środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 17 "To się nazywa bipolarność, skarbie. I to się leczy u psychiatry"

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!



*Tydzień później*
Amy
- Ciemne, czy jasne pieczywo?- zapytałam, trzymając telefon przy uchu.
- Weź ciemne.- odpowiedziała Mercedes.
- Okey.- odpowiedziałam, po czym rozłączyłam się.
Wzięłam chleb i bułki ze stoiska i ruszyłam dalej. Po drodze zgarnęłam jeszcze jogurty, mleko, płatki, alkohol (bo zbliża się sylwester), napoje, chipsy i przeróżne inne rzeczy, z których zrobimy przekąski. Tak się składa, że tegoroczny sylwester będzie urządzany u mnie w domu, bo rodzice jak zwykle muszą zostać dłużej w podróży. Podeszłam do kasy ze wszystkimi gratami, kiedy stojąca tam ekspedientka wystawiła tabliczkę z napisem "Zapraszamy do kasy obok".
- No to są kurwa jakieś jaja.- wkurzyłam się.
- Spokojnie, bo złość piękności szkodzi.- usłyszałam głos za swoimi plecami.- Amy, tak?
Odwróciłam się i przed oczami ujrzałam Duke'a, przyjaciela Candy. Uśmiechnęłam się.
- Zgadza się.
Chłopak rzucił okiem na zakupy, które sprawiały, że aż się uginałam, po czym wziął część z nich.
- Wybierasz się na jakiś obóz przetrwania, czy po prostu zgłodniałaś?- zażartował.
- Żadne z nich. Organizujemy sylwester i tak się składa, że akurat u mnie w domu. Może masz ochotę wpaść?
- Cóż, Candy byłaby zachwycona towarzystwem tak wspaniałego faceta jak ja.
Prychnęłam.
- Chyba za dużo czasu z nią spędziłeś.
- Może.- westchnął- Ale jak się ją lepiej pozna, to nie jest taka zła.
- Wiem.- przytaknęłam.- Już trochę razem mieszkamy i myślę, że po tym wszystkim ciężko byłoby nam się rozstać.
- Co masz na myśli?
- No wiesz, kurator w końcu podejmie decyzję o zdjęciu z niej kary, a wtedy będzie mogła swobodnie wrócić do swojego dawnego życia. Ale dość już tego gadania, chodź wreszcie do tej kasy, bo mi ręce zaraz odpadną.
Duke pokiwał zgodnie głową i po chwili znaleźliśmy się już przy kasie.
- Myślę, że przystanę na twoją propozycję.- powiedział, gdy bezskutecznie próbowałam znaleźć portfel w torebce.
- Hm?
- No z tym sylwestrem.
- Aaaa... To super. Tak!- krzyknęłam, gdy wreszcie udało mi się znaleźć portfel.
Zapłaciliśmy za wszystkie nasze zakupy (a jeśli chodzi o mnie to trochę za to wszystko wyszło) i oczywiście nie obyło się bez pouczającej gadki ekspedientki na temat rozważnego spożywania alkoholu. Ja stałam tam tylko i modliłam się, żeby w końcu ta głupia baba przestała paplać, a Duke zwijał się ze śmiechu.
No bardzo śmieszne.
Wyszliśmy ze sklepu i ku mojemu zdziwieniu Duke zaczął kierować się z moimi zakupami na parking.
- Eee... Gdzie ty przepraszam bardzo idziesz? O ile mi dobrze wiadomo, to mój dom jest w drugą stronę.- zauważyłam.
- Być może, ale chyba nie myślisz, że będziemy to wszystko taszczyć na piechotę. Jestem tu samochodem.
- W ogóle nie szanujesz tego, że troszczę się o środowisko i wybieram ekologiczną formę transportu.- powiedziałam z udawaną urazą.
- Jakoś to przeżyjesz.- puścił mi oko, po czym otworzył przede mną drwi od samochodu i wziął ode mnie resztę zakupów. Zajęłam miejsce pasażera, po chwili do auta wsiadł Duke i ruszyliśmy do domu.
- Mam do ciebie małe pytanie.- zaczął, gdy mijaliśmy kolejne skrzyżowanie.
- Hm?
- Jak ty tyle czasu wytrzymałaś z Candy?
Zaśmiałam się, a po chwili chłopak dołączył do mnie.
- Sama się czasem nad tym zastanawiam, ale jak wcześniej mówiłeś- nie jest taka zła, jak się ją bliżej pozna. Chociaż na samym początku bardzo trudno było nam się nawzajem zaakceptować.
- Pewnie była straszną suką.
- Trochę, ale jak też nie byłam święta. Trochę nieprzyjemnych słów każda z nas powiedziała, ale później było już coraz lepiej. Teraz jesteśmy już na prawdę blisko.
Pokiwał głową w znaczeniu, że rozumie, po czym skręcił w uliczkę prowadzącą do podjazdu. Wysiedliśmy z samochodu, wzięliśmy zakupy z bagażnika i ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Wróciłam!- krzyknęłam, odkładając klucze na szafkę. Zdjęłam kurtkę, szalik, czapkę i buty, po czym zwróciłam się do Duke'a:
- Nie będzie ci za gorąco?
- Co? Nie, ja i tak już idę.
- Ej no, przynajmniej przedstawię Cię reszcie, chodź.
Pociągnęłam chłopaka za sobą i już po chwili znaleźliśmy się w ogromnym salonie, w którym byli skupieni wszyscy lokatorzy (prócz rodziców, oczywiście). Odchrząknęłam. Wszystkie twarze momentalnie zwróciły się w moim kierunku.
- Duke, chuju co ty tutaj robisz?- wykrzyknęła Candy, zanim zdążyłam coś powiedzieć.
- Przyszedłem odwiedzić moją "kochaną" przyjaciółkę Candy, ale zamiast niej jest tu tylko jakaś podła zdzira.
- Bardzo śmieszne, Devine.- warknęła brunetka.
Parsknęłam śmiechem, podobnie jak reszta.
Mercedes podniosła się z kanapy i podeszła do chłopaka z uśmiechem.
- My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Mercedes.- podała mu rękę, którą uścisnął.
- Duke, miło mi.- odwzajemnił uśmiech.
- Dobra, koniec tych czułostek. Po co przywlekłeś tu tą swoją tłustą dupę?
- Abym zobaczył dupę Brown i przestał mieć kompleksy z powodu swojej.- wytknął jej język.
Candy pokazała mu środkowy palec i lekko kopnęła w kostkę.
- Spotkałam go w sklepie. Byłam obładowana, więc pomógł mi.- odpowiedziałam za chłopaka.- Przy okazji zaprosiłam go na sylwestra, nie macie nic przeciwko?
Wszyscy pokręcili zgodnie głowami, tylko Niall zacisnął dłonie w pięści. Uhu... Czeka nas poważna rozmowa.
- On i imprezy? To ze sobą koliduje.- prychnęła Candy.
- Jestem ciekawy, co powiesz, gdy zabraknie ci dragów.
- Phi... Znam tylu dilerów... Nie bądź taki pewny siebie.
- Mam wrażenie, że jedynym dilerem, jakiego znasz jestem ja.
- Wal się pierdolony chuju.- powiedziała z uśmiechem, po czym poczochrała mu włosy.
Uroczo.- prychnęłam w myślach.
- Dobra, ja się zbieram, muszę jeszcze załatwić kilka rzeczy. Do sylwestra!- krzyknął i pomachał wszystkim, a Candy przytulił.
- Tylko przynieś dużo towaru!- wrzasnęła za nim.
- Niezły ten twój przyjaciel.- rzuciła z uśmiechem Merci- Ale zdecydowanie nie w moim typie.
- A jaki jest twój typ?- zapytał nagle Louis.
Nie powiem, jego pytanie nieźle mnie zaskoczyło, podobnie jak moją kuzynkę i resztę zgromadzonych. Widziałam, że blondynka nieźle się zmieszała, lecz po chwili uniosła dumnie głowę i ociekającym jadem głosem powiedziała:
- Mój wymarzony facet powinien mieć zaszyte usta, żeby nie pierdolił mi cały czas nad uchem, powinien mieć zakneblowane ręce, żeby nie ośmielił się ich na mnie podnieść i powinien być przywiązany do krzesła z oczami szeroko otwartymi, żeby mógł widzieć krzywdę i ból, jaki mu zadam, na który zresztą zasłużył.
Po tych słowach głośno tupiąc, pobiegła na górę i zatrzasnęła się w pokoju.
- Ona na pewno jest normalna?- zapytał Liam.
Obawiam się, że nie...
Niall
Po dziwnej akcji z Mercedes, także zaszyłem się w swoim pokoju. Cały czas biłem się z myślami.
Dlaczego Amy musiała zaprosić tego chuja na sylwestra? Nie wystarcza jej towarzystwa? Kurwa, Niall co cię to obchodzi? Przyjdzie, zabawi się z Candy i tyle... No właśnie. ZABAWI SIĘ Z CANDY. Kurwa, co mnie ta suka obchodzi? Chyba jednak trochę obchodzi... Nie!
Moje przemyślenia przerwało delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę.- powiedziałem oschłym głosem.
W moim pokoju momentalnie znalazła się drobna osóbka o imieniu Amy. Na serio, była taka malutka i drobna, że wydawała się być zrobiona z porcelany. Lekki dotyk mógł sprawić, że zamieni się w kupkę porozbijanych kawałków.
To chyba ostatnia osoba, którą chcę teraz widzieć.
- Możemy porozmawiać?- zapytała.
- Nie mam teraz na to ochoty.
- Ale Niall...
- Powiedziałem kurwa, że nie mam ochoty!
Kurwa, przesadziłem.
Byłem pewny, że dziewczyna spojrzy na mnie przerażonym wzrokiem i się rozpłacze i już miałem otworzyć usta, aby przeprosić ją za mój nagły wyskok, ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu dziewczyna podeszła do mnie i z całej siły przywaliła mi w twarz.
Auć.
- Kurwa Niall ty się w końcu zdecyduj! Nie dość, że zamiast powiedzieć od razu, że nie chcesz, aby Duke przychodził, to się obrażasz i zamykasz w pokoju, to na dodatek całą swoją złość wyładowujesz na mnie! Jesteś popieprzony! Mam już dosyć tych twoich jebanych humorków! Zdecyduj się co do kogo kurwa czujesz i nie truj wszystkim dupy!
To co powiedziała... Kurwa, boli. Ale niestety ma tą pieprzoną rację.
Jej twarz złagodniała i westchnąwszy, zajęła miejsce obok mnie. Chyba się trochę uspokoiła.
- Przepraszam.- powiedziała.
- Nie, masz całkowitą rację.
- Ja cię nie przepraszam za to, co powiedziałam, bo wiem, że mam rację, Przepraszam za to uderzenie w twarz. To nie było planowane. Jakiś nagły impuls. W jednej chwili byłam spokojna, a w drugiej bum! Czułam się, jakby wszystko się nagle na mnie zawaliło.
Zaśmiałem się.
- To się nazywa bipolarność, skarbie. I to się leczy u psychiatry. - droczyłem się, przez co zarobiłem sobie dźgnięcie w żebra.
- Dlaczego ty zawsze jesteś taki niezdecydowany?- westchnęła.
- O czym mówisz?
- O Candy.
- A co to ma z nią wspólnego?
Spojrzała na mnie wymownie.
- Nie udawaj idioty, okay? Przecież widzę jak na nią patrzysz, jak zachowujesz się w jej towarzystwie. Myślisz, że nie wiem, czemu nie chcesz, żeby Duke przyszedł na tą imprezę? Jesteś zwyczajnie o nią zazdrosny.
- Może... Podoba mi się, ale to nie tak, że ją kocham, czy coś. Miłość nie istnieje podobnie jak wampiry, czy wilkołaki. Jest tylko głupim wymysłem pisarzy, czy reżyserów, chcących zarobić na naiwności i ckliwości innych. Candy mnie po prostu intryguje i... Pociąga.
- To jej to powiedz.
Prychnąłem.
- Ta, jasne. Jak ty to sobie wyobrażasz? Cześć Candy, co tam u ciebie? Ładna pogoda za oknem, prawda? A tak w ogóle to cholernie mi się podobasz i najchętniej poszedłbym z tobą do łóżka. Ale czekaj... Zapomniałem, że ty mnie nienawidzisz i najchętniej wpakowałabyś mi nóż w serce.
Parsknęła śmiechem.
- Może nie tak prosto z mostu. Ale powinieneś z nią spokojnie porozmawiać, bo szczerze, to mam już serdecznie dosyć tego twojego ciągłego dołka wywołanego jej osobą. Prześpij się z nią i po sprawie.
- To nie takie proste, jak ci się wydaje.- westchnąłem.
Położyła głowę na moim ramieniu.
- Wiem, Niall. Ale kto powiedział, że życie jest proste? Życie jest pieprzonym bagnem, z którego wydostają się tylko ci, którym Bóg zachce rzucić gałąź.
- Od kiedy ty wygłaszasz takie mądrości?
- Dorwałam się do książki mamy. Tak mnie to cholerstwo wciągnęło, że teraz kurwa cały czas cytuję tego pojebanego autora.
Zaśmiałem się.
- Dlaczego my jesteśmy tacy popierdoleni, Niall? Candy, która nie umie zapanować nad swoimi emocjami i bije każdego, kto na nią krzywo spojrzy, Mercedes, która wygaduje jakieś psychiczne i popieprzone farmazony i zachowuje się jak psychol, Zayn, który popadł w jakąś walniętą depresję, w chuj zboczony Louis, Liam, który kiedyś pieprzył mi o jakimś pojebanym koniu Candy- nawet tego nie komentuj, ja, która jestem jak ty to nazwałeś bipolarna i w jednej chwili jestem spokojna, a w drugiej zachowuję się jak jakiś kompletny świr i ty, który kurwa nie umiesz pokazać swoich emocji innym i jesteś nadpobudliwy i cholernie psychiczny. Powinni nas zamknąć w wariatkowie.
- Masz całkowitą rację,- zgodziłem się.
- Tylko Harry jeszcze jest w miarę normalny.- dodała.
Spojrzałem na nią zdziwionym wzrokiem.
- Harry normalny? Czy ty siebie słyszysz?
Zmarszczyła brwi.
- O czym ty mówisz?
Kurwa, nie mogę jej tego powiedzieć, bo będę martwy.
- Po prostu chodzi o to, że Harry ma tak jakby dwie strony swojej osobowości- jedną słodką, uroczą i troskliwą, jaką znałaś od początku, a drugą, której jeszcze nie poznałaś. I szczerze, jako przyjaciel nie życzę ci, abyś kiedykolwiek ją poznała.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale już po chwili uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Na pewno przesadzasz. Każdy ma swoje gorsze strony, ale nigdy nie jest tak tragicznie, jak nam się wydaje.
Niestety w tej kwestii nie masz ani odrobiny racji.
- Przyjemnie mi się z tobą rozmawiało, dziękuję...- zacząłem niepewnie.
- ...Ale chcesz, żebym już poszła?- zakończyła za mnie- Spoko, nie ma problemu, już się ulatniam. Ale pamiętaj- jeśli chcesz ze mną o czymkolwiek porozmawiać, to nie krępuj się.
- Spoko, ale proszę cię, zdobądź jakieś leki na tą pieprzoną bipolarność i zażywaj je przed każdą naszą rozmową, bo nie chcę po raz kolejny dostać po twarzy. Niby jesteś taka malutka i drobniutka, ale ciosy to masz zabójcze.
- Bardzo śmieszne. Będę pamiętać na przyszłość. I pamiętaj- masz z nią szczerze porozmawiać, bo w końcu tak to zawali twoją głowę, że nie będziesz w stanie normalnie funkcjonować.
- Wow, powinnaś zostać psychologiem.
- Wątpię, czy psycholog z zaburzeniami bipolarności by się sprawdził.- powiedziała, naśladując mnie.
- Zawsze warto próbować. Jest taki jeden bardzo sławny psycholog, który sam cierpiał na zaburzenia psychiczne.
- Na serio? Kto?
- Dr Jackob McGuier.
Zmarszczyła brwi.
- Nie znam nikogo takiego.
- Pewnie dlatego, że go zmyśliłem. Chciałem cię pocieszyć i zauważyć, że nawet z takim schorzeniem da się żyć.
Westchnęła z uśmiechem.
- Jesteś idiotą, Niall, ale dzięki. Mi też ta rozmowa dobrze zrobiła.- powiedziała, po czym opuściła mój pokój.
Boże, jeżeli w tej chwili mnie słyszysz, a jestem pewien, że tak jest, to wiedz, że cholernie dziękuję ci za taką wspaniałą przyjaciółkę.

*Impreza sylwestrowa*
Candy
Wszyscy goście pomału zaczęli się schodzić, tak więc postanowiliśmy rozpocząć imprezę. Oczywiście nasze One Direction jak zwykle musiało dorzucić swoje 5 groszy i zaprosić całą masę obcych ludzi z dupy. Rozejrzałam się dookoła. Otaczali mnie już nieźle narąbani faceci, którzy obmacywali każdą laskę, na jaką się akurat natknęli oraz też nieźle już wstawione laski, które wręcz siłą ciągnęli facetów do łóżka. Nie chcąc być gorsza, udałam się w stronę świetnie wyposażonego barku i sięgnęłam po sporą wódkę. Nie trudziłam się w poszukiwaniu jakiejś szklanki, bowiem wiedziałam, że i tak zaraz wszystko opróżnię kilkoma łykami. Usiadłam na kanapie razem z moją zdobyczą i brałam coraz to kolejne łyki parzącej mnie w gardło cieczy. Nagle miejsce obok mnie zajęła Mercedes. Nie przejęłabym się tym zbytnio, gdyby nie fakt, że blondi wyrwała mi butelkę z ręki i kilkoma łykami opróżniła ją. Popatrzyłam na nią wrogim wzrokiem.
- Jak masz ochotę na wódkę, to idź kurwa do barku i sobie weź, a nie mi bezczelnie i chamsko wyrywasz.- warknęłam.
- Sorry, nie miałam siły, żeby po nią pójść, okay? Jak to dla ciebie taki problem, to jutro ci odkupię dwa razy większą. Po prostu mi dzisiaj odpuść.
Wstała z kanapy i chciała gdzieś odejść, ale chwyciłam ją za nadgarstek.
- A tobie co się stało?- zapytałam.
Kurwa, Candy po co jej się o to pytasz? Zaraz zacznie nawijać godzinami i nie będziesz mogła się od niej odczepić. Ugh... Nienawidzę cię.
Pociągnęłam ją z powrotem na kanapę, bo jak już zapytałam, o co chodzi, to wypadało chociaż jej wysłuchać.
- To na prawdę nieistotne.- uśmiechnęła się.
- Oj przestań już. Nienawidzę, gdy ludzie łażą przybici, a gdy ktoś ich zapyta, co się stało, to uparcie twierdzą, że wszystko jest ok. Jakby nie mogli sobie ulżyć i komuś się wygadać. Czy to ma związek z tym, co mówiłaś dzisiaj? Z tą odpowiedzią na pytanie Louisa: jacy faceci są w twoim typie?
- Nie... Może... Zresztą nieważne.- powiedziała, po czym niespodziewanie poderwała się z kanapy i uciekła na górę.
Wal się. Chciałam być miła.
- Candy sama, bez towarzystwa adoratorów i hektolitrów wódki? Coś mi tu nie pasuje.- usłyszałam głos mojego przyjaciela.
- Wódka stoi tu, wypita, a na adoratorów nie mam dzisiaj ochoty.
- Jasne.- uśmiechnął się.
- Masz towar?
Kiwnął głową. Momentalnie się rozpromieniłam.
- No to zaczynamy prawdziwą zabawę!- krzyknęłam.



Rozdział wyszedł mi na prawdę długi, sama się tego nie spodziewałam. Szczerze mówiąc, to bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że Wam też.
Jakby co, to Amy nie jest chora na bipolarność, Niall po prostu się z nią droczył XD.

Mam taki pomysł, żebyście od teraz, pod każdym rozdziałem oprócz opinii o rozdziale pisali mi także, która postać w danym rozdziale (tak, wiem ciągle powtarzam to słowo) najbardziej Wam się spodobała. Będę mogła wtedy trochę nad nią popracować i zamieszczać więcej wątków z jej udziałem. Więc proszę, nie zlekceważcie tego, bo to na prawdę dla mnie ważne.
Do następnego!

KOMENTARZE= WIELKA MOTYWACJA

piątek, 2 stycznia 2015

Informacja!

Dla osób, które czytają mojego drugiego bloga- http://not-afraid-of-death-1d-ff.blogspot.com/ , pojawił się tam kolejny rozdział. Miło by było otrzymać jakieś komentarze :).

A jeśli chodzi o tego bloga to rozdział powinien pojawić się wkrótce.
Papa!