sobota, 22 lutego 2014

Więc tak...

Bardzo Wam kochani dziękuję za ponad 3000 wyświetleń. To dla mnie na prawdę spory sukces. Jestem Wam też ogromnie wdzięczna za tyle komentarzy, jakie widzę pod moimi beznadziejnymi rozdziałami. Dziękuję, że wciąż ze mną jesteście, chociaż zawodzę tyle razy. Jesteście najlepszymi czytelnikami pod słońcem!
Drugą rzeczą jest hmmm... Taka jakby mała prośba i zaproszenie.
Mianowicie niedawno zaczęłam pisać nowego bloga, także o 1D. Fabuła nieco różni się od tej, ale może się Wam spodoba ;)
Tak więc zapraszam: http://not-afraid-of-death-1d-ff.blogspot.com/. Jeśli się spodoba, zostawcie parę komentarzy, bo nie jestem pewna, czy mam pisać dalej.
Kocham Was!
Kasia ♥.





piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 9 "Louis, zamknij się, chyba że tak bardzo chcesz mieć zniekształconą twarz!"

Harry
Jestem bardzo ciekawy, dlaczego dziewczyny tak zareagowały na naszą wizytę. Po Candy można było się tego spodziewać, ale Amy? Powinna nam być wdzięczna za pobyt w naszym domu po imprezie. A zamiast tego ona po prostu ucieka do swojego pokoju, obrażając się na cały świat. Przecież w końcu musi się do nas odezwać, bo przez jakiś czas będziemy u niej mieszkać. Tylko, że one chyba jeszcze o tym nie wiedzą...
- Że co?!- usłyszałem krzyk Candy, która po chwili znalazła się w salonie.
- Nie macie własnego domu?!- zapytała czerwona ze złości.
- My mamy ale ty chyba już nie.- odpowiedział z wrednym uśmieszkiem Niall.
- Dla twojej wiadomości, pedałku ja muszę tu mieszkać, ale wy jako sławne i bez skazy gwiazdeczki dennego popu macie przecież ogromne 50- piętrowe wille wysadzane brylantami z 69 cudownymi panienkami w obcisłych i odsłaniających połowę tyłka sukieneczkach w gratisie.
Zanim Nialler zdążył się odezwać, Louis przejął inicjatywę.
- W sumie, moglibyśmy korzystać z tylu walorów naszej niesamowitej pracy, ale jesteśmy na tyle wspaniałymi przyjaciółmi, że postanowiliśmy być razem z Harrym w tej niezwykłej chwili, kiedy przeleci pannę Amy.
Zatkało mnie, po czym zrobiłem się cały czerwony na twarzy.
- Louis, idioto!- krzyknąłem.
- Tak mi się odwdzięczasz?- zapytał z udawanym oburzeniem.- Przeszedłem taką straszną przygodę, rozmawiając z tą oto niewiastą, abyś mógł w spokoju zrealizować swoje pragnienia, a ty rzucasz we mnie obelgami!
- Louis, zamknij się, chyba że tak bardzo chcesz mieć zniekształconą twarz!- wkurzyła się dziewczyna.
- Przecież moja twarz jest zbyt idealna...
- Idealna to ona będzie, po spotkaniu z moją pięścią.
Wszyscy jak na zawołanie wybuchliśmy śmiechem, tylko Lou jako jedyny stał w miejscu ze skwaszoną miną, co jakiś czas z niepokojem spoglądając na ręce Candy.
 - Hahahaha, spokojnie, Louis póki reszta tu jest, nic ci nie zrobię. Ale jak wyjdą choć na chwilę, a my zostaniemy sami, to...
- Zgwałcisz mnie?- zapytał z przerażeniem.
Po raz kolejny wszyscy dosłownie płakaliśmy ze śmiechu.
- A wam co tak wesoło?- usłyszałem głos Amy.
- A no bo wiesz, podczas orgazmu tak zazwyczaj jest...- odpowiedziała Candy.
- Czy twoje wszystkie odpowiedzi muszą być o podtekście seksualnym?- zapytał Niall.
- A czy ty musisz być takim idiotą?- odpowiedziała pytaniem.
- To było kompletnie bez sensu.- stwierdził.
- Oj no widzisz, identycznie jak twoje istnienie.
- Dobra, starczy już.- przerwała Amy.
- Cicho, niech się jeszcze trochę posprzeczają, fajnie się tego słucha. Trochę jak w amerykańskich telenowelach.- zaśmiał się Liam.
- Słuchaj, jak szukasz rozrywki, to idź do jakiegoś klubu, wynajmij sobie dziewczynę na noc i...- zaczęła Candy.
- I wykonaj z nią pozycję 69.- przerwałem.
- Harry! Wy z Louisem to chyba jacyś niewyżyci jesteście! I kto tu ciągle rzuca tekstami o podtekście seksualnym?- popatrzyła krzywo na Nialla.
- Hmm... To może przejdziemy się gdzieś?- zaproponował jak do tej pory milczący Zayn.
- Pfff... Z wami? Nigdy w życiu.
- Nikt się ciebie nie pytał.- warknął Niall.
- Niall, ochłoń trochę, bo złość piękności szkodzi.- powiedziała z uśmiechem Amy.
- Ta, gdyby jemu jeszcze miało czemu szkodzić.- prychnęła Candy.
- Nie, no Harry zobacz, jak się kochają.- rozmarzył się Lou.
- Loui, ta zazdrość cię wyniszczy!- odpowiedziała sarkastycznie Candy.
- Ej!- krzyknąłem.
Wszystkie twarze momentalnie zwróciły się w moim kierunku.
- Idziemy gdzieś w końcu?
- NIE!- krzyknęli jednocześnie Candy i Niall, po czym zmrozili się nawzajem wzrokiem i pobiegli w dwie różne strony.
Niall
Kurwa co za idiotka! Ja już z nią nie wytrzymam! Po cholerę my w ogóle mamy z nimi mieszkać?! Modest już przesadza. Przecież tu chodzi tylko o jakieś głupie ciuchy! Po południu byśmy przychodzili na przymiarki i później wracali na chatę. A on kurwa wyskakuje z czymś takim. Jakbyśmy własnego domu nie mieli. Postanowiłem do niego zadzwonić i obgadać tą kwestię.
- Halo?- odebrał już po pierwszym sygnale.
- Masz chwilę?
- No chwilę to może mam, a co?
- Czy my musimy mieszkać u pani Smith?
- A czemu nie? Co wam przeszkadza?
- Hmm... Tak właściwie to wszystko.
- To nie jest żadne wytłumaczenie, Niall. Coś jeszcze chciałeś, bo jestem zajęty.
- Nie, to wszystko, pa.- burknąłem, po czym szybko się rozłączyłem.
Mam jedno słowo, idealnie określające moją sytuację- zajebiście. Z wściekłości kopnąłem kamień, leżący tuż koło mojej stopy. Rozejrzałem się dookoła siebie. Super, zabłądziłem. Kompletnie nie znałem tego miejsca. Można więc spokojnie stwierdzić, że jestem w kropce. Wiem! Zadzwonię do któregoś z chłopaków. Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałem? Szybko wystukałem numer Zayna. Nie odbiera... Louis? Też nie... To może Harry... Kurwa! Co z nimi? Dlaczego nikt nie odbiera?! Liam! On na pewno odbierze. Drżącą ręką wybrałem połączenie i przystawiłem telefon do ucha.
"Wybrany abonent w tej chwili nie odpowiada...".
- Cholera.- przekląłem pod nosem.
Desperacko grzebałem w telefonie, szukając jakiejś osoby, która mogłaby mi pomóc. Pustka. Nie ma to jak mieć jakieś 500 kontaktów w telefonie i nie mieć do kogo zadzwonić. Zjechałem na sam dół książki telefonicznej. Została ostatnia osoba... Nie, to nie może być prawda! To są chyba jakieś kpiny! Może ukryta kamera? No bo to niemożliwe, aby moją ostatnią deską ratunku była Candy Brown... Nie, nie, nie! Już wolę tu zgnić. Kogo ja oszukuję? Ona musi mi pomóc! Z wielką niepewnością i pewnym rodzajem odrazy wybrałem jej numer i po chwili w słuchawce słychać było charakterystyczne "pikanie".
- Halo?- zapytała dziewczyna.
- Przyjedź po mnie, albo wygadam policji, co tak na prawdę jeszcze mi zrobiłaś.- odpowiedziałem pewnym głosem.
Nie usłyszałem sprzeciwu, w ogóle nic nie usłyszałem.
- Ymmm... Candy?
- Gdzie teraz jesteś?- spytała chłodnym głosem.
- Jakbym wiedział, to by już dawno mnie tu nie było!
- Zamknij się! Nie przyjadę po ciebie, jak będziesz mi pyskował. Przyjrzyj się dokładnie. Może jest coś charakterystycznego, jakiś sklep, czy klub?
- Hmmm...- popatrzyłem przed siebie.- Klub o nazwie "Spring Break", kojarzysz?
- Będę za 15 minut.- powiedziała, po czym szybko się rozłączyła.
Z rezygnacją usiadłem na ławce. Do jakiego poziomu właśnie się zniżyłem, żeby prosić o pomoc Candy? Do zerowego. Dzisiaj, oficjalnie Niall Horan skończył swój żywot.



Bardzo przepraszam, że tyle musieliście czekać na ten rozdział, ale wena jakoś w ogóle nie dotrzymywała mi towarzystwa ;/. Przyznam szczerze, że taki sobie ten rozdział, ale może wam się spodoba :).

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA








wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 8 "Nawet nie waż się kończyć"

Amy
To było najgorsze kilka minut w całym moim życiu. Mama wpuściła rzekomych gości do domu. Po chwili pojawili się w salonie. Myślałam, że zaraz umrę! Spojrzałam na Candy, której humor od razu się pogorszył na widok policjantów. Oni nie zrobili na mnie dużego wrażenia, bo wiedziałam, że przyszli w sprawie Cand, ale zamiast nich w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Osoba, której nigdy nie powinnam była poznać, która diametralnie zmieniła moje życie. Osoba, która teraz stoi przede mną i szyderczo uśmiecha się w moją stronę. Osoba, przez którą zrobiłam coś, czego nikt by się po mnie nigdy nie spodziewał.
- Nathan...- szepnęłam.
- Witaj, Amy- uśmiechnął się szarmancko.- Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż?
Miałam ochotę go udusić! Candy przypatrywała się naszej krótkiej wymianie zdań w milczeniu, ale gdy zobaczyła moje zaciskające się pięści, natychmiast do mnie podeszła i złapała za ramię.
- Uspokój się, nie walniesz go chyba przy policjantach.- szepnęła mi na ucho.
Popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem. 'I kto to mówi?!' Jednak posłuchałam jej rady, bo trochę głupio by było rzucić się na niego w obecności mundurowych i mojej mamy, która sądząc po jej minie chyba nie takich gości oczekiwała.
- Stało się coś?- zwróciła się do policjanta.
- Spokojnie, pani Smith, przyszliśmy tylko zobaczyć jak się mają sprawy z Candy.
- A-a ten chłopak?
- Nathan? Wzięliśmy go na chwilę ze sobą, bo mieliśmy go zabrać na komisariat, a akurat byliśmy w pobliżu więc nie było sensu się później wracać. Mam nadzieję, że to nie kłopot.- odezwał się drugi, do tej pory milczący mundurowy.
- Żaden kłopot.- odpowiedziała niezbyt przekonująco.
- Dobrze, to w taki razie Candy, chcielibyśmy przeszukać twój pokój.
Dziewczyna od razu się ożywiła.
- Że co?! Nie możecie mi szperać w moim pokoju!
- Musimy sprawdzić, czy wszystko co tam się znajduje jest legalne.
- Oj daj spokój, Ben. Teraz jestem już grzeczna.
- Musimy być tego pewni.- odparł ze stoickim spokojem.
- Nie macie prawa przeszukiwać mi pokoju!- tym razem już wrzasnęła.- A co gdybyście nagle znaleźli tam mój stanik albo stringi? Nie życzę sobie, aby ktoś takie rzeczy oglądał.
Bena zamurowało, a my z mamą nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu.
- Dobrze, a czy mogłabyś przynajmniej pokazać mi swój telefon?- zapytał cały czerwony na twarzy.
- Nie mam.- odpowiedziała jak gdyby nigdy nic.
- Jak to nie masz?- zdziwił się.
- Został zniszczony przez pajaca o imieniu Niall Horan.
Mężczyzna tym razem zwrócił się do mojej mamy.
- Możemy wziąć panią na słówko?
- Oczywiście.- odpowiedziała wciąż ledwo powstrzymując śmiech.
Opuścili salon. Candy też chciała gdzieś pójść, ale powstrzymałam ją, łapiąc ją za nadgarstek.
- Nie zostawiaj mnie z nim.- pisnęłam jej do ucha.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym wycofała się na kanapę. Odetchnęłam z ulgą.
- Widzę, że mi nie ufasz.- powiedział z zadziornym uśmiechem Nathan.
- A niby czemu miałabym ci ufać?- prychnęłam.- Już nie pamiętasz co mi zrobiłeś?
- Do niczego cię nie zmuszałem.
- Do niczego mnie nie zmuszałeś?! No to się chyba nie zrozumieliśmy, ja bym w życiu czegoś takiego nie zrobiła z własnej woli!
- A co chodzi?- wtrąciła Candy.
- Nie ważne.- mruknęłam.
- Dlaczego? Niech twoja przyjaciółka dowie się, co zrobiłaś.- odpowiedział z szyderczym uśmiechem.
- Po pierwsze: nie jesteśmy przyjaciółkami, po drugie: Amy mogła co najwyżej kota przejechać i to przypadkowo, nie wierzę, żeby to była jakaś straszna rzecz.- wysyczała Candy.
Nathan otworzył usta i już miał coś powiedzieć, ale na całe szczęście do pokoju weszli policjanci wraz z moją mamą.
- Candy, powinnaś podziękować pani Smith, że się za tobą wstawiła, bo gdyby nie ona to na prawdę byśmy przeszukali twój pokój.- odezwał się mundurowy.
- Nie pleć farmazonów, Ben, przecież doskonale wiem, że i tak byście tam nie weszli.- uśmiechnęła się z wyższością.
Policjanci z rezygnacją opuścili dom, ciągnąc chłopaka za sobą. Niestety nie dane nam było mieć nawet chwili spokoju, bo po chwili znów zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Tym razem to już muszą być oni!- mama podleciała jak na skrzydłach do drzwi.
Candy
Wszystko stało się bardzo szybko. W salonie ni stąd ni z owąt pojawiło się całe One Direction z obstawą dwóch dryblasów. Mój nastrój jeszcze bardziej się pogorszył i sama nie wiem czemu, ale po kilku sekundach leżałam już na podłodze, przygnieciona kilkoma ciałami.
- Co wy do cholery wyprawiacie?!- wydarłam się.
- Bronimy Nialla. Chciałaś go uderzyć, więc rzuciliśmy się na ciebie.- odparł z głupim uśmiechem jak mu tam... A no tak, Zayn.
- Serio? Jakoś sobie nie przypominam.- powiedziałam z miną niewiniątka.
- Dlaczego leżycie na tej podłodze?!- krzyknęła ze strachem mama Amy, która dopiero co weszła do pokoju.
- A taki tam sobie seks oralny, chce się pani przyłączyć?- zapytałam.
- Przykro mi, raczej nie skorzystam, ale dziękuję za troskę.- odpowiedziała.
Chłopcy parsknęli śmiechem i wreszcie raczyli ze mnie zejść. Amy ma na serio fajną matkę! Gdy w końcu podniosłam się z dość niewygodnej podłogi, napotkałam wzrok małego pedałka (czyt. Nialla Horana) i posłałam mu najgorsze spojrzenie, na jakie było mnie stać. Odpowiedział mi tym samym.
- No dobra, gołąbeczki, widzę, że jesteście strasznie niewyżyci i aż lgniecie do siebie- zaśmiał się Louis.- ale trochę nie wypada robić TEGO przy wszystkich.
- Kochany Louisie, trochę nie wypada dostać po twarzy od dziewczyny przy wszystkich- odszczekałam.
Nareszcie się zamknął.
- A tak w ogóle to co tu robicie?- zapytała Amy.
- Stoimy, nie widać? Chyba, że wolisz porobić coś ciekawszego...- zabawnie poruszył brwiami Harry.
- Hahaha Harry z tobą? Zawsze.- odpowiedziałam z sarkazmem.- Ale na serio, po chuja wy tu?
- Candy, nie zapominaj, że ja wciąż tu stoję.- upomniała mnie pani Smith.
- Proszę się nie przejmować, od razu się przyzwyczailiśmy, że Candy jest taką podłą su...- wtrącił Niall.
- Nawet nie waż się kończyć.- warknęłam.
- Dobra, spokój!- wrzasnęła Amy.- Rozumiem, że się szczerze nienawidzicie i bardzo chcecie się nawzajem zabić, ale zróbcie to gdzie indziej, bo jakoś nie mam ochoty oglądać tu wylewu krwi.
- Ta, tak się nienawidzą, że za chwilę trafią do jednego łóżka i będziemy bardzo dobrze słyszeć wydawane przez nich dźwięki, które raczej nie przypominałyby odgłosów walki.
- Louis, ty zboczeńcu!- zaśmiała się.- Mamo, może w końcu ty jako jedyny racjonalnie myślący człowiek, mogłabyś mi wyjaśnić po co tu przyszli?
- Złotko, czym się zajmuję z zawodu?
- Ymm... No projektujesz ciuchy...
- No właśnie, mam za zadanie zaprojektować nowe stroje dla pewnego dość znanego zespołu One Direction, mówi wam to coś?
- Czyli, że co będziemy musiały z tymi debilami spędzać więcej czasu?!- krzyknęłam.
- Tak, dokładnie... Zaraz, co? Jakimi debilami?
Mina mamy Amy- bezcenna.
- Nie będziesz się skarbie mogła od nas odpędzić.- objął mnie ramieniem Liam.
- Ty mi tu nie skarbuj, idioto.- fuknęłam, jednocześnie zrzucając jego paskudną rękę z mojego ramienia.
- Ale chwila, mamo, czy ja tu mam coś w ogóle do powiedzenia?- zapytała lekko poddenerwowana Amy.
- Kochanie, wiesz, że ta praca jest dla mnie bardzo ważna. Gdyby nie ona, to nie mielibyśmy tego, co mamy teraz.
- Przecież tato jeszcze pracuje.
- Ale dobrze wiesz, że cenię sobie niezależność. Nie chcę, żeby jakiś facet za mnie pracował.
- Tak, wiem...-spuściła głowę.
- A czy ja mam coś w ogóle do powiedzenia?- zapytałam.
- Obawiam się, że ty tym bardziej nie.- odparła z rezygnacją Amy i szybko poleciała na górę do swojego pokoju. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że nie jest to taki zły pomysł i także udałam się do pokoju. Nie miałam zamiaru ani chwili dłużej spędzić z tymi osobnikami z plemnikiem zamiast mózgu. Z dołu było słychać krzyki i śmiechy. Westchnęłam i rzuciłam się na łóżko. Mam nadzieję, że przynajmniej nie będą tu mieszkać...

Nowy bohater:
Nathan Huston. 20 lat.
"Biorę, nigdy nie daję. Wykorzystuję, nigdy nie daję się być wykorzystanym."












No więc na reszcie udało mi się napisać ten nieszczęsny rozdział. Pomęczyłam się, pomęczyłam i teraz muszę zobaczyć, czy było warto. Życzę miłego dnia wszystkim czytelnikom!

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA 










poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 7 "Czy ja się nie przesłyszałam, czy Candy Brown właśnie przyznała się do błędu?"

Duke
Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło, że całowałem się z Candy. Było na serio super, ale to tylko i wyłącznie moja przyjaciółka i nic do niej nie czuję, zresztą ona też nie. Pomimo wcześniejszych sprzeciwów została u mnie na noc. Żeby było jasne, to nic między nami więcej nie zaszło, więc Cand na razie nie musi się martwić o swoje dziewictwo, które i tak pewnie straciła dawno temu. Nie, żeby była dziwką, ale grzeczną dziewczynką też nie jest. Usłyszałem kroki na schodach. Skierowałem wzrok w tamtą stronę i ujrzałem Candy, schodzącą po schodach. Ubrana była w moją koszulkę i włosy sterczały jej na wszystkie strony, ale i tak wyglądała uroczo.
- No i co się tak gapisz jak ciele w malowane wrota?- zapytała, kierując się w stronę lodówki.
- Hmmm... Nie wiem, może dlatego, że mam oczy?
- W tym pomieszczeniu jest tyle ciekawych obiektów do oglądania, jestem ciekawa dlaczego akurat mnie przypadł taki zaszczyt.- powiedziała, nadal grzebiąc w lodówce.
- Pewnie dlatego, że wyglądasz jak zombie.- wytknąłem jej język.
Nie uzyskałem odpowiedzi, co mnie wcale nie zdziwiło. Moja przyjaciółka lubi ignorować ludzi. Nie robi tego, bo nie ma czym odpyskować, ona zawsze ma coś w zanadrzu. Chodzi o to, że nie ma zamiaru marnować śliny na innych, jeśli to niekonieczne. Tsa... Ona się nigdy nie zmieni.
- A tak w ogóle to która godzina?- wreszcie raczyła się do mnie odezwać.
- 11.05, a co?
- O kurwa!- krzyknęła odstawiając karton po mleku.- Ten mały elf już pewnie wstał!
Spojrzałem na nią pytająco.
- Amy...- westchnęła.
Nadal nie za bardzo kumałem.
- Gwiazdeczka, która ma bogatych rodziców i łaskawie przyjęła mnie pod swój dach, żebym nie trafiła do poprawczaka.
- A to ty nie masz własnej chaty?- zdziwiłem się.
- Nie, kurwa wiesz krasnoludki mi porwały.- odszczekała ironicznie.- Czasami myślę, że ty już głupszy być nie możesz.
- Czyli, że co musisz mieszkać u jakiejś barbie, żebyś nie miała kuratora na karku?- stwierdziłem, lekceważąc jej niemiły docinek.
- Brawo, może medal za to chcesz?- prychnęła.- To jak, podwieziesz mnie pod moją izolatkę?
- No nie wiem, musiałbym się porządnie zastanowić...
- Super, wiedziałam, że się zgodzisz!- klasnęła w ręce i poleciała na górę.
Czasem zastanawiam się dlaczego właśnie ona jest moją przyjaciółką. Chyba dlatego, że jak byliśmy mali to terroryzowała mnie i groziła, że jak nie będę się z nią przyjaźnił, to rozwali mi moją ulubioną łopatkę do piaskownicy. Hahaha już od małego była wcieleniem zła. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie, po czym rozpocząłem mordercze poszukiwania kluczyków do samochodu.
- Jest! Nareszcie!- krzyknąłem, trzymając kluczyki w dłoni.
- Co? Nareszcie umówiłeś się z dziewczyną na randkę?- złośliwie zapytała Cand, która ni stąd, ni z owąt pojawiła się w salonie.
- Hahaha, bardzo śmieszne.- zrobiłem urażoną minę- Dla twojej wiadomości, znalazłem kluczyki do samochodu.
- No to serdecznie gratuluję sukcesu, ale czy możemy już iść?- ze zniecierpliwieniem tupała nogą o podłogę.
Bez słowa opuściliśmy moje mieszkanie. W samochodzie Candy jak zwykle puściła jaką piosenkę Iron Madein i darła się, próbując wpaść w rytm. Przyznam, że komicznie to wyglądało i brzmiało. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod jak ona to ujęła "izolatką". Dziewczyna opuściła mój samochód, rzucając "pa" na pożegnanie.
Amy
'Skończę w wariatkowie.'- te 3 słowa bezustannie krążyły po mojej głowie od samego rana. To ja może wyjaśnię: Obudziłam się o 8.00, jak co dzień. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Pomyślałam, że może wczoraj trochę przesadziłam w stosunku do Candy, więc postanowiłam jej to wynagrodzić i zanieść jej jedzenie do pokoju. Otworzyłam kopniakiem drzwi i nie patrząc na nic zaczęłam się drzeć, że się pali. 'Ok, albo nie za bardzo ją to obchodzi, albo...' Tak jak myślałam nie było jej w łóżku. Upuściłam tacę ze śniadaniem i starałam się opanować drżenie rąk. Ta dziewczyna wpędzi mnie do grobu! Z rezygnacją opadłam na łóżko, na którym teraz powinna znajdować się Candy. Tym razem nie mam zamiaru jej znowu szukać, wpaść na jakiegoś nie do końca normalnego chłopaka, który boi się dziewczyny o imieniu Olivia i przeprowadzić dziwną rozmowę z Liamem na temat Candy i jej upierdliwego konia. Może jest szansa, że ktoś ją porwał i właśnie gwałci... Nie, Amy stop! Nie możesz się zniżyć do jej poziomu! Pójdę teraz do salonu, usiądę na kanapie, włączę telewizje i w spokoju poczekam na... Na tą osobę z plemnikiem zamiast mózgu.
Tak, więc siedzę tu już od 3 godzin, bujam się w tył i w przód, obgryzam paznokcie (to mój głupi nawyk) i powoli wpadam w histerię. Za chwilę zacznę latać po całym domu, przeklinając wszystko co istnieje. Później moja wariacja spowoduje u mnie omamy i zacznę uciekać przed wkurzonym jednorożcem. Na samym końcu wygram darmowy pobyt w psychiatryku, założą mi kaftan bezpieczeństwa i wpakują do okrągłego pokoju, który będą obserwować przez ukrytą kamerę wpakowaną do gęby pluszowego misia. Błagam, niech ona już wróci! Jak na zesłanie usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam, przy okazji dwa razy potykając się o własne nogi i otworzyłam zamek. Moim oczom ukazała się Candy. Nawet nie wiecie, jak w tamtej chwili się ucieszyłam. Jednak na razie nie trafię do psychiatryka! Nie analizując dokładnie tego, co robię, zamknęłam dziewczynę w mocnym uścisku.
- Co ty do cholery robisz?- próbowała się wyrwać, lecz bezskutecznie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę!
- O-kej...- w końcu udało się jej mnie odepchnąć.- A coś ty taka nagle radosna? Ostatnio przyczepiłaś się do mojej "krzywej mordy"- zakreśliła cudzysłów w powietrzu.
- No właśnie, chciałam cię za to przeprosić, trochę przesadziłam.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
- Coś się stało?- zapytałam.
- N-no nie... Ale jeszcze nigdy nikt mnie nie przeprosił.
- Serio?
- Tak, szczególnie, że to chyba ja zawiniłam...- dodała szeptem.
- Czy ja się nie przesłyszałam, czy Candy Brown właśnie przyznała się do błędu?- wyszczerzyłam się.
- Ty się do tego tak nie przyzwyczajaj.- warknęła, mijając mnie i udając się na górę.
Na mojej twarzy wciąż gościł ogromny uśmiech. Czyli ona jednak ma uczucia, tylko je ukrywa. Ja już zadbam o to, żeby ujrzały one światło dzienne.
Candy
Ale mi się upiekło! Myślałam, że ta psychopatka naśle na mnie policję, ale prawdę mówiąc nie spodziewałam się żadnych czułości z jej strony. To było trochę dziwne i niespotykane w moim przypadku. Jeżeli z ludźmi miałam jakikolwiek kontakt fizyczny, to tylko dlatego, że się z nim biłam. Tak więc bardzo dziwnie się czułam w objęciach Amy. I jeszcze do tego mnie przeprosiła... To już kompletnie zbiło mnie z pantykału. Ale najbardziej niewiarygodne jest to, że przyznałam się do winy. Pewnie wczoraj Duke coś mi do picia dosypał.
- Amy, idziemy teraz po nową komórkę, ruszaj swój tyłek!- krzyknęłam, opuszczając pokój.
- A po co ci nowy telefon?- zdziwiła się, gdy pojawiłam się na dole.
- Bo tamten został zniszczony przez niejakiego osobnika o imieniu Niall Horan, mówi ci to coś?
- A kiedy ci on zdążył go zniszczyć?
- Nie ważne, idziemy.- zadecydowałam.
- Nigdzie nie idziecie.- usłyszałam głos mamy Amy.- Za chwilę będziemy mieli gości.
Zajebiście!
- A po co ja tu jestem potrzebna?- zapytałam.
Kobieta chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek do drzwi. Szybko pobiegła otworzyć, jednocześnie przy okazji wygładzając swoją jak na mój gust za krótką spódniczkę. Usłyszałam kroki i po chwili goście znaleźli się w jednym pomieszczeniu, co my. Mój dobry humor momentalnie uległ zmianie.


Jestem prze szczęśliwa, że w końcu udało mi się napisać ten rozdział. Długo się nad nim modliłam xD. Wiecie coś może o wynikach z MM? Bo ja nie jestem doinformowana xD.

KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA