nominowana przez bloga: http://one-direction-one-step-one-life.blogspot.com

Pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Co skłoniło Cię do pisania tego bloga?
3. Jaka piosenka obudza Twoje emocje?
4. Palcem po mapie... Zatrzymujesz się gdzie i dlaczego?
5. Być jak...
6. Jak opisałabyś siebie trzema słowami?
7. Gdybyś mogła spotkać się i zrobić wywiad z kimś sławnym byłby to: (i dlaczego)?
8. Ulubiony film?
9. Czego najbardziej się boisz?
10. Pierwsza rzecz, jaką robisz po wstaniu z łóżka?
11. Największy strach?

Odpowiedzi:
1. Kasia.
2. W sumie sama dokładnie nie wiem... Zanim zaczęłam pisać tego bloga, miałam jeszcze 2 inne, które nadal prowadzę i postanowiłam, żeby zrobić jakiś inny blog, który różniłby się od 2 pozostałych.
3. One Direction- Little White Lies.
4. Zatrzymuję się na Anglii- Londynie, ponieważ jednym z moich największych marzeń jest pojechanie do Londynu.
5.
6. Dziwna, szalona, nieprzewidywalna ;).
7. Wtedy spotkałabym się z 1D, ponieważ zawsze chciałam ich poznać ;).
8. Beowulf, Guru Miłości.
9. Ryb...
10. Przecieram oczy i idę znowu spać ;).
11. Przed tym, że kiedykolwiek będzie koniec 1D.

Moje pytania:
1. Jak się nazywasz?
2. Ile masz lat?
3. Co robisz w wolnym czasie?
4. Skąd czerpiesz inspiracje do pisania?
5. Czy masz rodzeństwo, zwierzęta?
6. Gdybyś na jeden dzień mogła stać się kimś innym, to kim?
7. Masz jakieś największe marzenie? Jeśli tak, to jakie?
8. Ulubiona piosenka?
9. Czy jest jakaś rzecz, której bardzo chciałabyś spróbować, ale nie masz odwagi? Jeśli tak, to jaka?
10. Czy masz jeszcze jakieś inne blogi, oprócz tego?
11. Co najbardziej cenisz w ludziach?

Blogi nominowane przeze mnie:
1. http://poland1dgirl.blogspot.com/
2. http://marlentomlinson-hazz.blogspot.com/
3. http://angryzaynmalik.blogspot.com/
4. http://the-monsters-10.blogspot.com/
5. http://niemogeplakac.blogspot.com/
6. http://i-love-my-life-33.blogspot.com/
7. http://story-of-ny-lif-e.blog.pl/
8. http://stayalivejuststayalive.blogspot.com/
9. http://louisismeine.blogspot.com/
10. http://the-future-starts-today.blogspot.com
11. http://iloveyouorhate.blogspot.com/

Nadal nie mogę uwierzyć w tą nominację i jeszcze raz bardzo dziękuję!
Ps. Nowy rozdział pojawi się wkrótce!



czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 2 "Wygrałem zakład, dawać mi tu forsę!"

Amy
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Zaraz... Gdzie ja jestem?! Rozejrzałam się po wielkim pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajduję: ściany pomalowane w kolorze jasnego fioletu, duża lakierowana szafa, wiszący na ścianie telewizor plazmowy i ogromniaste łóżko, na którym spałam. Ogólnie rzecz biorąc musiał tu mieszkać ktoś na serio bogaty. Bałam się, że może jakiś zboczeniec mnie tu przytargał i wykorzystał fakt, że byłam pijana, ale na całe szczęście byłam ubrana we wczorajsze ciuchy. Zmęczona ponownie padłam na łóżko żeby się przespać, ale przeszkodziły mi w tym kroki zbliżające się do pokoju. Zamarłam. Co mam teraz robić? Schować się? A może udawać głupią i twierdzić, że nie mam pojęcia jak i dlaczego się tu znalazłam? Drzwi powoli otworzyły się i zobaczyłam wystającą głowę jakiegoś chłopaka. Miał ciemną karnację, brązowe włosy postawione na żel i takiego samego koloru oczy. Gdy zobaczył, że nie śpię na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Kim jesteś?- zapytałam patrząc na niego zdziwionym wzrokiem.
Momentalnie jego uśmiech zamienił się w zdezorientowaną minę.
- Jak to kim jestem? Nie wiesz?
- A niby skąd miałabym wiedzieć?- spytałam lekko poirytowana.
- Chłopaki!- krzyknął mulat w głąb domu.
Po chwili do pokoju wparowało, bo zwyczajnym wejściem się tego nie da nazwać, pięciu chłopaków.
- Co się stało?! Pali się?!- przekrzykiwał jeden drugiego.
Nie mogłam wytrzymać tych wrzasków, więc postanowiłam zwrócić uwagę na to, że nie są tu sami.
- Ej!- wrzasnęłam najgłośniej, jak tylko potrafiłam.
Hałas ustał od razu, a wszystkie głowy były zwrócone w moim kierunku.
- Czy może mi ktoś powiedzieć gdzie ja jestem? I kim wy jesteście?
- Ha! Mówiłem, że nie jest fanką! Wygrałem zakład, dawać mi tu forsę!-krzyknął brunet z niebieskimi oczami.
- Przepraszam bardzo! Czy ja jestem niewidzialna?- coraz bardziej zaczęło mnie to wszystko wkurzać.
- Yyyy...- speszył się chłopak.
- Oczywiście, że nie, takiej ślicznotki nie da się nie zauważyć. Jestem Harry.- powiedział ze zniewalającym uśmiechem chłopak z burzą loków na głowie.
Zarumieniłam się słysząc jego słowa.
- Dzięki... Nazywam się Amy.
- Amy... Piękne imię, podobnie jak jego właścicielka.-kontynuował komplementy lokaty.
- Dobra kochasiu, wystarczy już tego gorącego flirtu, bo jeszcze się poparzę.-zaśmiał się blondyn.
Zgromiłam go wzrokiem, podczas gdy pozostali zwijali się po podłodze ze śmiechu.
- Rozumiem, że macie ze mnie radochę, spoko, ale chciałabym przynajmniej wiedzieć z kim mam do czynienia, bo jak na razie znam tu tylko jednego z was...
Pierwszy oprzytomniał mulat.
- Jestem Zayn.
- Ja Liam.
- Niall.- powiedział blondyn.
- I teraz najlepsze... Masz zaszczyt poznać najseksowniejszego chłopaka na świecie- Louisa Tomlinsona!- odezwał się zwycięzca "zakładu", po czym od razu dostał w łeb od Harrego.
- Hahaha, ok... Ale chwila! Gdzie jest Candy?!- poderwałam się.
- Chodzi ci o tą obłąkaną idiotkę, która wczoraj w klubie upiła się do upadłego, którą cudem udało się dowlec do naszego domu i która odśpiewała jakąś dziwną, zboczoną piosenkę w naszym salonie?- zapytał Niall z obrzydzeniem na twarzy.
- Tak! Właśnie o nią!
- Śpi w innym pok...- nie dokończył, bo z jakiegoś pomieszczenia usłyszeliśmy głośny pisk.
Candy
Z trudem otworzyłam oczy. Kac dawał o sobie znać- głowa bolała mnie jak cholera. Chwila... Kac, alkohol, impreza... Dopiero teraz dokładnie rozejrzałam się po pokoju. Nie był to mój "tymczasowy" pokój w domu Amy, ani żaden z pomieszczeń w ich domu. Był ogromny i bogato wyposażony. Czyli to jest mój setny pensjonat po imprezowy... W sumie przyzwyczaiłam się do tego, że nigdy nie budzę się we własnym łóżku po imprezach, ale nigdy nie trafiłam jeszcze do domu jakiegoś multimiliardera... Będę musiała zapisać to niezwykłe wydarzenie w moim pamiętniku. Żartuję... Wcale nie prowadzę pamiętnika, one są dla ludzi z kompletnie zrytą psychiką, którzy potrafią tylko użalać się nad własnym życiem i wyciskać tonę łez oglądając beznadziejne romansidła z Hugh Grant'em w roli głównej (notka od autorki: do osób prowadzących pamiętniki: tak na prawdę nie mam nic przeciwko prowadzeniu pamiętnika, bo sama to robię i osoby, które to robią są cudowne, ale to jest tok myślenia Candy, więc nie obraźcie się jak to przeczytacie ;)). Chciałam wyjść, aby przekonać się kto jest moim "wybawcą", ale o moją nogę otarło się coś miękkiego, przez co z moich ust wydobył się głośny krzyk:
- Aaaaaa!
Wkurzyłam się, gdy zobaczyłam, że to tylko kot. Po chwili drzwi otworzyły się, a w pokoju znalazło się 6 osób, w tym Amy i dziwnie znajomy koleś, który patrzył na mnie z pogardą w oczach. Skądś pamiętam to spojrzenie... Komisariat policji... Niall!
- Candy, co się stało?- zapytała Amy, ale nie zwróciłam na nią uwagi, tylko morderczym wzrokiem gapiłam się na blondyna.
- Ty...-byłam coraz bliżej chłopaka.
Odruchowo zaczął się cofać.
- Co ty tu do cholery robisz?!- wydarłam się.
Po usłyszeniu tych słów zatrzymał się, przez co prawie na niego wpadłam.
- Słucham?
- Nie mów słucham, bo cię wyrucham, idioto! Zadałam ci pytanie!
- Po pierwsze: nie jestem żadnym idiotą, po drugie: jak chcesz się ruchać to idź na ulicę i czekaj na tiry...
Zrobiłam się cała czerwona ze złości i nawet nie obchodziło mnie to, że oprócz nas są tu jeszcze inni.
- Czy ty uważasz, że jestem dziwką?!
- ...po trzecie: to jest mój dom i nie powinnaś się dziwić, że tu jestem, tylko cieszyć się, że się nad tobą zlitowałem i zabrałem cię tu, bo inaczej pewnie skończyłabyś teraz na ulicy bez ubrań, bo jakiś obleśny typ cię wykorzystał, chociaż dla ciebie to może nawet by była przyjemność...
- Teraz to przesadziłeś!- rzuciłam się na niego z pięściami, ale w ostatniej chwili zareagował brunet z mopem na głowie, który wziął mnie na ręce.
- Puszczaj mnie do cholery!- wyrywałam się.
Amy palnęła się z otwartej ręki w czoło i schowała twarz w dłonie w geście totalnej kapitulacji. Pewnie teraz przeżywa załamanie nerwowe...
Amy
- Po raz setny przepraszam was za jej zachowanie- spojrzałam na naburmuszoną Candy, posyłającą co jakiś czas wściekłe spojrzenia Niallowi.
- Nic się nie stało, przecież to nie twoja wina, widocznie Nialler nie przypadł jej do gustu.- powiedział z uśmiechem Harry.
- Ta... Żeby chociaż... Ale nieważne... Dobrze, że się przynajmniej nie pozabijali. A i dziękuję, że nas przygarnęliście i zadaliście sobie tyle trudu z nami... Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że się tak upiłam... Strasznie głupio się czuję.
- Nie masz powodu, dzięki temu się poznaliśmy, ja niczego nie żałuję.
Po raz kolejny na moją twarz wskoczyły rumieńce. Boże jak on na mnie działa... Nie, stop Amy, ogarnij się! Pamiętaj co sobie obiecałaś. Wzięłam głęboki wdech i wróciłam do rzeczywistości, gdzie przywitało mnie rozbawione spojrzenie Candy przeskakujące to na mnie, to na Harrego. Spojrzałam na nią pytająca, a ta tylko wysłała w moją stronę bezczelny uśmiech, po czym powróciła do zabijania wzrokiem blondyna. Boże widzisz, a nie grzmisz.
- My się już będziemy zbierały... Jeszcze raz dziękujemy za wszystko.- uśmiechnęłam się ciepło do wszystkich.
- Tsa... Dzięki i pa- powiedziała od niechcenia Candy.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś?- zapytał z nadzieją Hazz.
- Nie wiem... Raczej nie, cześć.
Chciałam jak najszybciej wyjść z tego domu. Było mi głupio, że tak okropnie potraktowałam Harrego, szczególnie, że gdyby nie on i chłopaki nie wiem co by z nami teraz było, ale nie mogłam ryzykować. Miałam swoje sekrety i przyrzeczenia, których nie zamierzałam łamać.
- On ci się podoba.- stwierdziła Candy, gdy wyszłyśmy.
- Kto?
- Nie udawaj większej idiotki, niż jesteś. Dobrze wiesz, o kim mówię.
Już dawno uodporniłam się na jej teksty, więc nie zwróciłam uwagi na określenie, jakim mnie obdarzyła.
- Nie mam pojęcia o kim mówisz...
- Czy ty jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?
Zmrużyłam oczy i założyłam ręce na klatkę piersiową.
- No to w takim razie może mnie oświecisz, bo najwyraźniej jestem za głupia, żeby cię zrozumieć.
Prychnęła lekceważąco, po czym szybkim krokiem ominęła mnie i znalazła się przy taksówce.
- Radzę ci szybko wsiadać, bo pojadę bez ciebie!- krzyknęła.
Posłuchałam jej rady i szybko znalazłam się w aucie. Podałam kierowcy adres i przez całą drogę myślałam jak to wszystko wytłumaczę rodzicom.


Nareszcie udało mi się go skończyć. Sporo się nad nim napracowałam... ;) Mam nadzieję, że docenicie moją pracę ;).

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA