To było najgorsze kilka minut w całym moim życiu. Mama wpuściła rzekomych gości do domu. Po chwili pojawili się w salonie. Myślałam, że zaraz umrę! Spojrzałam na Candy, której humor od razu się pogorszył na widok policjantów. Oni nie zrobili na mnie dużego wrażenia, bo wiedziałam, że przyszli w sprawie Cand, ale zamiast nich w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Osoba, której nigdy nie powinnam była poznać, która diametralnie zmieniła moje życie. Osoba, która teraz stoi przede mną i szyderczo uśmiecha się w moją stronę. Osoba, przez którą zrobiłam coś, czego nikt by się po mnie nigdy nie spodziewał.
- Nathan...- szepnęłam.
- Witaj, Amy- uśmiechnął się szarmancko.- Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż?
Miałam ochotę go udusić! Candy przypatrywała się naszej krótkiej wymianie zdań w milczeniu, ale gdy zobaczyła moje zaciskające się pięści, natychmiast do mnie podeszła i złapała za ramię.
- Uspokój się, nie walniesz go chyba przy policjantach.- szepnęła mi na ucho.
Popatrzyłam na nią dziwnym wzrokiem. 'I kto to mówi?!' Jednak posłuchałam jej rady, bo trochę głupio by było rzucić się na niego w obecności mundurowych i mojej mamy, która sądząc po jej minie chyba nie takich gości oczekiwała.
- Stało się coś?- zwróciła się do policjanta.
- Spokojnie, pani Smith, przyszliśmy tylko zobaczyć jak się mają sprawy z Candy.
- A-a ten chłopak?
- Nathan? Wzięliśmy go na chwilę ze sobą, bo mieliśmy go zabrać na komisariat, a akurat byliśmy w pobliżu więc nie było sensu się później wracać. Mam nadzieję, że to nie kłopot.- odezwał się drugi, do tej pory milczący mundurowy.
- Żaden kłopot.- odpowiedziała niezbyt przekonująco.
- Dobrze, to w taki razie Candy, chcielibyśmy przeszukać twój pokój.
Dziewczyna od razu się ożywiła.
- Że co?! Nie możecie mi szperać w moim pokoju!
- Musimy sprawdzić, czy wszystko co tam się znajduje jest legalne.
- Oj daj spokój, Ben. Teraz jestem już grzeczna.
- Musimy być tego pewni.- odparł ze stoickim spokojem.
- Nie macie prawa przeszukiwać mi pokoju!- tym razem już wrzasnęła.- A co gdybyście nagle znaleźli tam mój stanik albo stringi? Nie życzę sobie, aby ktoś takie rzeczy oglądał.
Bena zamurowało, a my z mamą nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu.
- Dobrze, a czy mogłabyś przynajmniej pokazać mi swój telefon?- zapytał cały czerwony na twarzy.
- Nie mam.- odpowiedziała jak gdyby nigdy nic.
- Jak to nie masz?- zdziwił się.
- Został zniszczony przez pajaca o imieniu Niall Horan.
Mężczyzna tym razem zwrócił się do mojej mamy.
- Możemy wziąć panią na słówko?
- Oczywiście.- odpowiedziała wciąż ledwo powstrzymując śmiech.
Opuścili salon. Candy też chciała gdzieś pójść, ale powstrzymałam ją, łapiąc ją za nadgarstek.
- Nie zostawiaj mnie z nim.- pisnęłam jej do ucha.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym wycofała się na kanapę. Odetchnęłam z ulgą.
- Widzę, że mi nie ufasz.- powiedział z zadziornym uśmiechem Nathan.
- A niby czemu miałabym ci ufać?- prychnęłam.- Już nie pamiętasz co mi zrobiłeś?
- Do niczego cię nie zmuszałem.
- Do niczego mnie nie zmuszałeś?! No to się chyba nie zrozumieliśmy, ja bym w życiu czegoś takiego nie zrobiła z własnej woli!
- A co chodzi?- wtrąciła Candy.
- Nie ważne.- mruknęłam.
- Dlaczego? Niech twoja przyjaciółka dowie się, co zrobiłaś.- odpowiedział z szyderczym uśmiechem.
- Po pierwsze: nie jesteśmy przyjaciółkami, po drugie: Amy mogła co najwyżej kota przejechać i to przypadkowo, nie wierzę, żeby to była jakaś straszna rzecz.- wysyczała Candy.
Nathan otworzył usta i już miał coś powiedzieć, ale na całe szczęście do pokoju weszli policjanci wraz z moją mamą.
- Candy, powinnaś podziękować pani Smith, że się za tobą wstawiła, bo gdyby nie ona to na prawdę byśmy przeszukali twój pokój.- odezwał się mundurowy.
- Nie pleć farmazonów, Ben, przecież doskonale wiem, że i tak byście tam nie weszli.- uśmiechnęła się z wyższością.
Policjanci z rezygnacją opuścili dom, ciągnąc chłopaka za sobą. Niestety nie dane nam było mieć nawet chwili spokoju, bo po chwili znów zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Tym razem to już muszą być oni!- mama podleciała jak na skrzydłach do drzwi.
Candy
Wszystko stało się bardzo szybko. W salonie ni stąd ni z owąt pojawiło się całe One Direction z obstawą dwóch dryblasów. Mój nastrój jeszcze bardziej się pogorszył i sama nie wiem czemu, ale po kilku sekundach leżałam już na podłodze, przygnieciona kilkoma ciałami.
- Co wy do cholery wyprawiacie?!- wydarłam się.
- Bronimy Nialla. Chciałaś go uderzyć, więc rzuciliśmy się na ciebie.- odparł z głupim uśmiechem jak mu tam... A no tak, Zayn.
- Serio? Jakoś sobie nie przypominam.- powiedziałam z miną niewiniątka.
- Dlaczego leżycie na tej podłodze?!- krzyknęła ze strachem mama Amy, która dopiero co weszła do pokoju.
- A taki tam sobie seks oralny, chce się pani przyłączyć?- zapytałam.
- Przykro mi, raczej nie skorzystam, ale dziękuję za troskę.- odpowiedziała.
Chłopcy parsknęli śmiechem i wreszcie raczyli ze mnie zejść. Amy ma na serio fajną matkę! Gdy w końcu podniosłam się z dość niewygodnej podłogi, napotkałam wzrok małego pedałka (czyt. Nialla Horana) i posłałam mu najgorsze spojrzenie, na jakie było mnie stać. Odpowiedział mi tym samym.
- No dobra, gołąbeczki, widzę, że jesteście strasznie niewyżyci i aż lgniecie do siebie- zaśmiał się Louis.- ale trochę nie wypada robić TEGO przy wszystkich.
- Kochany Louisie, trochę nie wypada dostać po twarzy od dziewczyny przy wszystkich- odszczekałam.
Nareszcie się zamknął.
- A tak w ogóle to co tu robicie?- zapytała Amy.
- Stoimy, nie widać? Chyba, że wolisz porobić coś ciekawszego...- zabawnie poruszył brwiami Harry.
- Hahaha Harry z tobą? Zawsze.- odpowiedziałam z sarkazmem.- Ale na serio, po chuja wy tu?
- Candy, nie zapominaj, że ja wciąż tu stoję.- upomniała mnie pani Smith.
- Proszę się nie przejmować, od razu się przyzwyczailiśmy, że Candy jest taką podłą su...- wtrącił Niall.
- Nawet nie waż się kończyć.- warknęłam.
- Dobra, spokój!- wrzasnęła Amy.- Rozumiem, że się szczerze nienawidzicie i bardzo chcecie się nawzajem zabić, ale zróbcie to gdzie indziej, bo jakoś nie mam ochoty oglądać tu wylewu krwi.
- Ta, tak się nienawidzą, że za chwilę trafią do jednego łóżka i będziemy bardzo dobrze słyszeć wydawane przez nich dźwięki, które raczej nie przypominałyby odgłosów walki.
- Louis, ty zboczeńcu!- zaśmiała się.- Mamo, może w końcu ty jako jedyny racjonalnie myślący człowiek, mogłabyś mi wyjaśnić po co tu przyszli?
- Złotko, czym się zajmuję z zawodu?
- Ymm... No projektujesz ciuchy...
- No właśnie, mam za zadanie zaprojektować nowe stroje dla pewnego dość znanego zespołu One Direction, mówi wam to coś?
- Czyli, że co będziemy musiały z tymi debilami spędzać więcej czasu?!- krzyknęłam.
- Tak, dokładnie... Zaraz, co? Jakimi debilami?
Mina mamy Amy- bezcenna.
- Nie będziesz się skarbie mogła od nas odpędzić.- objął mnie ramieniem Liam.
- Ty mi tu nie skarbuj, idioto.- fuknęłam, jednocześnie zrzucając jego paskudną rękę z mojego ramienia.
- Ale chwila, mamo, czy ja tu mam coś w ogóle do powiedzenia?- zapytała lekko poddenerwowana Amy.
- Kochanie, wiesz, że ta praca jest dla mnie bardzo ważna. Gdyby nie ona, to nie mielibyśmy tego, co mamy teraz.
- Przecież tato jeszcze pracuje.
- Ale dobrze wiesz, że cenię sobie niezależność. Nie chcę, żeby jakiś facet za mnie pracował.
- Tak, wiem...-spuściła głowę.
- A czy ja mam coś w ogóle do powiedzenia?- zapytałam.
- Obawiam się, że ty tym bardziej nie.- odparła z rezygnacją Amy i szybko poleciała na górę do swojego pokoju. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że nie jest to taki zły pomysł i także udałam się do pokoju. Nie miałam zamiaru ani chwili dłużej spędzić z tymi osobnikami z plemnikiem zamiast mózgu. Z dołu było słychać krzyki i śmiechy. Westchnęłam i rzuciłam się na łóżko. Mam nadzieję, że przynajmniej nie będą tu mieszkać...
Nowy bohater:
Nathan Huston. 20 lat.
"Biorę, nigdy nie daję. Wykorzystuję, nigdy nie daję się być wykorzystanym."
No więc na reszcie udało mi się napisać ten nieszczęsny rozdział. Pomęczyłam się, pomęczyłam i teraz muszę zobaczyć, czy było warto. Życzę miłego dnia wszystkim czytelnikom!
KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA
Omniomniomniomniom*.* Wiedziałam, że bedą One direction. Choć policjanci mnie zaskoczyli. Matka Amy jest super. Co takiego Amy zrobiła strasznego!? Ona taka urocza jest przecież. Hahahahahaha Candy mnie rozwaliła swoim tekstem w kierunku Lou. No właśnie Louis - uroczy zboczeniec xd
OdpowiedzUsuńCzekam na nn
Zapraszam do siebie
http://i-love-my-life-33.blogspot.com/
Pozdrawiam
# Zoey♥
Super rozdział;* czekam na nexta, zapraszam do mnie: nadzieja-jestzawsze.blogspot.com
OdpowiedzUsuńczekam nn ;/
OdpowiedzUsuńSuupeer!! Czekam na nastepny. <3
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA, więcej u mnie na blogu http://how-much-you-can-love.blogspot.com/2014/02/lba-liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńKiedy napiszesz nastepny? troche smutno bez cb ;c ale musze sie przyzwyczaic ;c
OdpowiedzUsuńCzekam na next! x
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie: http://purefeeling-fanfiction.blogspot.com/
Proszę zgodnie z regulaminem umieścić button link Szablonownicy!
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, kompletnie o tym zapomniałam. Już wstawiłam button ;).
OdpowiedzUsuń