Auć... Mój tyłek! Cholera jasna! Musiałem spaść z tego pieprzonego dachu?!
-Wszystko w porządku?- zapytał Zayn.
-Tak, wprost genialnie! Co z tego, że boli mnie dupa, bo prawdopodobnie mam złamaną kość ogonową, czuję się świetnie!
-Mam rozumieć, że złamałeś sobie dupę?- wtrąciła z rozbawieniem Candy.
Zignorowałem jej kretyńską wypowiedź, a znając Nialla zdążył już zapchać sobie głowę obelgami na temat jaka to ona jest głupia itp...
-Ale jak ty to sobie zrobiłeś?- odezwał się Liam.
-A no wiesz, w sumie to nie było tak trudno, wystarczyło tylko spaść z dachu i problem rozwiązany...
-Styles, do jasnej cholery!- krzyknęła Amy.
Wszystkie spojrzenia momentalnie skierowały się w jej stronę.
-Czy mógłbyś łaskawie wyjaśnić co ty na tym dachu robiłeś?!
-Gówno, jeszcze tam chyba jest, chcesz zobaczyć?
Liam palnął sobie z otwartej ręki w czoło, a reszta odruchowo spojrzała w kierunku dachu.
-Twój cynizm jest w tej chwili zbędny...- wyjaśniła przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam, po prostu... Przepraszam.- westchnąłem, po czym próbowałem się podnieść z ziemi.
Niestety bezskutecznie, bo doznałem tak okropnego bólu, że musiałem zostać na miejscu.
-Auć...- stęknąłem.
-Harry, ty masz mózg, człowieku?!- wydarła się Amy.
-Tuż po moim urodzeniu matka sprzedała go na allegro, więc niestety nie.
-Nie masz prawa podnieść się nawet o milimetr. Zayn, dzwoń po karetkę.
-Nic mi nie jest, na prawdę...
-Zamknij się łaskawie!- krzyknęła dziewczyna.
-Widzisz, Styles, nie masz nic do powiedzenia.- zaśmiała się Candy.
-A ty za to masz dużo, aż nadto.- prychnął Niall.

-Nie zapo...
-Zamknij się chociaż raz! Nie wiem co ja ci takiego zrobiłam, że ciągle się czepiasz, ale mam już tego po dziurki w nosie! Może najlepiej by było jakbym w ogóle nie istniała, było by ci o wiele łatwiej w życiu.
-Ale...
-Nie przerywaj mi! Wiesz co? Zrobię ci przysługę i nie będę ci wchodzić w drogę, po prostu będę cię omijać szerokim łukiem. Wtedy oboje poczujemy się lepiej! Żegnam!- odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku domu.
Wow... Popatrzyłem na chłopaków. Ich miny wyrażały to samo, co moja- ogromne zdziwienie, a Niall wyglądał, jakby się miał za chwilę zesrać.
-Candy, poczekaj!- krzyknęła za nią Amy.- Widzisz, co narobiłeś?!- zwróciła się do Nialla.
-Ale ja tylko...
-Ale ty tylko? No kurwa co?! Typowy facet...- westchnęła, po czym poszła w ślady Candy.
-Ok, to było dziwne...- skomentował Liam.
Popatrzyliśmy na niego jak na kompletnego idiotę.
-Nie no co ty powiesz?- zapytał sarkastycznie Niall.
-Dobra, koniec! Bo się zaraz wszyscy poobrażamy. Karetka będzie za kilka minut.
-Zayn, mówiłem, że nie potrzebuję pomocy, nic mi nie jest.- powiedziałem.
-Być może, ale nie chcę się teraz narażać Amy.
Wspólnie pokiwaliśmy głowami. Co jak co, ale humorzasta dziewczyna przyda nam się teraz najmniej, a jak do tego dojdzie nam jeszcze mieszanka krzyków Amy i pięści Candy, to zrobi się na prawdę nieciekawie.
Usłyszeliśmy syrenę. Świetnie, karetka przyjechała... Ogromny samochód zaparkował przed posiadłością, a z niego wyskoczyło dwóch ratowników.
-Dlaczego on siedzi na ziemi?- zapytał jeden z nich.
-Bo nie stoi.- wzruszył ramionami Lou.
-Długa historia.- wyjaśnił Zayn.
-A możesz się przynajmniej podnieść?- odezwał się drugi.
-Oczywiście, przecież siedzę tu ze złamanym tyłkiem dla zabawy.- mruknąłem ironicznie.
-Przepraszam za niego, mieliśmy mały spór z dziewczynami.- bronił mnie Liam.
-Przecież ja nic nie mówię.- rzucił mężczyzna, podnosząc mnie.
Dobra, czuję się co najmniej dziwnie... Dwóch facetów niesie mnie na rękach, z czego jeden z nich "przez przypadek" dotknął mnie w krocze. Niemalże słyszę śmiech Lou i docinki Liama w stylu: "Widzisz Harry, nie możesz się odgonić od facetów." Porażka...
Po dwudziestominutowej jeździe na jakimś składanym łóżku, dotarliśmy do szpitala.
-Proszę powiedzieć, co dokładnie zaszło.- nakazał doktor podczas badania.
Mówiłem już, że czuję się dziwnie? W takim razie cofam to. Teraz jest sto razy gorzej! Nie dość, że wcześniej jeden z ratowników, oczywiście całkowicie przypadkowo gwałcił prywatność mojego kolegi, to teraz muszę leżeć z wypiętą gołą dupą przed lekarzem.
-No spadłem z dachu, nic więcej.- powiedziałem lekko podirytowany.
-Ok, ale po co ty tam wchodziłeś?
-A to już chyba nie sprawa lekarzy.
Westchnął. No cóż, ze mną nie ma łatwo.
-Myślę, że to nic poważnego, następnym razem uważaj na to, gdzie wchodzisz- spojrzał na mnie z politowaniem.-I nie przemęczaj się za bardzo. Przepiszę ci maść, której będziesz musiał używać przynajmniej raz dziennie przez tydzień.
-Czyli mam rozumieć, że muszę smarować sobie tyłek?
-Jak chcesz, ktoś może ci pomóc, ja w to nie wnikam.
Przekląłem go w myślach i szybko opuściłem gabinet. Przed nim czekali już chłopcy. Widząc mnie, Zayn natychmiast wstał.
-I co?- zapytał.
-Nic. Powiedział, że wszystko w porządku i przepisał mi jakąś chujową maść.
Louis oczywiście parsknął śmiechem.
-Możemy już wracać?- zapytał znudzony Niall.
-Dobra, jestem wykończony.- przytaknąłem.
Wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się w kierunku samochodu.
-Dziwnie się czuję...- powiedział Zayn, gdy wsiadaliśmy do auta.
-Ciocia z Ameryki przyjechała?- zapytał Lou.
-Co? Nie, Louis, zboczeńcu. Chodzi mi o dziewczyny.
-Im ciocia z Ameryki przyjechała?
-Możesz się na chwilę przymknąć?- upomniał go Liam.- O co chodzi, Zayn?
-No, bo dziewczyny się na nas poobrażały i jakoś głupio się czuję.
-No i?- wtrącił Niall.- To nie na ciebie się obraziły, więc nie musisz się martwić.
-Wiecie co wam powiem?- włączył się Lou.- Jak im damy marchewki, to nam wybaczą.
Zmartwiony zwróciłem się w jego kierunku.
-Louis, skarbie kiedy zdążyłeś opróżnić całą butelkę whisky?
-Ej!- krzyknął Zayn.- To jest dobry pomysł!
-Upijemy je, zwiążemy i pozostawimy na pastwę losu niewyżytym murzynom?- zapytał z nadzieją Niall.
-Ustalmy, że to będzie nasz plan B... Myślałem, aby urządzić imprezę u Amy.
-To ja chyba jestem za pomysłem Nialla.- odparł Liam.
-Ale to by dobrze wyszło.- przytaknąłem.- Dziewczyny by się ucieszyły.
-Tylko, że niby kogo mielibyśmy zaprosić?- zapytał Lou.- Przecież nie znamy żadnych ich znajomych.
-To zaprosimy naszych, a kto będzie chciał to niech wbija. Mogę się założyć, że tłumy będą się nawzajem zabijać, żeby tylko przyjść na imprezę One Direcion.
-Nie pomyślałeś o najważniejszej rzeczy. Rodzice Amy są w domu, więc nie możemy tam nic kombinować.
-Spokojnie, za pół godziny nie będzie ich w mieście, wyjeżdżają na tydzień.
-Dobra, to ja zajmę się zaproszeniami, Liam alkoholem, Niall jedzeniem, Zayn muzyką, a Lou zastanowi się, jak wypędzić dziewczyny z domu.-zadecydowałem.
-Dlaczego ja mam najgorsze i najmniej znaczące zadanie?- oburzył się Louis.
-Bo jesteś najgłupszy z nas.- odpowiedział Liam.
-Ale jak ja mam niby je wygonić z domu, przecież to nie wykonalne!
-Widzisz, skoro nawet nie potrafisz tego zrobić, to nie powinieneś się dziwić, że my wykonujemy resztę.
-Dobra, zrobię to.- burknął.
Candy
Dzisiaj wszystko mnie wkurwia! Najpierw ten idiota Niall się mnie uczepił i ciągle komentuje to, co mówię. Mam go już serdecznie dosyć! Jeszcze do tego Harry... O mój Boże! Po cholerę on wchodził na ten dach?!
-Candy, wszystko w porządku?- usłyszałam za plecami głos Amy.
Trochę dziwnie się do tego przyznać, ale cieszę się, że za mną poszła. Chyba powoli zaczynam ją lubić, ale oczywiście w życiu się do tego nie przyznam.
-Tak, jasne.- skłamałam.
-Tak jakby ci nie wierzę.- uśmiechnęła się, po czym usiadła obok mnie.
-Niby dlaczego miałabym się przejmować tym, że ten idiota się mnie czepia? Nie obchodzi mnie to! Nie obchodzi mnie on i nic co jest z nim związane! Mam go serdecznie dosyć! Ależ on ma tupet! Wiesz co? Będę go po prostu unikać i udawać, że go nie znam.
-Spuść trochę z tonu, rozumiem, że jesteś na niego zła...
-Że co proszę?- zapytałam z niedowierzaniem.- Ja nie jestem na niego zła, ja jestem wściekła!
-Dobra, jedno licho...- machnęła ręką.
Usłyszałyśmy trzask drzwiami. 'Oho... Nasi panowie od siedmiu boleści wrócili...'
-Tęskniłyście?- Liam rozwalił się na kanapie.
-Oczywiście, tak bardzo, że aż zachcę puścić pawia ze szczęścia.- odpowiedziałam z sarkazmem.
-Mamy dla was propozycję nie do odrzucenia...- zaczął z gigantycznym uśmiechem Louis.
-Co wy znowu kombinujecie?- zapytała Amy.
-My? Nic. Po prostu jesteśmy w posiadaniu 2 biletów do nowo otwartego spa i nie mamy pojęcia, co z nimi zrobić.
-Aha, czyli zamierzacie je wcisnąć nam?- prychnęłam.
-Myśleliśmy, że wam się to spodoba.
-To źle myśleliście. Wydawało się wam, że zdołacie nas przekupić?
-Candy, pójdziemy.- odezwała się Amy.
-Co?
-Wolisz siedzieć tu w ich towarzystwie, czy zrelaksować się w spa? Chyba obie znamy już odpowiedź.-powiedziała, po czym pociągnęła mnie za rękę.
Po wyjściu z domu i upewnieniu się, że chłopcy są wystarczająco daleko, aby nic nie słyszeć, powiedziałam:
-Ale ja nigdy nie byłam w spa.
Blondynka uśmiechnęła się.
-W takim razie będzie to twój pierwszy raz.- zabawnie poruszyła brwiami.
Westchnęłam z uśmiechem, po czym ruszyłam za dziewczyną.
Pobyt w spa przeciągnął się na jakieś 3 godziny. W tym czasie zarobiłam sobie 5 różnych maseczek, czego nie rozumiałam, bo wystarczyła by jedna, długi, odprężający masaż i wizytę w saunie, w której spociłam się jak świnia. Ale to chyba dobrze, nie?
-Wracajmy już, jestem wykończona.- sapnęłam.
Amy zatrzymała się i spojrzała na mnie jak na kompletną idiotkę. W sumie, nie dziwię jej się, przecież byłyśmy w spa, powinnam się czuć odprężona i zrelaksowana.
-Może lepiej będzie, jeśli tego nie skomentuję.- posłała mi wymuszony uśmiech.
-Przepraszam, po prostu to nie moje klimaty. Ciągle myślę, że te wymalowane pindzie zamienią mnie w plastikową barbie.
-Tak się dzieje u kosmetyczki.- zaśmiała się.- Nie przejmuj się, nie mam ci tego za złe, w końcu to był prezent od chłopaków.
-No i właśnie to mnie najbardziej martwi.
Dziewczyna wybuchła perlistym śmiechem. Po raz ostatni skasowałyśmy nasze bilety i ruszyłyśmy do wyjścia.
-Myślisz, że gdy wrócimy, twój dom to będzie już po prostu ruina?
-Jeżeli tak, to stało się to jeszcze zanim zdążyłyśmy dojść do spa.
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Resztę drogi do domu przebyłyśmy w milczeniu. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, dosłownie odebrało nam mowę. W domu Amy odbywała się właśnie wielka impreza. Nie wiem jak innym, ale mi się to podoba...
-O! Wreszcie dotarły nasze spóźnialskie!- krzyknął już nawalony w troki Louis, po czym objął nas ramionami i zaprowadził do salonu.
-Gdzie wyście się podziewały tyle czasu?- Zayn wcale nie był gorszy jeśli chodzi o alkohol, bo kiwał się na wszystkie strony i trochę czasu minęło, zanim zdążył do nas dojść.- Martwiliśmy się.
-Ta, akurat.- prychnęłam.
-Możecie mi łaskawie wytłumaczyć co się tu dzieje i dlaczego w moim domu odbywa się jakaś impreza, na której ponad połowa jest już nachlana, a reszta uprawia grupowy seks na moim łóżku?!- wydarła się Amy.
-Ej tylko nie mów, że ci się nie podoba.- powiedział z wyrzutem Liam. O dziwo, nie był jeszcze tak wstawiony jak reszta, a Harry i Niall chyba nawet jeszcze w ogóle nie pili.

-Luzik, twoich starych nie ma w domu przez tydzień. Do tego czasu zdąży się posprzątać- machnął ręką pasiasty.
-Ty weź mnie nawet nie wkurzaj...- zagroziła.
-Oj wyluzuj, Amy.- Zayn objął ją ramieniem. -Zabaw się, chyba że nie potrafisz.
-Że co proszę?- zapytała z niedowierzaniem.- Uważasz, że nie umiem się zabawić? W takim razie się przekonajmy.- pociągnęła go w stronę barku z alkoholem.
-No to problem z głowy.- stwierdził z uśmiechem Liam.
-Ja bym nie była tego taka pewna.- odezwałam się.- Nie zapominajcie o mnie.
-Oczywiście, przecież o tobie nie da się zapomnieć!- krzyknął z sarkazmem Niall.- Zresztą i tak zaraz polecisz się nawalić i wyruchasz każdego napotkanego faceta, więc w czym problem?
-Uderzyłabym cię w twarz, ale musiałabym wtedy amputować sobie rękę.- powiedziałam przesłodzonym głosem.- Może tym razem to ja pobawię się w przyzwoitkę, wygonię każdego i tym samym zakończę wielką bibę z One Direction.
-Nie zrobisz tego.- podszedł bliżej.
-Założymy się?- zaproponowałam z szatańskim uśmiechem.
-Dobra. Jeśli ja wygram, to będziesz musiała pójść ze mną do łóżka jeszcze na tej imprezie.
-Ok, ale jeśli ja wygram, to będziesz musiał przez cały następny dzień robić to, co zechcę.
-Zgoda.- powiedział, po czym oboje rozeszliśmy się na inne strony.
Nie ma bata, żeby to on wygrał. Jeśli czegoś chcę, to zawsze to dostaję.
-Koniec imprezy!- wrzasnęłam na całe gardło, ale chyba jednak nikt się tym nie bardzo przejął. Popatrzyłam na Nialla, który gapił się na mnie z triumfalnym uśmiechem. 'Ten zakład jeszcze się nie skończył.'
Wlazłam na drewniany stół, zrzucając jednocześnie kilka kubków i talerzyków. Mówi się trudno...
-Ej!- po raz kolejny się wydarłam.
Momentalnie wszystkie twarze zostały zwrócone w moją stronę. 'To było banalne...'
-Chłopaki!- krzyknął nieznajomy facet.- Przynieście alkohol, jakaś laska będzie tańczyła na stole.
-Słucham?- zapytałam.- Nie mam zamiaru tańczyć, a w szczególności dla kogoś takiego jak ty.
Zeszłam ze stołu i pierwsze, co zrobiłam, to skierowałam się do barku z alkoholem. Teraz mam w dupie, czy wygram zakład, czy nie, muszę się koniecznie napis whisky. Na szczęście idioci przygotowali kilkanaście butelek Jacka Daniels'a. Wzięłam do ręki pierwszą i od razu wypiłam prawie cała jej zawartość.
-Nie wiedziałem, że dziewczyna umie tak pić.- jakiś koleś dosiadł się do mnie.
-W takim razie mało wiesz o dziewczynach.- pochyliłam się w jego stronę, po czym zleciałam ze stołka.
-Nic ci nie jest?- wystraszył się.
Na jego pytanie odpowiedziałam głośnym śmiechem. O tak, teraz już wiemy, że alkohol przejął nade mną kontrolę. Po chwili zostałam podniesiona do góry.
-Ja latam!- darłam się.
-Ja się nią zajmę.- usłyszałam męski głos, należący chyba do Nialla, ale nie jestem pewna.
-Teraz jest czas, abym dostał swoją nagrodę.- wyszeptał mi do ucha.
Tak, to na pewno on. W jednej chwili przypomniałam sobie o naszym zakładzie i zrobiło mi się słabo. Jak ja mogłam przegrać? Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w pokoju. Chłopak rzucił mnie na łóżku, po czym położył się na mnie i zaczął całować moja szyję.
-Niall.
-Hm?- zapytał, nie przerywając pocałunków.
-Złaź ze mnie.- powiedziałam, po czym zepchnęłam go z łóżka i sama z niego wstałam.
-Co ty do cholery wyprawiasz?!- krzyknął.
-Wychodzę.- odpowiedziałam beznamiętnie, otwierając drzwi.
-O nie, nie wychodzisz. Zapomniałaś, że mieliśmy umowę?
-Umowa była taka, że pójdę z tobą do łóżka, a przecież to właśnie zrobiłam. ale czekaj... Ty chyba liczyłeś na seks, co nie? No cóż, następnym razem wyrażaj się jaśniej.- posłałam mu buziaczka i z uśmiechem opuściłam pomieszczenie.
Amy
Świat wiruje... O ja pier... Ile ja już wypiłam? 5, czy 50? Kubków, czy butelek? Nieważne, piję dalej.
-Widzę, że jednak umiesz się zabawić.- usłyszałam głos Zayna.
-Jak śmiałeś w to wątpić?- bełkotałam.
-Nie wiem.- zaśmiał się po czym złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i zaczął całować po szyi.
-Przestań, to łaskocze.- śmiałam się.
Słysząc to, chłopak przeniósł swoje ręce na mój tyłek i łapczywie wpił się w moje usta.
-Zayn, mówię serio, przestań.- powiedziałam, gdy udało mi się go odepchnąć.
-Nie mów, że ci się nie podoba.
-Nie podoba.- próbowałam się od niego uwolnić, lecz bezskutecznie.
-Panu już dziękujemy.- powiedział Harry, odrywając ode mnie Zayna. Ten obrażony poszedł na górę z jakąś dziewczyną.
-Wszystko w porządku?- zapytał Lokaty.
-Tak.- odpowiedziałam.- Dziękuję.
-Zawsze do usług.- uśmiechnął się, po czym mnie przytulił.
Po chwili odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Zaczął się powoli przybliżać. 'Chwila, czy on chce mnie pocałować?'
-Harry, muszę iść, kurczaki się palą.- palnęłam, po czym wybiegłam na dwór.
'Serio? Kurczaki się palą? Nie mogłaś już wymyślić czegoś lepszego i przede wszystkim wiarygodniejszego?'
No cóż, taka już jestem, nie umiem kłamać. Stanęłam przy basenie i wpatrywałam się w taflę wody.

-Tsa...- odpowiedziałam nawet na nią nie patrząc.
-Coś się stało?- zapytała.
-Nic, po prostu jestem już zmęczona.
-Rozumiem. A tak w ogóle, to jestem Olivia, a ty?
Dopiero teraz podniosłam głowę i spojrzałam na dziewczynę.
-Cholera.- odpowiedziałam.
Cześć wszystkim! Ogromnie Was przepraszam, że nie było mnie widać ani słychać w ostatnim czasie. Przez pierwszy tydzień maja miałam wymianę, więc w ogóle mnie nie było przy kompie. Później już jeden ze znanych wszystkim powodów: nauka, nauka, nauka...
Od razu informuję wszystkich, że w najbliższym czasie rozdział również się nie pojawi, bo w poniedziałek lecę do Londynu, później mam testy semestralne, koleją wymianę i wycieczkę do Zakopanego, więc będę "dostepna" dopiero 14 czerwca, chyba, że wcześniej pomiędzy testami a wymianą uda mi się coś napisać.
W związku z tym, że musieliście długo czekać na ten rozdział, jest on dłuższy niż pozostałe ;).
KOMENTARZE=WIELKA MOTYWACJA